ważnie młodzież, która nadskakiwała pięknej pani dyrektorowej.
Nie był zazdrosny. Przedewszystkiem nie miał czasu o tem myśleć, a pozatem był więcej niż pewny, że Tunka go nie zdradzi. Ilekroć odzywało się w nim to przeświadczenie, czuł jakby irytację. Jednak nie chciał analizować tego uczucia.
W gruncie rzeczy nie miał jej nic do zarzucenia. Była przesadnie poprawna. Wiedział od służby, że sama codziennie, przed udaniem się na spoczynek, zagląda do jego sypialni, układa pidżamę na łóżku, nakręca budzik, ustawia syfon z wodą sodową i obiera jabłko.
Czasami, zwróciwszy na to uwagę, doznawał rodzaju wzruszenia i wówczas wchodził do jej pokoju na pół godziny, by spełnić swój obowiązek małżeński. Sam czuł, że w tych wizytach jest coś trywjalnego, może nawet obrażającego. Ona musiała to odczuwać znacznie silniej. Jednak nigdy nie dała tego poznać po sobie. Była miła i uprzejma. Budziła się z uśmiechem i z uśmiechem go żegnała, a on uciekał czemprędzej, gdyż bał się, że zobaczy w jej oczach łzy.
— Dlaczego ona mnie nie znienawidzi? — pomyślał kiedyś.
Lecz w chwilę potem przywoływał się do porządku:
— Za co ma mnie nienawidzieć? Poświęcam jej tyle czasu, ile mogę. Przecież nie zbijam bąków, tylko ciężko pracuję, a ona o tem wie.
I pracował. W sierpniu przyszła ostatnia, wielka fala gości. Przyjechało kilkaset osób z zagranicy, z Norwegji, Szwecji, z Niemiec, Finlandji, a nawet kilku Anglików i jeden Włoch. Od września jednak frekwencja zaczęła szybko spadać. Tym razem jednak, w porę obniżone ceny zrobiły swoje i napływ gości ustalił się w dobrych granicach, wykluczających deficyt.
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/330
Ta strona została uwierzytelniona.