To heroizm prawdziwy. Co kryślę w tej strofie,
Czujesz, możeś i doznał, szacowny Krzysztofie.
Gdzie nie jest obowiązek,czy dobrze jest wierzyć?
Powiedz Pawle! co zdanie tak umiałeś mierzyć,
Iż twoja cnota miła a grzeczność nie płocha,
Uczyniła cię cudem, co cię każdy kocha.
Roztropność każe wszystko i bacznie roztrząsać,
Mądrość... lecz czasem i ta, gdy się zacznie dąsać,
Czyni mędrca dziwakiem. Ta więc mądrość zda się
Czasem sądzić porywczo, czasem po niewczasie.
Stąd owe filozofy, niby to nieczułe;
Stąd ów głupi co w morzu utopił szkatułę,
Stąd ów głupszy od niego, co się zamknął w beczce.
W tej więc sławnej, a często powtarzanej sprzeczce,
Mówmy z sobą poprostu, jak to gminni ludzie.
Jużem wyżej namienił o twoich spraw cudzie;
Umiałeś rodzajowi ludzkiemu dogodzić;
Czyli więc dowierzenie mogło ci zaszkodzić?
Czyli strzegąc się wszystkich, doszedłeś twej mety?
Wielu ludzie malują; różne są portrety.
Jedni aż nadto czernią, drudzy nadto bielą;
A ja z tymi, mój Pawle, co rzeczy weselą.
Niech nudne Heraklity stękają i płaczą,
Jeśli mędrcy w swych zdaniach niekiedy dziwaczą,
Idźmy za dziwakami, co raczą przebaczyć.
Jakoż, gdyby szperaniem ścisłem rzeczy znaczyć,
Możeby się znalazło, czego się nie szuka.
Poznać ludzi, istotna, najpierwsza nauka.
Lecz kto ją zacznie, w dobroć niechaj się uzbroi.
Ta wątpliwość uśmierzy, trwogę uspokoi.
Ta, jeżeli maluje, nie przykre ma farby :
Ta jeżeli rozmierza, własne kładnie karby.
Wzrok jej nie nadto bystry, lecz trwały i czysty.
Widok rzeczy mój Pawle, nie jest oczywisty.
Tłumi go, mięsza, chytrość tych, co poznać chcemy,
Częstokroć i my winni stąd, iż zle patrzemy.
Z ludźmi żyjem podlegli błędom i obłudzie,
Bierzmy miarę z nas samych, czem są inni ludzie.
Że poznać nie możemy, nie traćmy ochoty,
Może pozór błąd ukryć, może kryć i cnoty.
Świat jest wielkie teatrum, a ludzie aktory;
W jednych dzielność popłaca, a w drugich pozory.
Zły częstokroć plauz zyska, a z dobrego szydzą,
Mylą się patrzający, lecz wielbią, co widzą.
Zli ludzie, lecz nie rodzaj; jest w sercu grunt cnoty,
Czy więc godni nagany z dzieła, czy z ochoty?
Nad słabością się godnych nagany użalmy,
Mniej dzielnych oszczędzajmy, więcej dzielnych chwalmy
Chcieć i czynić, to cnoty prawidło istotne.
Czujem wszyscy wśród siebie wzruszenia ochotne;
Miła cnota każdemu, lecz powabne zbrodnie,
Rozum światło zapala, złość gasi pochodnie.
Ślepi w żądzy, w działaniu, nie wiemy, co gasim,
I chociaż, co złe z siebie, sztucznym kunsztem krasim;
Spada postać; rzecz, czem jest, widzi się odkryta.
Zdzierca, chytry, lubieżny, dumny, hipokryta;
Spytaj go? dobry człowiek; a choćbyś nie pytał,
Gdy nie masz tej dzielności, iżbyś w sercach czytał,
Tak układa postawę, iż poczciwym zda się.
Wśród tłumu zbrodnia, czem jest, zawsze odkrywa się;
Ale wyżej, kunszt strzeże; ciężka ku odkryciu.
Jakiż sposób poznania, czem kto ku użyciu?
Roztropność; i tę jednak trzeba trzymać w mierze,
Często ona zawodzi, gdy miarę przebierze.
A ścigając zbyt mocno skryte działań tropy,
Gdy obmierża ściganych, czyni mizantropy.
Więc jest lepiej dowierzać, niżli zbyt nie wierzyć;
Strzegąc się, by nie ująć, lepiej i nadmierzyć.
Mała szkoda; a cudzej krzywdzie się zabiega;
Niebezpieczny wzrok taki, co nadto postrzega;
Bystrością się osłabia, a w reszcie utraci.
Ten, co w współludziach, swoich uznaje współbraci,
Choćby go z ich przyczyny dotknęła i nędza,
Im więcej ich poznaje, tym bardziej oszczędza.
Więc i my tak działajmy, nie lepsi od innych.
A jeśli niby lepsi, w staraniach uczynnych
Naprawiajmy, choć sami godni poprawienia.
Ale w dziele poprawy, w sposobie czynienia,
Taką miarę trzymajmy, jaką trzeba trzymać;
Darmo się mniej upadłym nad upadkiem zżymać;
Myślmy, patrząc na zdrożność, czy wielką, czy małą;
I nas to mogło spotkać, co innych spotkało.
A naprzód, mości xiążę! trzeba o tem wiedzieć,
Że jeśli dobrze jezdzić, lepiej w domu siedzieć.
Lepiej z władzy udzielnej korzystać choć w kącie,
Niżli peregrynować w cudzym horyzoncie,
I trudzić się niewczasem, żeby ludzi poznać.
Chcesz, czem są, czem być mogą, rozeznać i doznać,
Znajdziesz to i u siebie : wszędzie lud jest ludem.
A jeśli w tłoku, szczęściem, albo raczej cudem
Znajdziesz, co wart szukania, znajdziesz bez podróży :
Lepiej hazard częstokroć, niż praca usłuży.
Chcesz odkryć, jak złość w kunszta przemożna i płodna,
Jak cnotliwym dotkliwa, filutom wygodna,
Jak zuchwała otwarcie, zdradna pokryjomu,
Na co jezdzić daleko, powróć się do domu.
Znajdziesz to czego szukasz, i wprawą i w lewą.
A jak wieczystem trwaniem wybujałe drzewo,
Ćmi krzaki i zagłusza, coby owoc niosły,
Tak złość cnocie zdradnemi uwłacza rzemiosły.
Nie szpećmy własne gniazdo : równie złe umysły
Nad brzegami Sekwany, Tamizy i Wisły.
Wszędzie rzadka jest cnota. Gdzie częstsza nieprawość?
Na co szperać, mój xiąże, zbytnia to ciekawość.
Wróćmy się do podróży. Wyjeżdżasz, rozumiem,
I chociaż wieszczym duchem zgadywać nie umiem,
Pewnie jedziesz, ton dobry, kędy jezdzić każe :
Zagęściły gościńce polskie ekwipaże.
Pewnieś chory, dla wody; a że Karlsbad blisko,
Zaciągnąłeś takowej słabości nazwisko
Co do Spa zaprowadza. Kazały doktory,
Raźny, hoży, rumiany, a ztem wszystkiem chory,
Ażeby zdatną czerstwość sprowadził z zagranic,
Śpieszy pędem niezwykłym do wód kasztelanie.
Już trzykroć się kurował, i trzy wioski stracił.