Oto szemrzą mądrzy ludzie:
«Co nam cuda? lub o cudzie?...»
Cicho — ciszej — duchu — duszo!
Na wzór bliźnich twoich zmalej,
Otrzyj łzy; — i dalej — dalej!
Molsheim w Alzacji, w Listopadzie 1836.
DO HAMILKARA N.
I.
Zadumana, senliwa Rzymska okolica,
Niby ksieni Janusa — po bożku dwulica,
Głosząca mir: — powonna, o! godowa szata;
A w czole mglą się insze, przeminione lata;
Coś wdowiego w pojrzeniu, a uśmiech wesoły!
Naszeż stepy? Po trawach nurkują bawoły,
Rżą, pohasują konie; a niech liść gdzie spadnie,
Pierzchliwe różne ptastwo zrywa się gromadnie;
Jak mogiły się piętrzą gruzy mszyste, stare.
Idźmy stąd, idźmy dalej — tam za Solfatarę.
Góra, w bladą zieloność oliwków odziana.
O, villa Mecenasa, villa Hadryana,
Augustowskie cienniki. — Cyt, wietrzyk swawoli,
«Solvitur acris hiems»[2] podzwania z Tiwoli;
Pieściwy, szepce może lubieżne niewstydy,
Które śpiewał kądzielnym Kwirytom Owidy.
Hamilkarze, nie dla nas Owidy, Horacy!
My wnuki Skitów, Daków, od Pontu Polacy.
Ni się im śniły dźwięki co piastujem w duszy,
To surmy Alaryka na latyńskie uszy.