Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/154

Ta strona została przepisana.

Worku! za szczęścia mojego dostatni,
Słuchaj, głos pana do ciebie ostatni.

Trzeba się rozstać, czas trawisz daremnie,
I próżno rzewnisz oczy zapłakane :
Pójdź w świat, usługuj szczęśliwszym nade mnie,
Ja w nędzy mego ubóztwa zostanę :
Gdy cię już więcej utrzymać nie mogę,
Przyjm, coć dać zdołam, nauką na drogę.

Pójdziesz w świat, może ten cię w zdobycz dostać,
Co na kradzieży, lub intrygach zyskał;
Może ten, zdradną który mieniąc postać,
Zwierzchnie dogadzał, a skrycie uciskał.
Może ten skąpiec, co się użyć nie dał;
Może ten zdrajca, co ojczyznę przedał.

Staniesz się wówczas więzieniem, katuszą,
Wzdęty, z woreczka może będziesz worem :
Kto wie, może cię losy tam przymuszą,
Gdzie ustawicznie zostaniesz otworem.
Bodajeś skromne tylko zyski zbierał!
Bodajeś nędznym tylko się otwierał!

Gdybyś czuł, gdybyś sam mógł sobą władać,
Wiem, gdziebyś znalazł najmilsze siedlisko :
Tambyś, mój worku, powinien osiadać,
Gdziebyś miał codzień czułe widowisko,
Gdzie skryta hojność szacownemi dary,
W wsparciu bliźniego szle Bogu ofiary.

Tam idź; jak poznać masz przyszłego pana,
Ja cię nauczę : patrz, gdzie szczyt wspaniały;
Patrz, gdzie powaga z dobrocią zmięszana;
Patrz tam, gdzie skromność unika pochwały :
Gdzie jad nie zemstę, lecz uczynność zyska,
Znajdziesz, choć ja ci nie powiem nazwiska.


XLI. Do Antoniego Krasickiego.

Panie Antoni, jużeśmy też starzy;
Wybacz, jeżeli czasem mi się marzy;
Przyśniło mi się przed niedawnym czasem,
Żeś ty był królem, a jam był prymasem.
Dobrze nam było; wtem przeciwna strona,
Nagłem wzniesieniem naszem rozdrażniona,
Zmawia się na nas; aż gwałty, zaboje;
Idzie o życie i moje i twoje.
Boim się wzajem, zle koło ojczyzny,
Na pogotowiu zabójstwa, trucizny;
Aż twoja złota korona zbyt cięży,
Mnie moja mitra gnębi i ciemięży.
Kto inszy w Gnieznie, kto inszy na tronie,
Tyś z niego zleciał, jam osiadł w Ankonie.
A ten karceres, tak mnie srodze znudził,
Żem się ze strachu porwawszy, obudził.
Chwała bądź Bogu! lepiej nam tymczasem,
Żeś ty nie królem, a ja nie prymasem.


XLII. Do Grzegorza.

I na lądzie i na morzu,
Wszędzie bieda mój Grzegorzu.

Młodość, miłą zowią wiosną,
Żywość, wdzięki, są w tej porze.
I przy kwiatach kolce rośną,
Trudno brykać przy dozorze.

Więc wiek męzki szczęściu zdolny,
Ale żona, ale dzieci :
Zakręt domowy i rolny
Od sług, od sąsiad, od kmieci.

Starość zatem idzie sporzej,
Trzeba innym być przykładem :
Więc w tej porze jeszcze gorzej,
Smutny honor zostać dziadem,

I na lądzie i na morzu.
Wszędzie bieda mój Grzegorzu.


XLIII. z Boecjusza.

Ma to do siebie rozkosz i swawola,
Używających iż pieści i bodzie :
A nakształt pszczółki latającej w pola,
Kiedy słodycze czujno zbiera w miodzie;
Zbyt bystrem żądłem raziwszy człowieka,
Zostawia boleść, a sama ucieka.


XLIV, Do ***.

Różne są zdania, i każde ma wsparcie,
Jak być szczęśliwym (jeżeli być można).
Jedni tajemnie, a drudzy otwarcie
Jawili szczęście : roztropność ostrożna
To objawiła w wyrazie prawdziwym,
Iż każdy człowiek może być szczęśliwym.

Honor podwyższa, i wyżsi nim hardzi,
Ale i niżsi mogą się pocieszyć,
Mniejszość rozrzewnia; większość serce twardzi :
A w dobieżeniu gdy się trzeba śpieszyć,
Prędzej ten dojdzie do szczęścia zamiaru,
Kto choć z małego umiał wziąć zysk daru.

Pałac, czy chatka, równie człeka chroni,
Kto w nich spoczywa, ten ich czyni wartość :
Od zgryzot duma dachów nie zasłoni,
Nie zelży chatki poziomej otwartość;
O! jak zbyt często spoczywa wyrodny,
Chłop godzien pana, pan chłopem być godny.

Chlubi się dumny, najeżony trzosem,
Śmie gardzić tymi, co trzosów nie mają;
Los szczęściem igra, cnota walczy z losem,
A ci najwięcej w zyskach posiadają;
Co i bez trzosu, albo z trzosem miernym,
Dali wstręt żądzom w cichości niezmiernym,

Siebie zwyciężyć, więcej jak narody;
Te szczęsny hazard w podłe jarzmo wprzęga,
Wolność cel człeka, a w cnocie swobody,
Najwyższych celów z istoty dosięga.
Kto tego doszedł, szczęśliwy, bo czuje,
Patrzy, poznawa, wspomaga, żałuje.