Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

mogłam zdecydować się na zwrócenie się z tem do ciebie. Bałam się, że to cię rozdrażni.
— Cóż znowu.
— Nie przypuszczałam, że i tobie brakuje... Wybacz, ale nie posądzałam cię o... jakikolwiek głód uczuć.
— Może i miałaś rację.
— Nie. I szalenie się cieszę. Wiesz, cioteczna siostra naszej kucharki jest wdową i ma sześcioro dzieci. Najmłodsza córeczka ma trzy lata. Jest cudna. Kazałam ją kiedyś podczas twojej nieobecności przyprowadzić. Mówię ci: czarujące dziecko. Juszczeniowa, matka tej dziewczynki, z wdzięcznością oddałaby ją nam...
Murek skrzywił się:
— Myślałem raczej o chłopcu.
— Ale, gdy ją zobaczysz... — zaczęła Tunka.
— Niema celu — przerwał. — Wzięcie takiej dziewczynki byłoby niewskazane z wielu względów. Przedewszystkiem jest już zaduża. Będzie pamiętała swój dawny dom. Pozatem myślałem o zaadoptowaniu, a tu byłoby to kłopotliwe.
— Dlaczego?
— Bo popierwsze matka nie zgodziłaby się na to. A gdyby nawet! Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co będzie, gdy dziewczynka dorośnie? Jak ułoży się jej stosunek do rodzeństwa, jej, kulturalnej i wykształconej panny do zwykłych posługaczek i parobków? Pocóż dobrowolnie układać dramat, który kiedyś może zepsuć jej życie?
— Masz wiele słuszności — przyznała Tunka — Więc jak ty sobie to wyobrażasz?
— Ja?... Zacznę od tego, że mam już prawie konkretny plan. Chcę jednak najpierw poddać ten plan twojej krytyce, bo byłoby nonsensem forsować go wbrew twojej woli, czy chociażby wbrew twemu uprzedzeniu. Dziecko to musi dać nam obojgu radość, obojgu zapełnić pustkę. A i ono byłoby