Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/108

Ta strona została skorygowana.

«Tyś pierwszy z Bardów, zacny Ossjanie,
Rzeki Karyl, nie raz na twoje żądanie
Braliśmy arfę, a miłym wyrazem
O Ewralinie śpiewaliśmy razem.
Nie raz i sama nam dopomagała.
Pamiętam, kiedy Kormaka śpiewała,
Płakała wtenczas rycerza młodego.
I chociaż serca nie miała do niego,
Ubolewała jednak nad przygodą.
O! córko Brama, przecudna urodą,
Kogożby takie łzy nie poruszyły?
Płakał wraz z tobą twój Ossjan miły.
«Przestań, Karylu, nie rozrzewniaj duszy.
Kogoż jej pamięć słodka nie poruszy?
Nie masz cię wdzięczna, znikłaś żono miła,
Smutna cię teraz okrywa mogiła!
Przystępuj ku nam, Bardzie znamienity,
A bądź na chętne żądania użyty,
Wznieś głos twój wdzięczny, głos, co uszy pieści,
Jak wietrzyk ranny, gdy w liściach szeleści.



DUMA VI.
Fingal w nocy daje ucztę dla swego wojska, na której znajduje się Swaran. Rozkazuje Ulinowi śpiewać pieśń pokoju. Ten opowiada dzieła Trenmora, pradziada Fingala, w Skandynawji, i jego małżeństwo z Inibaką córka króla Loklinu, jednego z przodków Swarana. Z tego powodu, jako też, że Swaran był bratem Agandeki, która Fingal kochał w swojej młodości, daje mu wolność. Swaran czyni przygotowania do odjazdu. Fingal pyta się Karyla o Kukulina: skąd wypada historya o Grumalu. Ze wschodem jutrzenki rusza Swaran. Fingal bawi się polowaniem i cieszy Kukulina, którego spotyka w jaskini Tura. Nazajutrz siada na flotę i płynie do Szkocyi. Na tem się kończy poema.


Grube się chmury pomału toczyły,
Już nocne cienie wierzch Kromli okryły:
Przez mgły zrzedzone gwiazdy się błyszczały,
Wiatry z okropnym szumem powstawały,
Szelest na puszczy, w dolinach milczenie,
Wszędzie posępne osiadło uśpienie;
A Karyl śpiewał wpośrodku ciemności.
Głos jego wdzięczny, pełen łagodności,
Cieszył nas wszystkich: ćmy nocne szlochały,
I cichym jękiem pieśni powtarzały.
Śpiewał łagodnie Karyl, Bard podeszły,
Jak letnie młode lata nasze zeszły:
Jak przeszła piękna lat naszych pociecha,
Śpiewał, głos jego powtarzały echa.
I tyś już spoczął, Bardzie znamienity,
Ujął cię twardy sen i niepozbyty,
Duszo szlachetna, na głos jęku mego,
Przybliż się, nawiedź starca strapionego.
Przychodzisz czasem w te dzikie zacisze:
Nie raz na gęśli brzęki w nocy słyszę.
Duchto twój lekkim wiatrem uniesiony,
Słabem dotknięciem wzrusza moje strony:
Przemów, objaw mi; kiedy do was pójdę?
Kiedyż trosk moich kresu, kiedyż dójdę?
Milczysz; z szelestem cichym znikła dusza,
A wietrzyk siwe włosy moje wzrusza.
Na wzgórku Mory kupią się rycerze,
Już każdy czaszę uczty w rękę bierze,
Radość na twarzach. Swaran siedział smutny,
Milczy, żal serce przeniknął okrutny:
Jad mu się iskrzy w oczach rozżarzonych,
Jęczy nad mnóztwem rycerzów straconych.
Stał Fingal, kędy zapalone stosy,
A wiatr powiewał siwe jego włosy,
Przy łonie ognia i świetle miesięcznym,
Zaśklnił się blaskiem ozdobnym i wdzięcznym.
Widząc, że smutny był Swaran po boju,
Rzeki Fingal: «Bardy, nućcie pieśń pokoju:
Zacznij Ulinie, osłodź duszę moję.
Czas ustać wrzawie, którą niecą boje:
Niechaj się do arf Bardy moje śpieszą,
Króla Loklinu niech pieśni pocieszą,
Niechaj się z nami rozstanie przyjemnie.
Nikt jeszcze smutny nie odszedł odemnie.»
Rozkaz monarchy Ulin wykonywa,
I przeszłe dzieje wdzięcznym głosem śpiewa:
«Minęły wieki, czas już to jest dawny,
Jak z towarzyszmi puścił się na morze
Trenmor, Morwenu ów monarcha sławny:
A gdy pieniste wały w biegu porze,
Przez mgły, które się coraz rozrzedzały,
Postrzegł Loklinu i puszcze i skały.
Spuścił natychmiast wzdęte wiatrem żagle,
Zstąpił na brzegi z towarzyszmi swemi,
Wtem zwierz zajadły wypadł z puszczy nagle,
Zwierz straszny, klęski co zdziałał w tej ziemi:
Poskoczył Trenmor, na boje ochoczy,
Padł zwierz do razu i krwią ziemię broczy.
Śpiewały Bardy zdumione tamtejsze,
Moc codzoziemca, śmiałość nadzwyczajną:
Sam go król wezwał na uczty przedniejsze,
I wielbił dzielność już w kraju nietajną:
Trzy dni biesiady i igrzyska trwały,
Brżmiał wszystek Loklin Trenmora pochwały.
Już dnia czwartego zeszły były zorza,
Wsiadł mężny Trenmor na swoje okręty:
Już się gotował puścić wpośród morza,
Wiatrem pomyślnym już był żagiel wzdęty;
Kiedy na brzegu, przecudnej urody
Stanął naprzeciw niemu rycerz młody.
Śklnił mu się oręż, kołczan pełnostrzały,
Uśmiech przymilał czarne jego oczy:
Wiatry z pięknemi włosami igrały.
Wtem raźno rycerz ku brzegu przyskoczy:
«Stój krzyknął, jeszcześ mej siły nie doznał,
Jeszcześ się z synem Lonwala nie poznał.
«Młodzieńcze, co masz postać tak przyjemną,
Rzekł Trenmor: próżno wyzywasz na boje;
Nadtoś jest słaby, nie zrównasz się ze mną,
Na zwierza lepiej obróć bronie twoje:
— Nie zejdę z pola, póki broń nie oddasz,
Krzyknął młodzieniec, póki się nie poddasz.
— Zbyt jesteś śmiały, rzekł mu Trenmor gniewny,
Godzieneś kary za twoję zuchwałość:
Kto mnie zaczepia, ten życia niepewny,
Przypłacisz drogo nieroztropną śmiałość;
Osierocona, w boleśnej utracie,
Nieszczęsna matka będzie płakać na cię.
Nie oszczepami, rzekł młodzieniec hoży,
Pójdziemy z sobą na groty, na strzały,
Niech zbroje z siebie król Morwenu złoży,
I ja te zdejmę, co mnie okrywały:
Puść strzałę: przegra, kto z nas pierwszy ranny;