Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/119

Ta strona została przepisana.

Niegdyś rzeczy istotne, czasem i mniej ważne,
Jedne czyniąc rozrywką, a potrzebą inne,
Pędziłem lata w miłej zabawie niewinne.
Już żywa młodość przeszła, czas nastaje drugi,
Czas, co wątląc porywczość, do istnej usługi,
Usługi w innej wszystkim, co mają talenta,
Nagli już blizkie skrzepłej starości momenta.
Wznoszę głos, póki rzezwość głos wznosić pozwoli,
Jednejśmy matki dzieci, a matka w niedoli.
Ojczyzna! czcze nazwisko, kto cnoty nie czuje,
Święte, dzielne, gdzie jeszcze poczciwość panuje;
Panuje tam, gdzie szczęścia los publiczny celem:
Największy zaszczyt wolnych być obywatelem.
Jam był, ty jeszcze jesteś; roztrząśmy mój bracie,
Co ty z szacunkiem dzierżysz, ja płaczę po stracie.
Nie potrzeba dowodów; tam gdzie jest rzecz jawna.
Ojców naszych prostota, cnota starodawna,
Ta, która wzniosła naród, ta synom przykładem;
Ich się nauk trzymajmy, idźmy bitym stadem.
Kochać kraj, jemu służyć, powszechnem jest echem;
Ale służyć bez względów, a służyć z pospiechem;
Usłużyć, a nie zyskać, owszem w służbie tracić,
Czuciem tylko wewnętrznem duszę ubogacić,
Wywnętrzać się, czyniący powinność o szkodzie;
Być zdatnym, a oglądać niewdzięczność w zawodzie,
Cierpieć kłamstwo, szyderstwo, żółć czuć, zmniejszać, słodzić;
Co wspiera? co stan taki potrafi nagrodzić?
Cnota wyższa nad względy, wyższa nad korzyści,
Ta wzmaga czuły zapęd, ta myśl prawą czyści :
Ta ująwszy zapałem, wznieconym nie marnie,
Znośne Regulusowi czyniła męczarnie.
Ta krzepiąc swym podarem czułe prawych dusze,
Dala światu Kodrusów, dała Decyusze.
Nie wierzy dziełom takim, kto niegodzien wierzyć :
Dusze podłe, czem wzrosły, tem pragną i mierzyć :
Zwróćmy z nich wzrok poczciwy, Godzien kraj kochania,
Kraj, co żywi, co zdobi, mieści i ochrania;
Kraj, któregośmy cząstką, a cząstką istotną.
Pseudo-politykowie maxymą obrotną,
Pełni jadu pochlebstwa wśród płatnych okrzyków,
Słodzą jarzmo poddaństwa, rozpacz niewolników.
Nie tak sądzi mąż prawy, względy nie ujęty,
Król wolnych ludźmi rządzi, despota bydlęty.
W każdem miejscu i czasie człowiek jest człowiekiem:
Te same w nas skłonności, co były przed wiekiem.
Nie krzywdzą synów, mniejszym darem szczodre nieba,
Taż sama, co i w przodkach, w następcach potrzeba;
Potrzeba być szczęśliwym, ile możność zniesie.
Rząd prowadzi do szczęścia : próżno frasuje się,
Kto raz dane obręby chce gwałtem przestąpić,
Szczodra w darach natura umie też i skąpić.
Mniej dając, niż pragniemy, nie daje, co szkodzi.
Cóż nad wolność przykrości człowieczeństwa słodzi?
Przecież i ta, gdy zbytnia, jest źródłem niedoli.
Nie potrzeba cierpiącym tłumaczyć co boli,
Z doświadczenia nauka. Wier gdy szczęście celem,
Nie fanatyk swywoli, jest obywatelem.
Nie kocha ten ojczyzny, kto chce wolno grzeszyć.
Tam gdzie chłosta za zbrodnią nie zdoła pośpieszyć,
Gdzie zwierzchność bez powagi, igrzysko z urzędu,
Przemoc szczególnych dzielna, a prawo bez względu,
Gdzie duma swobodności, trzyma miejsce cnoty;
Tam nie Rzymian następcę, ale Hottentoty.
Sławne Greki swobodą, lecz je zbytek zjadły,
Gdy wyszedł na niesworność, i Greki upadły;
Padły stuletnie dęby, a trzcinom nauka.
Kto prawy obywatel, przesady nie szuka,
Zbytek i w dobrem zdrożny. Więc prawu poddany,
Czci te, co sam z narodem wybrał sobie pany.
Czci hołdem godnym siebie, przystojnym wolności.
Miłość jego z szacunkiem, respekt bez podłości,
Czuje ten co cześć bierze a w prawej ochocie,
Widząc poddanych sobie wzgląd zacny przy cnocie,
Pod tym, co miłość wzniosła, zasiadając tronem,
Cieszy się ojciec dzieci otoczony gronem,
Cieszą się dzieci czułe, iż się ojciec cieszy.
Tyran wzniosły na tronie wśród poziomej rzeszy,
Widzi skłonione karki, co je jarzmo tłoczy,
Pasie nędznych widokiem jadowite oczy.
Czuje, ale to czucie krótkie, bo gwałtowne:
Przystępy zbójcy ludu przemocą warowne.
Przecież tyran niesyty, a gdy lud uciska,
Więcej wewnątrz utraca, niż powierzchnie zyska.
Równość duszą wolności, a cnota ją wzbudza,
Rzecz publiczna jej własna, niewolnikom cudza.
Gdzie pan mówi, to moje; swobodny, to nasze.
Czujcie ziomki, szacowne przywileje wasze.
Nie ma panów, kto wolen, nad zwierzchność, a prawo
Zna swój zaszczyt : a przy nich obstawając żwawo,
Nie buntownik, lecz cnoty zagrzany upałem,
Całość w częściach szacownym gdy znaczy podziałem;
Gdy w przedziałach zna części młodsze, średnie, starsze,
Służy prawu, czci bracią, hołd daje monarsze.


