Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/143

Ta strona została skorygowana.

Rzadka obejść się cale, znaleźć się bez szkody:
A choćby innej w ciągłych podróżach nie było,
Gdy się czas marnie strawił, wiele się straciło.
Przepłynąwszy przez morza i zwiedziwszy ziemie,
Dajmy to, iż kto poznał wszystkie ludzkie plemie.
Cóż poznał? — To, co w domu miał na pogotowiu;
Może jazdą, płynieniem, mógł usłużyć zdrowiu,
Bo lekarze tak mówią: ale syty z wzorku,
Zapytajmy pielgrzyma, co mówi o worku.
Pewnie mu nie usłużył — A źle, gdy nie służy.
To nic jeszcze: gdy mówim ściśle o podróży,
Że się zlepszenia zdrowia w niej znajdzie przyczyna,
Większa, ważniejsza jeszcze potrzeba się wszczyna,
Trzeba jechać koniecznie. — Gdzie? — Jechać do wody.
Służyła ona przedtem tylko dla ochłody,
Teraz większa usługa. — Jaka? — Żyć nie można,
Jeśli pilność o zdrowie czuła a ostrożna
Nie zapędzi tam, gdzie jest saletra i siarka.
— A nam co po saletrze? — Jeśli onej miarka,
I z częściami hałunu, a najbardziej zrana
Dobrze trafiona; zdrowie! lecz ze źródła brana,
Gdzie ją chwytać należy, żeby moc nie zgasła,
Jeżeli więc na takie ozdrowienia hasła
Nie wzbudzi się chęć jechać, pożegnaj się z życiem.
Jużci, ale i z workiem. Za takiem użyciem
Droższe widzę, niż przedtem było teraz zdrowie,
Żyli dłużej, niźli my, nasi pradziadowie:
Za krzepkość z ojców wziętą nie płacąc nikomu,
Od zdrowych wzięte zdrowie, zachowali w domu:
Cnotliwej roztropności urządzeni miarką,
Nie znali się z hałunem, saletrą i siarką.
Czerstwa starość poważne ich zmarszczki wdzięczyła,
Było zdrowie, bo święta wstrzemięźliwość była.
Lepsza ona od siarki i skuteczniej zdrowi,
Niż co kreślą lekarze i starsi i nowi,
Którym (bo mają rozum), frymarczącym bolem,
Wody siarką przyprawne stały się Paktolem.
Pitagoras i Tales, i Platon i inni,
Zaktórych wielkiem zdaniem poszli ludzie gminni.
Niżeli swej nauki cuda rozpostarli,
W kraju się właściwego cieśni nie zawarli:
Lecz chcąc ludzi oświecić w błędach w których trwali,
Do innych się najdalszych w pielgrzymstwo udali.
Tam czerpając u źródła, w wiadomość bogaci,
Z niezmiernym nauk trzosem wrócili do braci.
Pitagoras powiedział: nie trzeba jeść bobu.
A nie kontent z greckiego rządzenia sposobu,
Nową rzeczpospolitą mądry Plato sklecił,
I tak dowodnie onej pożytek zalecił:
Iż się dotąd na jawie jeszcze nie skleciła.
Woda, według Talesa, wszystko sporządziła.
Wzmogli się niewiadomi wynalazki temi,
A szczęśliwi, zostali jeszcze szczęśliwszemi.
Nie mogę ja tak wielkiej oprzeć się powadze,
Jednak się zbyt daleko zapędzać nie radzę.
Ostatnia to po rozum za granicę jeździć.
Jeśli się on pod własnym dachem nie chciał gnieździć,
Darmo go indziej szukać. Mimo górne wzory,
Wzory sławne Talesa albo Pitagory,
Wzory zbyt uwielbione przez swoje wzniesienia,
Trzymajmy się poprostu skutków doświadczenia.
Dobry rozum, ale źle rozumem przesadzać:
Czuje to świat: ja światu nie będę doradzać,
Ale gdybym był takim, iżbym mógł dać radę,
Rzekłbym: świecie! miej baczność na każdą przysadę,
Nie wierz łbom zagorzałym, które robią xięgi,
Ani xiążek działaczom: ich umysł nietęgi
Zabawnie bałamucąc, nabawił cię nędzą:
Nieszczęśliwe się chwile w światłym wieku pędzą,
I pisarz, i czytelnik za naukę płacą:
Dobrze im tak: a kiedy zwodziciele tracą,
Rozsądny, co się ustrzegł takiego pogromu,
Niech się strzeże podejścia i zasklepi w domu.
Ale w nim razwraz siedzieć, rzecz jest niepodobna:
Choćby rzecz najwdzięczniejsza, ciągła, a osobna,
Sprawi sytość, a tej jest skutkiem unudzenie.
Zarzut nowy. Więc innych okolic zwiedzenie,
A z niem odmiana rzeczy, lekarstwem nudności.
Nie nudzi się, kto kontent: lecz tej szczęśliwości
Rozum tylko i cnota są sprawicielami;
Z temi choćby wśród stepów, nie będziemy sami:
Cóż dopiero! gdy dzieci i poczciwa żona,
I uprzejmość sąsiedzka, prawa, doświadczona;
Słodycz losu poddanych, któryśmy sprawili,
I myśl lat przeszłych, cośmy poczciwie przebyli!
Piękne to towarzystwo, i nigdy nie znudzi.
Swoich znając poco nam nowych szukać ludzi?
Miłe to przeświadczenie do tego nas wiedzie,
Iż dobrze w domu siedzieć. — Kto nie chce niech jedzie.



