Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/164

Ta strona została przepisana.

Był to Pawe xiąże Sanguszko, marszałek wielki Litewski, mąż staropolską cnotą znamienity. Wszystko co ma Lubartów jego dzieleni i Kapucyni; odwiedziłem ich :

Choć nie są kształtem urody,
Mogą być grzeczne i brody.

I są. Sposób ich przyjmowania uprzejmy, ludzki. A i w kościele, i w mieszkaniach i w ogrodzie,

Nie wytwornych ozdób mnóztwo,
Lecz w ubóztwie ochędóztwo.

Droga dalej na Kock.

Gdzie Wieprz płynie korytem wązkiem a głębokiem :
Taż sama pani w Kocku, która i w Wysokiem.

Przebywała naówczas w Siemiatyczach.

Wszystkim chłopom, mieszczanom, tego losu życzę,
Jaki mają Wysokie, Kock i Siemiatycze.

Nocleg przypadał w Syrokomli, i nie znalazłem karczmy; zgorszony dziedzica nieczułością, gdy się wypytuję, gdzie karczma, a po grzecznemu austerya? pokazano mi budynek, który minąłem, nie mogąc sobie imaginować żeby karczma mogła mieć tak ozdobny przysionek i facyatę. Nie byłbym się omylił, gdybym był przeczytał napis : « Podróżnym ku wygodzie » Na innych takby należało pisać :

Przejeżdżającym ku szkodzie,
Panu, Żydom ku wygodzie.

Wielbiłem więc dziedzica;

Bodaj takowych było, bodaj było wiele!
Co dobrzy gospodarze i obywatele,
Kiedy zysk poczciwemi przemysłami kryślą,
I sobie dogadzają, i o drugich myślą.

Wyrżnąłem na szybie wdzięczność :

A jakto nie dziękować na drzwiach, lub na oknie,
Gdy nasycon podróżny, ma wczas i nie moknie!

Dalej nie bardzo można było dziękować, tym bardziej, iż

Czas nastawał sejmowy dwuletniej rozprawy;
Więc gminy niezliczone razem do Warszawy,
Jak gdyby ją pochłonąć miały srogim szturmem,
Pieszo, konno, w pojazdach, waliły się hurmem.

W tym tumulcie

Cel powrotu mojego, Warszawę gdym zoczył,
Mogę rzec, żem nie wjechał, ale żem się wtłoczył.




I. Do M. H. K. K. W.

Wyobrażenie życia ludzkiego, takby można uczynić :

Nieznacznie szczep mały wschodzi,
I nim starania nagrodzi,
Pielęgnujących troskliwość
Wznawia smutek i dotkliwość :
Wskutkach często się zawodzi,
Kwiat spada, owoc nie wschodzi.

Gdy zejdzie :

Łudzą strzeżących nadzieje,
Czyli strzeżony dojrzeje,
Czy dojrzeje w własnej porze.
Więc w trwogi, w nadziei sporze,
Gdy oczekują na przyście,
Wzrasta bujny, ale w liście.

A choć i w owoc :

Zimno słabi, wiatr go wzrusza,
Słota niszczy, wędzi susza,
I choć trzymany w rezerwie,
Przyjdzie chciwy, w niewczas zerwie.

Jeżeli go i to nie potka :

Dojdzie, lecz bujność uwięzi,
Spełznie czasem na gałęzi,
Dojrzałego w smaku snadnie
Zniszczy robak, gdy się wkradnie.

Trafia to się często owocom i drzewom, częściej tym, których owoce i drzewa są podobieństwem.

II. Do S. D. K. G.

Nadzieje mylą. Na te zwyczajne losu igrzyska przygotowanym być trzeba, a jak umieć z szczęścia korzystać, gdy przyjdzie, tak gdy się zwróci i oddali, strzedz się słabości zbytecznego zmartwienia.

Rozpacz, podłych dusz rzemiosło,
Zdarzenie zniszczyło, wzniosło,
To przypadek. W tem istota,
Gdzie duch mężny i gdzie cnota.
Nad los umysł, kiedy wielki,
Szczęścia płochej rządzicielki,
Co niewarci, ci czciciele,
Czy kto mało ma, czy wiele,
Gardząc, czem się małość zżyma,
W tem, co czuje, większość trzyma.

Nie tego, co wart, nie wziął, los srogi udręczył, Lecz tego, co znał, uczuł, mógł, a nie uwieńczył.

III. Do X. S. P.

Zagrzebanie się w domu jest czasem skutkiem uwagi, czasem melancholji, najczęściej okoliczności, w których zostajemy.

Wielu się w swoich domach zagrzebało,
Nie bez przyczyny. Ow, co zyskał, zgubił,
Temu się w dworskiem życiu nie udało,
Ten chciał znać ludzi, poznał, i nie lubił.