Powabniejsza wygoda, niżeli wspaniałość.
Jakoż, bierzmy na szalę nas obudwóch stany,
Kto szczęśliwszy, piszący, czyli przepisany?
Czy WPan, co mnie piszesz, czy ja, co się zżymam?
Mości Panie Rodkiewicz, ja z Waćpanem trzymam :
A naprzód, jeżeli się chcesz o tem dowiedzie,
I Waćpanu, i wszystkim mam honor powiedzie :
Iż pisać nie jest łatwo; tojest, komponować,
Nim zaczniem, trzeba pilnie z sobą się rachować,
Czyli, co przedsiębierzem, wypełnić zdołamy.
A że często rachmistrzem miłość własną mamy;
Mylimy się w rachunku stąd się często dzieje,
Iż się z pism i pisarza czytający śmieje,
A ów biedny tymczasem w żalach i rozpaczy.
Świat się popsuł, i nigdy wejrzeć w to nie raczy,
Wiele trudów potrzeba, choć i na złe rzeczy
I przy dobrych nie zawsze sława ubezpieczy.
Różne są ludzkie zdania, ci w lewą, ci w prawą,
Ci chcą nazbyt powolnie, tamci nazbyt żwawo;
Ci płakać z Bewerlejem, ci śmiać z Donkiszotem.
Więc autor, ustawicznym strudzony kłopotem,
Gdy do usług publicznych z swem dziełem pośpiesza,
Chcąc ucieszyć, frasuje; chcąc smucić, rozśmiesza.
Dawne przysłowie : trudno każdemu dogodzić;
Bodaj na zysk pracować! nie na sławę godzić!
A porzuciwszy xiążek marne paragrafy,
Pisać wexle zyskowne, albo cyrografy.
Tak mówił pan Bartłomiej, nie bardzo uczony,
Ale wexlarz nie lada, rachmistrz doświadczony,
Co doszedł, gdy kunszt szczęścia w ścisłej liczbie mieści,
Jak brać trzy od dziesięciu, a od sta trzydzieści.
Nigdy się on nad zbytniem pismem nie spracował,
Dłużnik kartę podpisał, on ją podyktował :
Styl łatwy, korzyść pewna, sława bez utraty,
Tak świat idzie, z mądrego śmieje się bogaty.
Pieniądze podły towar, nie wart wielkiej duszy,
Przecież zysk i monarchy i mędrce poruszy :
A ten, co się naśmiewał z fortuny igrzyska,
Wielbi ją, skoro promyk pomyślności zyska.
Mądrość, chociaż wspaniałych sentymentów uczy,
Wesprze, wzmoże, pocieszy, ale nie utuczy.
Złe się myśli o głodzie i snują, i marzą,
Koncepta się nie roją, słowa nie kojarzą;
Zgoła, zle bez pieniędzy : a uczone bractwo,
Choć z pozoru powabne, w istocie matactwo.
Praca wielka, a jaka korzyści nadzieja?
Chcesz przykładu? masz w oczach, spojrzyj na Błażeja.
Jak jął pisać, i nadto pisma nagryzmolił,
W jednych łajał, łgał w drugich, a w trzecich swywolił,
To chciał starych poprawiać, to nauczać dzieci:
Puścił niewód na głębią, cóż wyciągnął? sieci,
Albo, jeśli co było, to błoto i trzaski.
Zgłuszył go ojciec Alfons uczonemi wrzaski,
Wyśmiała Juljanna, gniewał się podstoli:
Zgoła, czy kto pracuje spieszno, czy powoli,
Czy łaje, czy pochlebia, przestrzega, czy zwodzi,
Choćby drugim i pomógł, sam sobie zaszkodzi.
Wiecznej, prawda, pamięci są pisarze godni,
lecz cóż sława po śmierci? gdy za życia głodni.
