Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/168

Ta strona została przepisana.

Pili i jedli :
Aby tracili,
Jedli i pili,
Dawnym zwyczajem;
Gryźli się wzajem.
A czyniąc wszystko płochym duchem napastniczym,
Jak przyszli bez niczego, tak wrócili z niczym.

Nadzieja w Bogu, iż się takowych wieści spodziewać nie należy.

Przynajmniej ten zysk klęska zostawia w narodzie,
Iż, jak niesie przysłowie : mądrzejszy po szkodzie.

Jeżeli tak jest, mądrość nasza powinnaby wszystkie inne mądrości przejść.

Bo też, czyli na ziemi jest zakącik jaki,
Gdzieby się tak, jak u nas, dała bieda w znaki.

Tylko nam do zupełnej kollekcyi, trzęsienia ziemi nie dostaje, jednakże.

Ziemia, co była naszą, sąsiady bogaci :
Znośniej to, gdy się trzęsie, niż gdy się utraci.

Przystępuję teraz do dyaryuszu, jaki ma być, nie dla tego, iżbym przepisywał reguły, ale żebym wyraził, co wiedzieć pragnę.

Jużci ten co sejmowy, pójdzie swoim kształtem,
Jedno powiesz szczególnie, a drugie ryczałtem.

Tojest, w szczególności to, co będzie tchnęło duchem prawdziwie obywatelskim; krasomostwo potem idzie, a za niem swary albo pochlebstwa.

Jeśli się jakie komu dziwactwo wydarzy;
Boć to i zacnym mężom czasem się umarzy,
Kiedy umysł podlące płaci głupstwa myto,
Niech to pójdzie na stronę jak plewy za sito.

Nie spodziewam ja się tych plew; ale jeżeliby były i jakowe, obejdę się bez nich; daj zatem ziarno, z którego się na potem plenności spodziewać można.
Uważałem ja to, i napatrzyłem się temu, i przy siejbie, i przy zwożeniu snopków :

Kiedy się wójt pracy ima,
A gromada z wójtem trzyma;
Idzie wszystko dobrym torem;
Ale gdy idzie oporem,
Gdy z wójtem robić nie rada,
Mało zbierze ta gromada.

XV. Do A. H. K. M. B.

Zakazane są w kraju naszym polowania do Świętego Bartłomieja, więc jak Ś. Bartłomiej minie, chęć powszechna polować. Przetrzymałem ja tę chęć, ile nie wielki myśliwiec, że jednak nie trzeba się szczególnością różnić, wyjeżdżam na polowanie.

I zadziwisz się, mój baacie,
Iż myślę o zwierząt stracie.

Trzeba jednak o czem myśleć, a że los nie pozwolił myśleć o czem lepszem,

Potrzeba się, mojem zdaniem,
Zabawić i polowaniem.

Nie uczyni się w tej mierze nic przeciw kanonom, które krzykliwych łowów xiężom zakazują :

Nie moje idą ogary,
Jeden ślepy, drugi stary.

A kto wie, jeżeli się co więcej znajdzie, może będą i chrome i głuche, a ja wódz myśliwskiej rzeszy :

Niby na zyski gotowy,
Bez strzelby jadę na łowy,
Świadek tego co się stanie,
Tak odparwię polowanie.

Przecież kto to wie, może też i my coś zabijemy.

Ale jakże to coś będzie,
Czy podskoczy, czy usiędzie,
Czy zabijem, czy zpudłujem,
Czy radość, czy żal uczujem?

Wszystko to zawisło od moich myśliwych współtowarzyszów.

<poem>Oni mówią, a ja wierzę,
Iż zdarzy się czasem zwierze :
Zwierze, co my zabijamy,
Ale choć go i nie mamy.

Mnie to nie bardzo smuci, naówczas albowiem :

W nie wielkim potraw wyborze,
Mam ja zwierza, co to orze.

Przychodzą i inne na stół.

A wiesz zwierzęta te jakie?
Ja opowiem, oto takie :
Czasem ten, co w północ krzyczy,
Czasem, co w południe ryczy,
Czasem, co przed wieczór skacze,
Czasem, co gęga, co gdacze :
Zgoła nie zle używamy,
A zwierzynę zawsze mamy.

Pliniusz opisując polowanie swoje wyraża : iż choć w torbach myśliwskich bywały niekiedy pustki, w jego pujlaresie zawsze pełno.

Różne różnych interesa,
On miał swego pujlaresa :
Ja bez niego idę w puszczę,
I choć pisać czas opuszczę,
Nie żałuję, iż bez niego.
Tęgość uczenia zbytniego,
Nie do rzeczy czasem roi,
Przynuki się umysł boi,