bym się powierzyć nie tyle pieniądze, ile los owej biednej dziewczyny.
Lipczyński słuchał w milczeniu i teraz nie odezwał się długo. Wreszcie wyciągnął rękę:
— Dobrze. Może pan na mnie polegać.
— Dziękuję. Serdecznie dziękuję — mocno ścisnął jego dłoń Murek.
— Zrobię wszystko. Jednakże może się zdarzyć, że ta dziewczyna umarła, lub, że niepodobna jej odnaleźć. Co wówczas mam zrobić z pieniędzmi?
— Wówczas? — Murek machnął ręką — Może pan je wyrzucić, spalić, rozdać biednym. To już obojętne.
— Ogromna suma. Nigdy takiej nie widziałem — powiedział chirurg, chowając pieniądze do szuflady.
— I ja nie za często — zaśmiał się Murek.
— Cha... cha... sądzę! Ale jeszcze się kiedyś dorobimy. Prawda? Młodzi jesteśmy. Ale wie pan... Zabawne. Tylko niech mi pan tego nie weźmie za złe.. Gdy pan zaczął mówić zdawało mi się przez chwilę, że... Proszę mi wybaczyć...
— Że to ja sprzedałem tę dziewczynę? — usiłując uśmiechnąć się, odpowiedział Murek.
— No, nie! Ale, że to pan chce ją wydobyć. I gdyby nie ta góra dolarów... No, to najlepsze pańskie alibi.
— Jeszcze jedno. Cokolwiekby się stało, jakikolwiek byłby rezultat poszukiwań, proszę pana o niewymienianie nikomu mego nazwiska. Czy mogę na to liczyć?... Mam poważne powody...
— Może pan być pewny. Nawet żonie nie wspomnę, że to pan powierzył mi tę sprawę.
Tegoż dnia Murek przygotował wszystkie listy: do żony, do Czabana i do policji. Dwa pierwsze donosiły, że zauważył u siebie objawy poważnej choroby umysłowej i dlatego postanowił odebrać sobie życie. Nadto w liście do Czabana wspomniał mimochodem, że na pewnej operacji finan-
Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.