pewnej pozycji towarzyskiej. Czyż za to nie warto było płacić?... Tembardziej, że do reklamy wystarczały dwa lub trzy tygodnie pobytu w tem luksusowem uzdrowisku. Któż będzie kontrolował resztę wakacyj opędzonych taniutko w Zielonce, czy w Kaczym Dole?...
Więc płynęły pieniądze rzeką. W masywnych kasach pancernych w podziemiach Kasyna piętrzyły się paczki banknotów, akcjonarjusze zacierali ręce, Czaban promieniał i gdy sam na sam zostawał z zięciem, skakał i śmiał się, jak dziecko.
— Rozruszajże się, stary djable! — oklepywał go ze wszystkich stron zachęcająco. — Przecie nawet nie marzyliśmy o takiem powodzeniu! Co ci jest?! A?!
— Zmęczony jestem — mówił Murek i mówił prawdę. Pracował jak wół. Pierwszy wstawał, ostatni kładł się. On jeden bodaj w całej Medanie nie użył ani godziny na zabawę. Napróżno Czaban przekonywał go, że to przesada, że olbrzymi aparat administracyjny został już wyregulowany do ostatniej śrubki i działałby sprawnie nawet bez kierownictwa.
Murek tylko wzruszał ramionami i tem zawzięciej zabierał się do roboty. Gdy w nocy wracał do domu, był już tak wyczerpany, że nie mógł o niczem myśleć. Automatycznie rozbierał się i zasypiał kamiennym snem, by nazajutrz zerwać się jaknajwcześniej i pędzić do biura. Tam przy czytaniu korespondencji jadł śniadanie. I na obiad rzadko wracał do domu, tłumacząc się przed Tunką brakiem czasu na bawienie gości.
— Więc pocóż ich ciągle zapraszasz? — perswadowała.
— Żebyś się nie nudziła — odpowiedział krótko.
A Tunka nie nudziła się wcale. Wiele czasu zajmowało jej dziecko, które pokochała jakąś smutną, lecz gorącą miłością, resztę pochłaniały bale, stroje, no i dom, gdyż mąż rzeczywiście codziennie zapraszał, kogo się tylko dało, prze-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.