Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/175

Ta strona została przepisana.

Tych po większej części głodnych rzemieślników, coto słowa szykują, a na końcu dwóch szyków, podobno w brzmieniu dwa brzęki stawiają, większy jest cech podobno nad wszystkie inne całego świata, i wszerz i wzdłuż. I niechby sobie szykowali, ale :

Chcą, żeby się drudzy śmiali
A nie dają nic śmiesznego;
Chcą, żeby drudzy płakali,
A nie dają nic smutnego.

I na tem się kończy z niemałym, a bardzo trapiącym zawodem :

Iż w owych, jak mniemali, przerazliwych pieniach;
Iż w pieniach, co mniemali, aż nadto żałosnych,
Zwiedzion w czuciu czytelnik, zwiedzion w rozrzewnieniach;
Śmieje się przy płaczliwych, a płacze z radosnych.

XXX. Do ***.

Nie mogłem się wstrzymać, nie mówię od śmiechu, ale od uśmiechnienia, gdy wyczytuję, iż mi z czułością żalu donosisz, iż zamiast syna, masz córkę.

Więc jeśli to nieszczęście jak list oznajmuje,
Ja grzecznie to nieszczęście uznawam i czuię.

Zważam zatem, iż projekt pierwiastkowy WMPana w pojęciu żony ten był, a nie inszy, iżby syny rodziła :

A projekta nadal brane,
Rzadko skutki pożądane,
Choć nadzieją myśli pieszczą,
W zbyt żądanej porze mieszczą.

Trzebaby więc pisać list pocieszalny, zarywający na to, co zowiemy kondolencyą. Nim się ja jednak na ten list zdobędę, racz w to wejrzeć.

Płód małżeństwa słodkim darem,
Wyrok przedziwnym wymiarem,
W odrodzeniu który nieci,
Zdarzył ojcom, matkom dzieci.
Opatrzności ten zadatek,
Posilenie naszych czynów;
Trzeba ojców, trzeba matek;
Trzeba córek, trzeba synów.

Uskarżyciele na często rodzące się syny, córki.

W nieroztropnej troskliwości,
Bluźnierce są Opatrzności.

Nie rozumiem, iżby to moje przyjacielskie, a szczere zdanie miało być WMosć Panu przykre, którego sposób myślenia znając, sądząc, iż w tym momencie, gdyś do mnie pisał, uwiodłeś się uprzedzeniem, i oddałeś niechcący hołd, przeciw któremu powstawałeś.

XXXI. Do S ***.

Ciekawy jesteś wiedzieć odemnie opis tego, co zowiemy tu maneuvres; tojest popis wojska, czyniący wyobrażenie tego, co się podczas wojny dzieje. Rzecz wprawdzie widzenia godna, wspaniała, wznosząca umysł. Na wielu podobnych byłem, i zwiększałem ciżbę pasących się osobliwością dwunożnych zwierząt :

Na większe jeszcze patrzących zwierzęta.
Więc z widowiska, co się zapamięta,

Powiem : a naprzód :

To com ja widział, było nakształt sławy,
Huku aż nadto, a pełno kurzawy.

Jedno głuszyło, drugie przeszkadzało dobrze widzieć. Z tem wszystkiem takowe widowiska poważne ogromnością :

Jak Etna ogniami swemi,
Jak nagłe trzęsienie ziemi;
Jak płomień mieszkania zrzący,
Jak ulew nadbrzeża rwący;
Jak żywioły w swoim sporze,
Jak zbujałe wiatry, morze.

Wszystko to wspaniałe, ale oglądać pogorzeliska, wzburzenie, wylewy, najlepiej tak jak ja owe popisy wojsk oglądałem :

W bardzo skromnej pozyturze,
I z daleka, i na górze.

Zaczynało się więc to i działało, czem Sesostrys, Alexander, Juliusz, świat pokonali,

Dzieło wielkie : patrzeć miło,
Ale gdyby go nie było;
Ten co cierpiał, ten co płacił,
Podobnoby świat nie stracił.

Bodajto na takie widowiska patrzeć :

Gdzie przy zagonie,
Sierpy za bronie,
A kłosów wieńce
Wzmagają żeńce.

Trzebać wprawdzie tego, żeby nas kto bronił od napaści złych sąsiadów; ale gdyby mógł być wymyślony kunszt taki, iżby się w tej mierze bez broni obeszło :

Choćby mnie popis nie bawił,
Jabym ten kunszt bardziej sławił.

Był xiądz jeden we Francyi, co całe życie strawił na myśleniu o tym kunszcie;

Śmiali się z niego,
Bo z poczciwego.

Zwano snem jego usiłowania i prace.

Bodaj tak nasi rycerze drzymali,
My nieboracy lepiej byśmy spali.
Śmieszna to przecie