Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/102

Ta strona została przepisana.

Miga się zewsząd blask hartownej stali:
Na czele Swaran, zajuszony złością,
Oczy mu dziką pałają zjadłością.
Fingal wspaniały postrzegł go zdaleka,
Przyszła mu zaraz na myśl Agandeka:
Brat jego miłej, był Swaran okrutny,
Na taki widok stanął Fingal smutny;
A kiedy dawną miłość przypomina,
Zawołał Barda sławnego Ulina:
»Zaproś na ucztę, rzekł, Swarana do mnie,
Niechaj się w zgodzie dziś stawi przytomnie:
Jutro tarcz skruszym». Szedł Ulin sędziwy,
Gdzie stał z swojemi Swaran zapalczywy.
«O! ty, rzekł, na bój coś płynął przez morze,
Użyj Fingala uczty, w dobrej porze:
Daj się uprzejmą chęcią jego wzruszyć,
Jutro będziemy tarcze z sobą kruszyć.»
«Dziś, krzyknął Swaran ponury i zjadły:
Jutro dam ucztę, kiedy Fingal zbladły
Albo w łup pójdzie, lub na placu legnie.»
Natychmiast Ulin z odpowiedzią biegnie.
«Kiedy chce Swaran, niechże tak się stanie,
Rzekł Fingal mężny. «Do mnie, Ossjanie!
Gaul! bierz miecz srogi, Fergus! gotuj strzały;
Fillanie! podnieś oszczep krwią zrdzewiały;
Imajcie tarcze, za mną moje dzieci. \»
Jako duch wiatru, co w Morweuie leci,
Kiedy się grzmotem chmury wzajem sparły,
Tak się obadwa wojska razem starły.
Wpadł Fingal w hufce i mieczem śmierć miota,
Jak duch Trenmora, co dęby druzgota:
Widziałem rękę twoję zakrwawioną.
Ojcze kochany! a blask miecza łono
Straszliwe czynił; wzmagały sie boje,
Kiedyś przypomniał dawne dzieła twoje.
Ryno waleczny, z tobą Filian leci,
I jam był w gronie twoich miłych dzieci.
Skoro miecz ojca w oczach naszych błysnął,
Każdy grot żartko na Loklińców cisnął,
Za każdym jego wrzał duch we mnie giestem.
Nie takim byłem, jakim teraz jestem.
Posępna starość sił wówczas nie starła,
Ani krew w żyłach była wpółumarła.
Siwizna, jak dziś, włosów nie osiadła,
I mgła ślepoty na oczy nie padła.
Któżby pobitych rycerzów zrachował,
Których Fingala oręż piorunował?
Póki ciemności świata nie okryły,
Jęki po jękach doliny głosiły,
Pierzchali w zawód Loklińcy wybledli.
Myśmy nad rzeką Lubarą osiedli.
Zabrzmiały arfy, a Bardy śpiewały,
Słuchał ich pieśni Fingal okazały:
Dumał, ochłonął, i już się nie gniewał,
Wiatr jego włosy siwemi powiewał,
Stał przy nim Oskar, Oskar mój kochany,
A całodziennym bojem zmordowany,
Wsparł się na mieczu, oczy w dziada wlepił,
I tym widokiem duszę swoję krzepił.
«Wnuku, rzekł Fingal, dobrze się sprawiałeś,
Serce dziadowskie dziś uradowałeś:
Zaprawiłeś się na Loklińców stracie,
Serce mi rośnie, kiedy patrzę na cię.
Chlubię się z tego, żem jest twoim dziadem,
Idź przodków twoich nieśmiertelnym śladem;
Trenmor i Tratal, świat dziełmi zdziwili,
Idź za ich śladem, i bądź, jacy byli.
Dziełami swemi gnęb hardych, zuchwałych,
Słabych oszczędzaj, a w czynach wspaniałych
Broń ludu: niech się w sercu twojem mieści;
Bądź mu jak wietrzyk, co się z trawą pieści.
Taki był Tratal, Trenmor, gdy lud wodził.
A Fingal, co się od nich nie odrodził,
Nie cierpiał nigdy, żeby nędzny wzdychał:
W cieniu mej tarczy strapiony oddychał.
Oskarze! byłem wówczas, równie jak ty, młody,
Gdym poznał Fanasollę przecudnej urody,
Córkato była Kraka; powracałem z Kony,
Wtem okręt był zdaleka od nas postrzeżony,
W nim była; zbliżyłem się ku brzegu, poskoczę,
Postrzegłem, że płakała, a piękne warkocze
Wiatrem wzdęte po łonie pieszczonem igrały:
Łzy rzewne po jej licu nadobnem spadały.
Czemu płaczesz ò piękna! rzekłem, młodym jeszcze,
Ale, jeśli się w liczbie sług twoich pomieszczę,
Jeżeli mię do twoich usług raczysz użyć,
Tą ci ręką i sercem gotów jestem służyć.
Może w mocy równego znajdę, lub usłyszę,
Ale w serca wierności żaden nie przepisze.
«Broń mię, ò wodzu mężnych! do ciebie uciekam,
Rzekła piękna; od ciebie wsparcia mego czekam:
Miłością ku mnie zdięty, którym ja się brzydzę,
Borbal, król Sory; chce mię mieć w małżeńskiej lidze:
Uciekam przed nim nędzna, chroń mię pod tarcz twoją.
Rzekłem: «pierzchnie król Sory, okryję cię zbroją,
Nie chowaj się gdzieindziej: wpośród mężnej rzeszy,
Wpośród pocisków bitwy, duch się mój ucieszy.
Wkrótce wpośrodku morza pokazał się zdala
Okręt wały porzący dumnego Borbala,
Pienią się wkoło wody, a łódź jak ptak chyża,
Do brzegu, gdzieśmy stali, kiedy się przybliża,
Krzyknąłem: «cudzoziemcze! przyjdź do nas bezpieczny;
Zadrżała Fanasolla, w tem Borbal wszeteczny
Puścił strzałę, i w samo serce ją ugodził.
Skoczyłem; a gdy śmiało na nasz brzeg wychodził,
Wszczęliśmy srogą bitwę, zwyciężyłem zdrajcę,
Grzebłem z płaczem niewinną, z wzgardą winowajcę.
Takim byłem Oskarze, w kwiecie wieku mego:
Naśladuj, miły wnuku, Fingala starego.
A teraz idźcie, gdzie Loklińcy biegną,
Niechaj ci zdrajcy mieczem waszym legną:
Brońcie im morza, ażeby ci wściekli
Na swe okręty wsiadłszy nie uciekli.»
Biegli, a jako wpośród zawieruchy
Straszą lud trwożny napastliwe duchy,
Taki ich pośpiech. Wtem rzekł Gaul, syn Morny;
«Już słońce zaszło, mrok nastał wieczorny,
Noc się przybliża, niech Bardy śpiewają,
Rozkaż, niech nasi wdzięcznie zasypiają:
Schowaj miecz w pochwy, Fingalu potężny,
A pozwól, niech się potka lud twój mężny.
Odpocznij, niech my tylko na cię patrzem,
Jak zejdą zorza, pozwól, sami natrzem;
A ty się patrzaj, i ciesz w sławie naszéj,
Niech też syn Morny Loklińców nastraszy.»
«O dzielny mężu! rzekł Fingal, pozwalam,
Idź, ale ja się od was nie oddalam;
W pośrodku bitwy nie będziecie sami,