Niech dmucha, a nie kradnie. Choćby złoto zrobił,
Swoje stracił; na swojem niechby i zarobił.
Nie złoto szczęście czyni, o bracia! nie złoto,
Grunt wszystkiego poczciwość, pobożność i z cnotą.
Padnie taka budowla, gdzie grunt nie jest stały.
Chcemy nasz stan, stan kraju ustanowić trwały,
Odmieńmy obyczaje, a jąwszy się pracy,
Niech będą dobrzy, będą szczęśliwi Polacy.
Rok się skończył, winszować tej pory należy:
Komu? wszystkim: niech Jędrzej z winszowaniem bieży;
Jędrzej, co to zmyśloną wziąwszy na się postać,
Szuka, gdzieby się wkręcić, lub zysk jaki dostać;
A przedajnym językiem, drogi, albo tani,
Jak zgodzą, jak zapłacą, tak chwali, lub gani.
Albo Szymon, miłośnik ludzkiego rodzaju,
Co złych i dobrych wspołem chwaląc dla zwyczaju,
Gdy cnotę i występki równą szalą mierzy,
Tyle zyskał w rzemiośle, że mu nikt nie wierzy.
Niechaj tacy winszują, ja milczę: — źle czynisz;
Alboż wszystkich zarówno potępiasz i winisz?
Alboż wszystkim źle życzysz? — Owszem dobrze życzę.
Są cnotliwi: a chociaż nie wiele ich liczę,
Chociaż ledwo ten rodzaj w złych się tłoku zmieści,
Są dobrzy i w płci męzkiej, są i w płci niewieściéj —
Więc im winszuj: — A jakaż winszować przyczyna?
— Stary się rok zakończył, a nowy zaczyna, —
Cóż mam dobrym powiedzieć? w starym ucierpieli,
I w przyszłym cierpieć będą zapewne musieli.
Niekończy się poczciwych niefortuna z rokiem,
Rzadko się cnota szczęsnym ucieszy wyrokiem.
Do was więc mowę zwracam, sztuczni a ostrożni,
Filuci oświeceni i jaśnie wielmożni,
Wielmożni i szlachetni z zgrają waszą całą;
Winszuję, że w tym roku dobrze się udało.
Coście tylko pragnęli, wszystko wam los zdarzył,
Wyście się tam ogrzali, gdzie się drugi sparzył.
Fortuna której koło ustawnie się toczy,
Była ślepą dla innych, dla was miała oczy.
Więc winszuję wszem w obec, każdemu zosobna.
Tobie naprzód, którego dziś postać ozdobna,
Którego oko śmiałe, a czoło, jak z miedzi;
W twoich progach los spoczął i fortuna siedzi.
Płyną ci dni pomyślne, a przędziarka Kloto,
Pasmo życia nawija na jedwab i złoto.
Gdzie stąpisz wszystko w kwiecie; gdzie spójrzysz, w owocach,
A gdy bierzesz spoczynek w twych rozkosznych nocach
Ty śpisz, a szczęście czuje. Brzęczą złota trzosy,
Wrzask cię chwały otacza, a pochlebne głosy,
Im bardziej natężone, im ogromniej wrzeszczą,
Tym wdzięczniej słuch twój mocnią, uszy twoje pieszczą.
Umiesz słyszeć coć miło, na przymówkę głuchy:
A gdy czasem mniej wdzięczne zalecą podsłuchy,
Umiesz i niedosłyszeć. Talent dziwny, rzadki!
Takie więc szczęścia twego gdy widzę zadatki,
Winszuję ci. A naprzód, żeś ocalał zdrowo;
Wieluż za mniej, los srogi ukarał surowo!
A bardziej sprawiedliwość, której wiek zepsuty
Nie zna teraz; a przeto szczęśliwe filuty.
Winszuję: jak ty inszym, że tobie nie mierzą;
Winszuję: żeś choć zdradził, przecież jeszczeć wierzą;
Winszuję: żeś choć okradł, nie każą ci wracać,
Możesz łupu zdartego, na co chcesz, obracać.
Jest więc czego winszować. A tobie, Konstanty,
Coś się zgrał na wsi, wexle, pieniądze i fanty;
Przecież grasz: czego srogi los niegdyś pozbawił,
Przemysł sztuczny to zleczył, fortunę poprawił;
Odzyskałeś coś przegrał, już brzękasz wygraną,
Winszuję, że cię na złem dziele nie złapano.
A tobie, Panie Pawle, jest czego winszować,
Przed rokiem musiałeś się o szeląg turbować,
Teraz kroćmi rachujesz. Jak to przyszło? — sztuka!
Zyskałeś: cóżeś zyskał? Nowa to nauka!
Nie powiem. I satyra nie ma być zbyt jasną,
Takto nowe światełka wschodzą, stare gasną.
Panie Piotrze, a waszeć, coś wskórał w tym roku?
Utyłeś, więc winszuję dobrego obroku.
A jak? mamże powiedzieć? czyli mam zasłaniać?
Zasłonię; proszę jednak Jejmości się kłaniać.
A waść, Panie Wincenty, coś majętność kupił
Nie dawszy i szeląga? Czyś okradł, czyś złupił,
Dość, że wioska już twoja. Niechaj płacze głupi,
Poco nie był ostrożnym: już jej nie odkupi.
Zły teżto był gospodarz, grunt leżał odłogiem,
Pola były zarosły chwastem, łąki głogiem;
Ty przemysłem naprawisz, coś zyskał fortelem,
I tak się wysłużonym już obywatelem
Staniesz twojej ojczyznie. Tak pięknej przysługi
Winszuję, a choćby się zgorszył może drugi,
Że gardzisz skrupułami, winszuję i tego;
Znak to jest mocnej duszy, umysłu wielkiego.
Gmin podły, wnętrzna trwoga i sumienie straszy.
Mędrcy! wam dziękujemy, nauki to waszej
Jest dzieło, że z nas każdy pozbył się wędzidła;
Stawia dowcip przemyślny śmiało teraz sidła:
Kto w nie wpadnie, tym gorzej, że był nieostrożny.
Śmieje się, co oszukał, a umysł nietrwożny,
Wsparty kunsztem dowcipnym wygodnej nauki,
Na dalsze się natęża i sidła i sztuki.
Winszuję więc wam ucznie młodzi i podeszli,
Winszuję, żeście nawet mistrzów waszych przeszli.
A wam, co mam powiedzieć, cnotliwa hołoto?
Dobrzy! cierpieć wasz podział, ale cierpieć z cnotą.
Modnej maxym nauki że się nie trzymacie,
Trzódko mała wśród łotrów, nie wiele zyskacie.
Nie rozpaczajcie jednak. Patrzajcie, jak daléj
Los tych, których rozpieścił, wesprze i ocali.
Rzadko się niepoczciwość, tak jak zacznie, kończy,
A cnota, co się nigdy z chytrością nie łączy,
Choć jej często dokuczą troski, niepokoje,
Później, prawda, lecz lepiej wychodzi na swoje.
Znałeś dawniej Wojciecha? — któż nie znał! co teraz
Bez sług, ledwo w opończy brnie po błocie nie raz;
Niegdyś w karecie, z której dął się i umizgał,
Takich, jakim jest dzisiaj, roztrącał i bryzgał.
Ustępowali z drogi wielmożnemu panu