Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/106

Ta strona została przepisana.

I dzielność bitwy, i słodycz pokoju.
Rycerze mężni słuchają cię w boju,
Strachem przeraża miecz twój zapalczywy:
Fingalu mężny! twój naród szczęśliwy;
Przeciwko niemu kto się iść ośmiela?
Swaran, ten tylko jeden z pośród wiela,
Fingala godzien. Patrz, już bitwę wszczęli:
Tak morze szumem pienistym się bieli,
Gdy walczą z sobą duchy, co nim władną:
Majtki w ucieczce bezpieczeństwo kładną,
Drżą gór mieszkańcy napół obumarli.»
Już srogą bitwę wodze z sobą zwarli.
Bitwo! pamiętne straszne twoje ciosy!
Groźne spójrzenia, okropne odgłosy!
Chrzęst zbroj, szczęk mieczów słychać wieloraki,
Skruszyli tarcze, skruszyli szyszaki.
Rzucili bronie, w zapasy się rwali;
A gdy się ściśle za barki imali,
Krwią zaszły członki gwałtem wysilone,
Chwieją się wzajem, miotają się w stronę;
Nakoniec, gdy się najsrożej rozżarli,
Gdy się ostatniem wysileniem w sparli;
Wstrzęsła się góra, doliny zadrżały.
Zachwiał się, osłabł, padł Swaran zuchwały.
Tak dwa wierzchołki, gdy woda podrywa,
Chylą się wzajem, a co je okrywa,
Drzewo się łączy, wzniesione w powietrze,
Nim je upadek pokruszy i zetrze,
«Dzieci Morwenu! miejcie teraz w straży,
Rzekł Fingal, tego co za tysiąc waży:
Tysiąc mocarzom Swaran w boju zdoła.
Czas, niechaj pora nastąpi wesoła;
Gaulu odważny! i ty Ossjanie!
Miejcie o królu Loklinu staranie,
Cieszcie go: a wy Fillanie i Ryno,
Gromcie Loklińców, niech hardzie nie płyną,
Niech nie postaną więcej na tym brzegu.
Skoczyli, jako piorun w groźnym biegu.
Fingal natychmiast kroki poważnemi,
Jak dżdżysta chmura szedł zwolna za niemi.
Postrzegł, jak wsparty o nadbrzeżne skały,
Stał na ustroniu rycerz okazały:
«Ktoś jest młodzieńcze? rzekł Fingal, czy z nami?
Czyś nieprzyjaciel? — Jestem z Loklińcami;
Broń moja zawdy w utarczkach pomocna,
Orla się zowię: ręka moja mocna.
— Poddać się, lub bić, rzekł wódz, w woli twojej;
Nieprzyjaciela Fingal się nie boi,
Przyjaciół kocha, pójdź na ucztę z nami,
— Nie: słabych bronię wszystkiemi siłami;
Równego szukam, niech się Fingal podda,
— A komuż z ludzi miecz swój Fingal odda?
Wybierz, którego chcesz z moich mocarzów.
— Takich, jak Fingal szukam adwersarzów.
Jeśli od ciebie będę zwyciężony,
W wyższej od innych mogile złożony
Być powinienem: miecz odeszlij żonie,
Ten ona, syna piastując na łonie,
Żeby się w wielkie mógł dzieła zdobywać,
Nie raz mu z płaczem będzie pokazywać.
— Młodzianie, pocóż żale wznawiasz we mnie?
Umrzemy, a broń nasza nadaremnie
W przysionkach dzieci będzie zawieszona;
Zaczynaj, miecz twój będzie miała żona.»
Szli zatem Fingal z rycerzem na boje:
Przeciął do razu Fingal tarcz na dwoje,
Prysła w kawałki: tych blask tak przyświéca,
Jak drżące w wodzie promienie xiężyca.
«Dobij Morwenu królu; zwyciężony
Rzekł rycerz, w bitwie już byłem raniony,
Tu mnie samego ci, co niegdyś strzegli,
I przyjaciele i swoi odbiegli:
Umyślnie na tem miejscu cię czekałem,
Z twojej walecznej ręki umrzeć chciałem,
Los mój nieszczęsny, dziś osierocona
Będzie nad brzegiem Lody płakać żona.
— Nie czyń mię sprawcą fatalnej przygody,
Rzekł Fingal, pragnę, byś nad brzegi Lody
Witał się z żoną w domowej zaciszy.
Twój ojciec stary, niech syna usłyszy;
A jeśli widzieć lata mu nie dają,
Drżące cię ręce jego niech szukają.
— «Nie znajdą; w piersiach utkwił grot śmiertelny,
Patrz, — wyrwał z rany, i padł rycerz dzielny.
Zapłakał Fingal, zwołał dzieci swoje,
Sypcie mogiłę, zawieszajcie zbroje,
Od brzegów krętej oddalony Lody,
Niech tu spoczywa wiecznie rycerz młody:
Przyjdzie czas, kiedy pozostałe wnuki,
Darmo się silić będą z jego łuki,
A czując zawód ręce niedołężnéj,
Nie taki bywał, rzekną, Orla mężny.
Niech się odezwą trąby; do Swarana
Idźmy; a niechaj uczta pożądana
Osłodzi boje. Oskarze! Fillanie!
Ryno! — gdzie Ryno? ten, co na wołanie
Najpierwszy z młodzi zawdy się odzywał?
— Z duchami przodków będzie odpoczywał,
Rzekł Ulin stary: padł na polach Leny.
«Nie masz cię synu! krzyknął król Morweny,
Synu moj wdzięczny latorośli młoda!
Gdzież twoja raźność? gdzie twoja uroda?
Okryłeś ojca starego żałobą:
Tylkoś mi zeszedł! pójdę ja za tobą,
Znajdę cię, w wiecznej gdy spocznę zaciszy,
Już mego głosu żaden nie usłyszy,
Nie ujrzy śladów. Ujął cię sen twardy,
Jeszcze twych pochwał nie śpiewały Bardy.
Ulinie śpiewaj żale i pochwały,
Ogłoś, jak z wiekiem mocarz doskonały
Stałby się z niego, gdyby śmierć zazdrośnie
Nie ścięła mojej latorośli w wiośnie;
Spoczywaj wiecznie, ò moj synu miły!
Już moje oczy nie będą patrzyły
Na twoje dzieła, dzieła pełne cnoty.
Tyś pierwszy w boju dodawał ochoty,
Tyś się przy ojcu najodważniej stawiał,
Synu mój! już cię nie będę zaprawiał.
Już cię nie ujrzę,» — Łzy mówić nie dały,
Płakali bracia, płakał go lud cały,
Wzniósł oczy Fingal, płacząc dziecie miłe.
Postrzegł na boku wyniosłą mogiłę,
Mocarz tu pewnie, rzekł, jakiś przebywa,
Niech mój kochany Ryno z nim spoczywa.
Ulinie! ogłoś tej raźnej młodzieży,
Kto był, co w dawnej tej mogile leży?
«Są to najpierwsi z rycerzów walecznych,
Lamdarg z Ulinem w snach spoczęli wiecznych,