zacnym i niewątpliwie pełnym najlepszych intencyj starszym panem. Nazywał się Słowiński. Był to człowiek zupełnie samotny, dość zamożny i wysoce kulturalny. Mniejsza o to z jakich powodów, ale postawił sobie jako cel w życiu wydobycie z nędzy i wykształcenie kilkorga chłopskich dzieci. Chciał niemi obdarzyć społeczeństwo, wyposażywszy ich w takie wartości, których nie mogliby żadną miarą zdobyć pozostając w swojem środowisku. Gdyby dziś żył, przekonałby się, jak trudne, jak niewdzięczne podjął zadanie. Bo mało jest wypolerować człowieka, mało jest wyrzeźbić jego powierzchnię i jak gwoździe powbijać weń dogmaty, zasady, pojęcia. Trzeba jeszcze mieć moc ożywienia ich, zmuszenia do zapuszczenia korzeni. Trzeba nauczyć myśl tego człowieka, by przebiegała przez takie, a nie inne komórki mózgowe i by rodziła się, co najważniejsze, z takich a nie innych uczuć. A jakże wypruć z istoty ludzkiej uczucia, któremi od wielu pokoleń żyła, które stały się narzędziem do oceniania otoczenia równie niezbędnem, jak instynkt i jak on nieomylnem. Lecz nieomylnem tylko w rodzimem środowisku. Uczuciom trzeba dać czas!... Trzeba je wyprowadzić, jak róże sztamowe z polnego głogu.
Zamyślił się i szli w milczeniu alejką wśród strzyżonych trawników i rabat, pokrytych różnobarwnemi kwiatami.
— Tylko poco?... Poco?... — powiedział z ironją. — Róża nie jest przecie szczęśliwsza od głogu... A równie bezużyteczna..
Po nowej pauzie powiedziała Tunka:
— Nie wiedziałam, że tyle myślisz o podobnych rzeczach i że myślisz z taką goryczą.
— Co mówisz? — ocknął się.
— Wspomniałeś, że masz już jakiś plan?
— A tak — przetarł oczy — Mam plan. Jest małe dziecko. Chłopak. Znałem matkę i ojca. Ojciec zaginął. Zresztą nie wie o dziecku. Matka umarła przy porodzie. Była to wy-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/324
Ta strona została uwierzytelniona.