Ten, co wojnę trojańską w dzielnych rytmach zebrał,
Kiedy żył, ślepy Homer, po ulicach żebrał :
Siedm miast było w zatardze, w którem się z nich rodził,
A kiedy je za życia o kiju obchodził
Żadne wsparcia nia dało; żył, umarł ubogi.
Gdyby był rżnął w marmurze te co śpiewał bogi,
Gdyby był kunsztem pęzla dawne dzieje zdobił,
Mniej na sławę, lecz na chleb więcejby zarobił,
Zginęłyby, to pradwa, dzieł wielkich przykłady,
Nie miałby Odyssei świat, i Iliady;
Aniby dziwił Homer kunsztem wielorakiem,
Aleby żył wygodnie, nie umarł żebrakiem.
Otoż zysk tych, co wierszem, albo prozą piszą,
Zewsząd bojaźń, zgryzoty, smutki towarzyszą :
Tych zazdrość uciemięża, tamtych niedostatek.
A gdy troski wytrawią żywości ostatek,
Ow Pegaz, co się dosiąść niekiedy pozwala,
Laurowego hołysza wiezie do szpitala.
Zły to nocleg; niekiedy na lepsze trafiały,
Rzadko jednak talenta szczęśliwe bywały.
Fortuna sprzeczna Muzom. Z przypadku i pracy,
Miałeś niegdyś folwarczek pod Rzymem Horacy;
Miał i Nazo, lecz gdy się niostrożnie chlubił,
I wolność i majątek swym talentem zgubił.
Były, przeczyć nie można, talenta szczęśliwe,
Wieleż nędznych? Umysły sławy tylko chciwe,
Sławą się też i pasą: lecz ta strawa licha.
Błąd zuchwały korzysta, talent skromny wzdycha :
A gdy śmiałem natręctwem fortuny nie kupi,
Czego godzien rozumny : to posiada głupi.
Trzeba talentom wsparcia, cnocie przewodnika.
Ale gdzież takie oko, które wskroś przenika?
Które mogąc, chce widzieć, czego nie dostawa?
Znać, czuć, zdobić, wspomagać, przymiot Stanisława.
Na garncu zasadzony i kwarcie i flaszy,
Zda się podłym twój urząd, mospanie podczaszy.
Nie myśleli tak starzy, gdy go stanowili.
Chcieli oni porządku i w tem, jakby pili.
Więc na pamiątkę ojców naszych wiekopomnych,
Choć masz urząd pijacki, wodzem masz być skromnych.
Tobie zatem, aby się zniósł zbytek w narodzie,
Tobie to dzieło niosę o piwie i miodzie;
A gdy mnie pod twem hasłem krytyka nie straszy,
Kończę, choć nie kielichem—Bogdaj zdrów podczaszy!
Rób Polaku, miód, piwo, a będziesz bogaty,
Nasi tak nam ojcowie mawiali przed laty;
Tak i teraz, a przecież o nasz zysk niedbali,
Nie słuchamy, jakeśmy, przedtem nie słuchali.
Słodka zawsze rzecz cudza : co nasze, mniej ważne;
Stąd miód poszedł w pogardę, piwo niepoważne,
A że go dostać można, i łatwo i tanio,
Dla mody go nie piją, dla mody go ganią.
Wkradł się zbytek w umysły zgnuśniałe w pokoju,
Wkradł się w odzież, w mieszkanie, do jadła, napoju.
A coraz postępując, fatalnem ogniwem.
Wzgardził dawną prostotą, w niej miodem i piwem :
Przeszedł nałóg nieprawy do ojców do dzieci.
Co było trunkiem panów, teraz ledwo kmieci.
Zrażeni niezgrabnością mniemanej prostoty,
Wstydzim się miodu, piwa, tak, jak dawnej cnoty.
Lepiej było, kiedyśmy nasze trunki pili.
Nie piwo, lub miód czynił, żeśmy zwyciężyli,
Ale co za prostemi trunki zawsze chodzi :