się zresztą nad tem, gdyż było mu to w gruncie rzeczy obojętne.
Nie zdradzał Tunki poprostu dlatego, że jedyna kobieta, od której mógłby się spodziewać czegoś więcej, znajdowała się teraz bardzo daleko. Przekonywał siebie, że jest już ustabilizowany, że dopiął celu, że urzeczywistnił plany, z któremi rozpoczął swoje drugie życie i dlatego każde wspomnienie Arletki było dlań czemś najgorszem: nasuwało wątpliwości.
Starał się zagłuszać je drwinami, a gdy i to nie pomagało, — pił. Alkohol działał skutecznie, nie działał jednak długo i wtedy Murek przypominał sobie tych ludzi, w których otoczeniu czuł się znacznie lepiej, lżej i spokojniej: znajomych Miki.
Zbliżało się właśnie Boże Narodzenie, i korzystając z tej okazji, nakupił dużo zabawek dla dzieci państwa Lipczyńskich. Jego zjawienie się zostało przyjęte radośnie. Jednakże, po obejrzeniu prezentów, i po podziękowaniach, doktór Lipczyński wyprawił z pokoju dzieci i zapytał Murka:
— Pan już wie, co się stało z Miką Bożyńską?
— Nic nie wiem. Przez kilka miesięcy nie byłem w Warszawie.
Chirurg pokiwał głową:
— Stało się nieszczęście, a przynajmniej to, co ludzie nazywają nieszczęściem.
— Ten skrzypek?...
— Tak.
— Rzucił ją?...
— To było do przewidzenia. Ale rzucił ją w stanie... Ona spodziewa się dziecka.
— A, bydlę! — wyrwało się Murkowi.
— Jest źle, jest bardzo źle. Dowiedziałem się o tem zupełnie przypadkowo. Wszyscy w ostatnich czasach dostrzegaliśmy, że zmizerniała, a nawet zbrzydła. Ponieważ nie było
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.