LIST VI.
Do Adama Naruszewicza, o pisaniu historyi.

Dzieje ludzkie, złe, dobre, mądre albo głupie,
A dziejopis jak echo, uczony biskupie!
Kronika jest zwierciadłem, kto w nie wejrzeć raczy;
Tak każdego, jak godzien być znanym, obaczy.
A co za życia tai przywary i zbrodnie,
I pozwala niekiedy wykraczać swobodnie;
Bojaźń, wzgląd, zysk, nadzieja ustawają z laty.
Choć zacny, znamienity, mocny i bogaty,
Gdy te blaski powierzchne, coraz gasną z wiekiem,
Złym się tylko pokaże, lub dobrym człowiekiem.
Nie łatwe to jest dzieło, dzieje ludzkie głosić,
Poniżać, gdzie należy, gdzie trzeba wynosić,
Dać poznać, jak się rzeczy na świecie kojarzą,
Środek między pochlebstwem trzymać, a potwarzą,
Czerpać rzeczy istotę w ich właściwem źródle,
Obwieszczać bez przysady prosto, a nie podle,
Co godne wiadomości, to tylko okryślać:
Dla miłości ojczyzny nie taić, nie zmyślać;
Nie koligacić przodków z Turnem, lub Ewandrem,
Lub, jak dobry Kadłubek, bić się z Alexandrem;
Wawelskiego się smoka paszczęki wystrzegać,
I z Leszkiem prędkonogim po ćwieczkach nie biegać.
Nasze ojcy poczciwe, dobre mieli serce,
Nie chcieli nawet bajek trzymać w poniewierce;
Stąd też jeden za drugim owczym bieżąc pędem,
Skoro zełgał najpierwszy, wszyscy łgali rzędem.
Z ich łaski poza morze granic naszych meta,
Z ich łaski ród Magoga, Tubala, Jafeta;