Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/103

Ta strona została przepisana.

Oręż Fingala błyśnie i za wami.
Teraz, ò Bardy! nućcie, już dzień gaśnie,
Śpiewajcie dumy, niechaj Fingal zaśnie.
O Agandeko! jeżelis w obłoku,
Jeśli nas widzisz w tym posępnym zmroku,
Przybliż się do mnie, do mnie, co cię płaczę,
Niech choć raz jeszcze twarz twoje zobaczę.»
Tysiąc się gęśli razem odezwało,
A grono Bardów Fingala śpiewało;
Śpiewały Bardy wtenczas i o tobie,
O Ossjanie! coś teraz w żałobie!
I ja wraz z ojcem w zwycięztwach bywałem,
I ja nie jedno wojsko zwyciężałem;
Teraz kaleka i starzec zgrzybiały,
Wzdychając nucę ojcowskie pochwały!
Fingalu, gdzieżeś jest waleczny mężu?
Gdzie moc właściwa twojemu orężu?
Przeszły, ach! przeszły ulubione chwile!
Zwierza się pasą na twojej mogile.



DUMA IV.
Noc przerywa czynności wojenne. Ossjan korzystając z tej okoliczności, opowiada czyny, miłość swoję dla Ewraliny matki Oskara, która nie dawno, przed wyprawą Fingala do Irlandyi, umarła. Ostrzeżony od jej cienia o niebezpieczeństwie Oskara, bieży mu na pomoc. Fingal zdaje dowództwo Gaulowi. Oskar i Ossjan przemagają prawe skrzydło nieprzyjacielskie, lecz Gaul, który walczy ze Swaranem, już zaczął ustępować z pola: Fingal posyła swego Barda Ulina, dla ożywienia w nim odwagi: ztemwszystkiem przemaga Swaran. Natenczas Fingal zstępuje z góry, i stacza osobiście bitwę. Kukulin, który ze swoim przyjacielem Konnalem i Karylem Bardem, cofnął się do jaskini Tura, wstąpił na pagórek blizki placu bitwy, i chciał iść na pomoc Fingalowi, ale mu Konnal odradził. Posłał wiec tylko Karyla z powinszowaniem wodzowi pomyślnego boju.


Cóż to za piękna z gór śpiewając schodzi,
Jak tęcza, gdy się niebo wypogodzi?
Ta to jest, której głos wdzięczny i miły.
Córko Toskara! nie raz cię wabiły
Piosneczki moje, nie raz, gdyś słuchała,
Łza z pięknych oczu twoich wypadała.
Czyż po to schodzisz, żeby widzieć boje?
Czyż po to, abym śpiewał dumy moje?
Piękna Malwino! nie takim ja byłem;
Ślepy, zgrzybiały, wszystko utraciłem.
Nie taki byłem w tę szczęsną godzinę,
Kiedym nadobną poznał Ewralinę.
Tysiąc ona rycerzów ofiary zwabiła,
Tysiąc ona rycerzów ofiarmi wzgardziła,
Jam tylko był szczęśliwy. Przy Lego jezierze
Był jej dóm, tam poszedłem, szli za mną rycerze.
Przyjął nas Brano ojciec, człek pełen ludzkości,
A widząc w domu swoim pożądanych gości,
Rzekł, niełatwato zdobycz, wielu odmówiona:
Ale ty bądź szczęśliwym, będzie z tobą ona.
O synu wiecznej sławy! krwi godna Fingala,
Bierz córkę, chętnie ojciec i ona pozwala.
Wchodź w dóm mój, wchodź szczęśliwie: to kiedy powtorzył,
Wrota domu swojego sam dla nas otworzył;
Otworzył wrota, które kryty Ewralinę.
Ujrzałem piękną mojej podróży przyczynę,
Wtem się na górze zbrojni męże pokazali,
Ośmiu było rycerzów, co z Kormakiem stali;
Śklnily się w oczach naszych rynsztunki i zbroje,
Tam był, ów sławny Toskar, zawołany w boje,
Kolla mężny i Duna, Frestat, Dala, Tago,
I Dajro, sławny wszędzie niezwykłą odwagą.
Patrzałem z zadziwieniem na te widowiska,
A postrzegłszy, że ku nam mieczem Kormak błyska,
Szedłem prosto ku niemu z memi rycerzami.
Dzielni jego junacy spotkali się z nami;
Trzykroć oręż Kormaka o tarcz mą uderzył,
Trzykroć i jam się żwawo na niego zamierzył,
Zginął młodzian waleczny, głowę mu uciąłem;
I w oczach zlękłych jego rycerzów wstrząsnąłem.
Uciekli: któżby wtenczas był powiedział,
Malwino moja, że ja będę siedział
Smutny, kaleka, sam jeden na puszczy?
Już ustawały głosy mężnej tłuszczy,
Bardy ucichły, wiatry co powstały,
Wyniosłych dębów wierzchy kołysały,
A gdy zniewalał sen mocą przyjemną,
Wtem Ewralina stanęła przedemną.
«Wstań, Ossjanie, rzekła, ratuj syna,
Znowu z Loklińcy potyczkę zaczyna»
Rzekła, i w jasnym zniknęła obłoku.
Wstałem; a w nagłym pośpieszając kroku,
Dopadłem miejsca, gdzie syn gonił trwożnych.
Bojąc się jego gonitw nieostrożnych,
Krzyknąłem: «dość już straty dla Loklinu.
Dość dla nich zemsty, powróć się mój synu.»
Powrócił; a chrzęst świetnej jego zbroje
Wdzięcznym odgłosem cieszył serce moje.
«Pocóż, rzekł ojcze, wstrzymujesz gonitwę?
Oni najpierwsi wszczęli z nami bitwę,
Oni się do nas najpierwej zakradli,
Wtenczas z Fillanem dopierośmy wpadli.
Przerzedziliśmy tę strwożoną rzeszą,
Lecz większe jeszcze hufce onych śpieszą,
Hufce Loklinu coraz się zbliżają,
Ćmy nocne, smutne jęki powtarzają:
Ognie się nocne znagła pokazały,
Widziałem, bladym płomieniem gorzały:
Pewnie to, ojcze, śmierci poprzedniki,
Obudźmy króla, nim wpadniem w ich szyki.
Skoro powstanie, co w bitwach sie śmieje,
Loklin, jak chmura, przed słońcem zrzednieje.»
Porwał się Fingal, i wsparł na puklerzu.
Tarczto Trenmora, co w wojnie, w przymierzu,
Tysiąckroć jego przodki podnosiły.
Widoki smutne srodze go zmartwiły,
Skoro sen zamknął znużone powieki,
Stąnai cień przed nim wdzięcznej Agandeki.
Duch lekko w jasnym obłoku się wznosił,
Twarz zbladłą łzami kroplistemi rosił:
Ściągnęła rękę, oczy łzą skropiła.
Rzekt: «czemu płaczesz Agandeko miła?»
Zniknął cień z oczu, i sen co go łudził;
Fingal się łzami oblany obudził.
Bladawe gwiazdy gasnąć poczynały,
Pierwsze się zorza już pokazywały,
Gdy postrzegł Fingal po ozdobnej zbroi,
Że młody Oskar nie daleko stoi.
Zbliżył się młodzian. «Gdzie nieprzyjaciele?
Zawołał Fingal; czyli jeszcze śmiele