Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/178

Ta strona została przepisana.

I zwycięzca nad innych wznosi się wspaniale.
Ten rzecz rzymską, mimo tłum czyniących zuchwale
Wesprze, i niegdyś dumnych uczyni pokornych,
Zjadłych Kartagińczyków i Gallów niesfornych,
I co Rzym zaszczyt wszystkich wspaniałości liczy,
Trzecie królów znękanych zawiesi zdobyczy.
Wtem ozwał się Eneasz, (bo postrzegł, iż młodzian
Ozdobny, miły, rzezki, w broń świetną przyodzian
Następował, lecz smutny, w ziemię spuszczał oczy; )
O ojcze! rzekł : Któż to jest? jaki go żal tłoczy?
Czy to syn tego męża? czy kto z jego rodu?
Słyszę radość wielbienia, okrzyki narodu!
Ale jakaż się ciemność nad młodzieńcem snuje?
Wtem Anebizes spłakany : patrz, i czuj, co czuję;
O synu! nie badaj się o twoich niedoli,
Da go niebo, lecz cieszyć nim się nie pozwoli.
Pokaże go los światu i weźmie, co nadał;
Nadtoby Rzym był wielkim, gdyby go posiadał.
Coza płacz w Marsa dzielnem powstanie siedlisku!
Tybrze! w smutnym żałoby wielkiej widowisku,
Ponuro będziesz płynął, mimo zwłoki jego.
Któryż młodzian Trojańczyk z szczepu łacińskiego.
Tak mógł wznieść swoje przodki, a sławny w przykłady,
Cieszyć rzymiańską ziemię, co wzmogły pradziady?
Cnoto dawna! i ręko nieprzeparta w bojach!
Gdyby on w wojenniczych był powstał zabojach,
Któżby uszedł bez szwanku natarłszy na niego?
Czyby powinność czynił żołnierza pieszego;
Czyby zżymał bodźcami rumaki dowoli?
Ach! młodzieńcze nieszczęsny! jeśli los pozwoli,
Ty będziesz Marcelusem.

XXXIX. List imieniem Brata do Siostry.

Trzeba być wdzięcznym. Odbieram od ciebie moja kochana siostro dyaryusze tygodniowe, ja też mój dzienny umyśliłem opisać. Luboś tam była, gdzie ja teraz jestem, nie zawadzi opisać to miejsce, które może nie bez słodkiego uczucia sobie przypomnisz :

Między dwoma rzekami płynącemi blisko,
Wznosi się staroświeckie obszerne zamczysko;
Długim wieków przeciągiem te wspaniałe gmachy
Dziwią oczy patrzących wyniosłemi dachy.
Co niegdyś budowali Goty i Krzyżaki;
Tu jeszcze tego ślady i ogromne znaki;
Baszt, wież ganków i sklepień, ponura wspaniałość,
Umieszcza z gruntownością dawną okazałość.

Ale w czem szacować należy istotny sposób myślenia założycielów tego miejsca;

Starowni o dostatki, zbiór jadła, napojów :
Więcej piwnic, szpichlerzów, mieli, niż pokojów.

Że zaś pokoje, a po staroświecku izby, komory, komnaty tak stawiane, iż choćby były w Kalabryi stawiane, możnahy się w nich nie bać trzęsienia ziemi :

Każde z nich zasklepione, i z dołu i z góry,
A te, które je zewsząd otaczają mury,
Tak subtelne, iż w naszym miłym horyzoncie,
Choć południe u okna, zawsze wieczór w kącie.

Jednakże izba, gmach nakształt kościoła. Jak w niej dawni, podczas zimy przebywać mogli, pojąć trudno, ale kryte drzwi w podłodze ułatwiają rzecz :

Choć zimno w niezmiernej sali,
Jednak się w niej dawni grzali;
Każdy do niej wespół śpieszył,
Trunek wzmagał, rzeźwił, cieszył.
A gdy dobry humor grzeje,
Niech śnieg pada, niech wiatr wieje;
Gdy radości coraz rosną,
Zimno ciepłem, zima wiosną.

Nam się niezbyt często trafia ta dobra chwila, przecież nie można mówić, iżby się to kiedy nie miało zdarzyć :

Były czasem dysputy, o gwiazdach, o słońcu,
Różnie różni sądzili, jednakże przy końcu,
Ten, który najdokładniej rozdrażnienia słodził,
Dzban uśmierzył rozterki, i mędrców pogodził.

I dlatego, gdybym ja był królem, albo przynajmniej dyrektorem jakiej akademji, postanowiłbym, iżby się dysputy odprawowały zawsze w stołowej izbie, a takiej, z której by były drzwi do piwnicy. Żeśmy z tej okazałej sali jeszcze nie wyszli, jaka ona jest teraz, nie od rzeczy będzie opowiedzieć.

Stała się zbiorem obrazów,
Tam wśród kunsztownych wyrazów,
W wybornej pęzla okrasie,
Myśl się wdzięcznem czuciem pasie.
Kunsztów cuda jakże wdzięczne?
Rzeźwią umysł dzieła zręczne,
Wzrok się wzmaga patrząc na nie.
Widzi w jakim były stanie,
Gdy w pierwiastkach wątłe, małe,
Dalej wdzięczne okazałe :
Wzrost swój wziąwszy z czasem z pracą,
Uwielbieniem talent płacą.

Przy starem zamczysku jest drugi nowy, i z jednego się do drugiego przechodzi.

Kształtny.... gruntowniejszy stary,
Wieków to świeżych przywary.
Ma ich piętno; i my mamy.
Z dawnych pracy korzystamy,
I niewdzięczni i zuchwali,
My pozorni, oni trwali.

Moralność wypadła z pióra : możnaby się było podobno bez niej obejść w tym opisie, ale kiedy to się stało, iż wypadła, niechże tak, jak wypadła, i zostanie.
Jakże też się to rzeczy inaczej ułożą, a inaczej idą! Obiecałem całodzienne tu moje sprawowanie, a tu go jeszcze i początku nie masz. Zaczynam od przebudzenia; trzeba więc i o śnie coś wspomnieć.

Śnie pożądany, co rzezwisz człowieka,
I mdłe sposobnym dziełu czynisz zmysły,
Gdy osłabiona uśpieniem powieka,
Działać nie zdoła obowiązek ścisły :