Plan był prosty. Tegoż jeszcze dnia Murek złożył podanie o paszport zagraniczny na swoje prawdziwe nazwisko. Dzięki poparciu pana wiceministra Gąsowskiego miał otrzymać ten dokument już nazajutrz. Jednocześnie podjął starania dokoła zastawienia swoich medańskich akcyj. Chodziło o uzyskanie większej kwoty w sposób dyskretny. Nie przedstawiało to zresztą poważniejszych trudności. W umowach zastawniczych umieścił zastrzeżenie, dające możność Czabanowi wykupienia akcyj, jeżeli zechce. Zastawił zresztą nie wszystkie. Zamierzał wziąć z sobą zaledwie kilkadziesiąt tysięcy, by na początek, zanim znajdzie na obczyźnie jakąś pracę, mieć z czego żyć. Znacznie więcej przeznaczył na inną sprawę i gdy miał już potrzebną sumę w kieszeni, zgłosił się do Lipczyńskiego.
Po serdecznych powitaniach powiedział:
— Ja do pana właściwie w interesie, a raczej z prośbą.
— Słucham pana, panie Franciszku.
— Otóż, zacznę od tego, że nie znam nikogo, do kogo mógłbym mieć większe zaufanie niż do pana.
— Bardzo panu dziękuję...
— Niech pan nie dziękuje. To zaufanie obarczy pana mnóstwem kłopotów. Ponieważ jednak znam pana, ośmielam się mieć nadzieję, że weźmie je pan na siebie. Jest to czyn dobry, który ma chociaż w części naprawić wielkie zło, popełnione przez kogoś innego. Ten ktoś, mniejsza o to jak się nazywa, już nie żyje. Przed śmiercią błagał mnie, bym się tem zajął i uzyskał moje przyrzeczenie. Niestety, nie mogę go spełnić. Widzi pan, mam już zagraniczny paszport w kieszeni i wyjeżdżam. Prawdopodobnie nazawsze. Są względy, dla których postanowienie to jest nieodwołalne.
Lipczyński uśmiechnął się:
— Pozwoli mi pan na popis domyślności?... I na małą niedyskrecję?...
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/335
Ta strona została uwierzytelniona.