Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

Kinerowi jednak widocznie bardzo zależało na zdobyciu tych materjałów, gdyż targował się zawzięcie. Jeszcze raz przejrzał wszystko, jeszcze dwa razy się żegnał, wreszcie powiedział:
— Więc dobrze. Zapłacę panu trzysta tysięcy równe...
— Czterysta.
— Niech pan nie przerywa. Trzysta. Jutro przyjadę tu o pierwszej z panem, który przywiezie pieniądze i wypłaci je panu. Oczywiście z ręki do ręki. Do jutra pan się namyśli, ale i ja się namyślę. Tu, w kasynie, w tymże pokoju o pierwszej. Dowidzenia.
— Należy być przygotowanym na wszystko — mówił w godzinę później Czabanowi Murek. — Owym gościem, co ma przywieźć pieniądze, może być wywiadowca policyjny.
To też nazajutrz zachowano wszelkie środki ostrożności. Obawy jednak okazały się zbędne. Kiner przyjechał punktualnie z jakimś drabem, wyglądającym bardziej na tragarza w niedzielnem ubraniu niż na funkcjonarjusza dyplomatycznego. W kwadrans rzecz była załatwiona i Murek, ściskając w ręku paczkę banknotów, widział przez okno odjeżdżającą czarną limuzynę.
Do pokoju wszedł Czaban.
— Załatwione? — zapytał niespokojnie.
— Przelicz — podał mu pieniądze Murek.
Obojętnie przyglądał się Czabanowi i plikom banknotów. Zrodziła się w nim dziwna potrzeba ostudzenia radości Czabana.
— Czy wiesz, cośmy zrobili? — odezwał się.
— Jakto co?
— To się nazywa zdradą państwa. Pomyśl: z tych armatek będą strzelać do naszych żołnierzy. Kto wie, ile trupów naprodukowaliśmy przez tę tranzakcję?...