SATYRA X.
Odwołanie.

Na co pisać satyry? choć się złe zbyt wzniosło,
Przestańmy. Świat poprawiać, zuchwałe rzemiosło,
Na złe szczerość wychodzi, prawda w oczy kole;
Więc już łajać przestanę, a pochlebiać wolę.
Których więc grzbiet niekiedy, mnie rozum nawrócił,
Przystępujcież filuty, nie będę was smucił;
Ciesz się, Piotrze zamożny, ozdobny i sławny,
Dobrym kunsztem urosłeś; nie złodziej, lecz sprawny.
Nie szalbierzu, lecz dzielny umysłów badaczu:
Nie zdrajco, ale z dobrej sławy korzystaczu:
Nie rozpustny, lecz w grzeczne krotofile płodny,
Przystąp, Piotrze, bezpiecznie, boś pochwały godny.
Ciesz się, Pawle. Oszukać, to kunszt doskonały,
Tyś mistrz w kunszcie, więc winne odbieraj pochwały.
Fraszka Machiawelów wykręty i sztuki,
Przeniosłeś głębokością tak zacnej nauki
Wytworność przeszłych wieków. Uczniów ci przybywa,
Winszuję ci, ojczyzno moja, bądź szczęśliwa!
Janie zacny, coś ojców majętność utracił,
Fraszka złoto, masz sławę, masz tych, coś zbogacił.
Brzmi wdzięczność, miło słuchać, choćby i o głodzie.
O szczęśliwa ojczyzno! szczęśliwy narodzie!
Masz umysły wyborne, dusze heroiczne,
Zewsząd wielkie przykłady, wspaniałe i liczne,
Zewsząd.... pocóż te śmiechy? niech Zoil uwłacza,
Niechaj zjadliwe pióro w żółci coraz macza,
Nie przeprze. Ci, co satyr udali się drogą,
Mszczą się na wielkich, że być wielkimi nie mogą.
Ta pobudka, co bardziej, niż żarliwość wzrusza,
Wzbudziła Juwenala i Horacyusza,
Kiedy pod pretextami obyczajów zdrożnych,
Targali się wśród Rzymu na jaśnie wielmożnych:
Gdy szydzili z konsulów, mimo ich topory,