Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/158

Ta strona została przepisana.


I z tchórzów czasem pociecha;
Gdyby nie było Sieciecha,
Państwu, naukom, potrzebne
Nasze ojcy przewielebne,
Nie miałyby tu siedliska.

Postanowiłem je odwiedzić, a tymczasem rozmyślałem na podsieniu :

Wielce strudzony przy głodzie,
O Sieciechowej przygodzie.

Niech wybaczą przewielebni ojcowie, ale kto w ich karczmie nocuje, albo popasa, jeżeli się myślą nie zasili, próżno innego posiłku spodziewać się ma. Przecież sen smaczny wzmógł nas utrudzonych. Nazajutrz, gdy słońce wschodziło, udaliśmy się do opactwa :

Zaraz nam się widzieć dała
Struktura piękna, wspaniała :
W kształtnem rzeźby udawaniu,
Dziwiłem się malowaniu,
Bardziej jednak, niż strukturze,
Iż xiądz opat[1] śpiewał w chórze.

Po nabożeństwie, zaprosił nas do swojego pomieskania, tam dowiedzieliśmy się, iż wkrótce[2] :

Wyznaczone z zwierzchności osoby przybędą,
Aby dzielić opactwem, kaptur z rewerendą,
A opatrzywszy mnichy odzieżą i wiktem,
Pogodzą się Piotr święty z świętym Benedyktem.

Jako najpomyślniejszej ugody życzyłem przewielebnym ojcom; siadając zaś do pojazdu, obróciłem się ku nim, i rzekłem :

Bracia! kiedy się z mocnym słaby dzieli,
Jeden się smuci, a drugi weseli.

Dali znać skłonieniem głów, iż moja maxyma prawdziwa, a z każdego postaci uznałem, iż czuł, kto słabszy. W dalszą się podróż puszczając ku Gniewoszowu, umyślnie z drogi zboczyłem, chcąc odwiedzić Czarnolas[3]. Przebywszy dość złe przeprawy, gdym z gęstego gaju wyjechał; ukazało się owe ulubione ojczyste gniazdo Kochanowskiego.

Darmo szukałem w odmianie wieczystej

Owej rozkosznej lipy rozłożystej[4]
Pod której niegdyś ulubionym cieniem,
Wdzięcznem mąż wielki rozrzewniał się pieniem.

Widziałem miejsca, w których się zabawiał,
Miejsca, gdzie wdzięczne sobótki odprawiał,
Gdzie grzebiąc dzielne przymioty w ukryciu,
W ziemiańskiem szczęście upatrywał życiu.

Wdzięczny strumyku! przy twojej on wodzie,
Swojej się szczupłej przypatrywał trzodzie :
Laurowy oracz z ojczystemi chłopki,
Gromadził w żniwa plenne swoje snopki.

O wy! na żałość rodzicielską czuli,
Płaczcie z nim stratę najmilszej Ursuli[5],
Płaczcie, a siedząc w zaciszy przy źródle,
Rżnijcie pamiątki na ponurej jodle.

W szczupłem siedlisku nad gmin się unosił,
A gdy mąż wieków bohatyry głosił,
Czuł swoję wielkość, iż czasy potomne,
Ze czcią przyjmując dzieła wiekopomne,
Tam go postawią, gdzie stawać zasłużył.
Los mu zawistny wieku nie przedłużył.
Dość żył dla sławy.....

A moje uwielbienia, ile niedostarczające wielkości jego, niech koniec mają. Dwa już wieki przeszły, miejsce się prawie tylko samo zostało, gdzie mieszkał : ale winna Polska czułości Jabłonowskiego, wojewody Nowogrodzkiego, iż kupiwszy umyślnie tę majętność, ostatki domu wielkiego męża kształtnem mieszkaniem przyozdobił : tak zaś budowlą rozporządził, iż dóm, w którym mieszkał Kochanowski, nienaruszenie zachowany. Wierzyć należy, iż przy coraz bardziej krzewiących się w Polszcze naukach, miejsce to znamienite, uszanowanie zwykłe, winne śladom wielkich ludzi, odbierać będzie.

Dalszej podróży osnowa,
Wiodła nas do Gniewoszowa.
Stamtąd zmierzając ku lasku,
Miejsce cudowne na piasku,
Za nim ów widziany lasek,
A za laskiem znowu piasek.

Zgoła przeciąg takowej podróży, byłby niemiły i przykry, gdyby się zdaleka nie ukazały :

Godne monarchów Puławy[6]
Gdzie syt wieku, szczęścia, sławy,

  1. Leonard Prokopowicz.
  2. Wkrótce nastąpić miała exdywizya dóbr opactwa między kommendataryuszem, opatem klasztornym, i zgromadzeniem.
  3. Czarnolas o milę od Sieciechowa, wieś niegdyś dziedziczna Jana Kochanowskiego, czego dowodem napis, który się w dziełach jego znajduje :
    Na dóm w Czarnolesie

    Panie, to moja praca, a zdarzenie twoje,
    Raczysz błogosławieństwo dać do końca swoje;
    Insi niechaj pałace marmurowe mają,
    I szczerym złotogłoweni ściany obijają,
    Ja, Panie, niechaj mieszkam w tem gniaździe ojczystem,
    A ty mnie zdrowiem opatrz i sumieniem czystem;
    Pożywieniem uczciwem, ludzką życzliwością,
    Obyczajmi znośnemi, nieprzykrą starością.

  4. Jest w fraszkach Kochanowskiego wiersz powtórzony do lipy. W jednym tak mówi :
    Uczony gościu, jeśli sprawą mego cienia
    Uchodzisz gorącego letnich dni promienia,
    Jeślić lutnia na łonie, i dzban w zimnej wodzie,
    Tym wdzięczniejszy, że siedzisz i sam przy nim w chłodzie,
    Ani mnie za to winem, ani pój oliwą,
    Bujne drzewa najlepiej dżdżem niebieskim żywą;
    Coby zazdrość uczynić mógł nie tylko płonym,
    Ale i płodnym wierszom, a nie mów : co lipie
    Do wierszów? skaczą lasy, gdy Orfeusz skrzypie.
  5. Treny Jana Kochanowskiego, na śmierć córki swojej Urszuli.
  6. Puławy majętność, niegdyś dziedzictwo Lubomirskich od Opalińskich przeszłe, przyozdobione pałacem wspaniałym i ogrodami, przez Czartoryskiego, wojewodę Ruskiego, który tam często przemieszkiwał.