Dziś, gdy o przyjaciela na rzeź się zapalił,
Lękam się, aby murów przed czasem nie zwalił.
Rzekł: a Niezgoda wstrzęsła ogniste pożogi,
Pobiegły na dwie strony podzielone bogi:
Do floty dąży Juno i można Pallada,
I Neptun, który ziemią wstrząsa, morzem włada,
I wynalazca kunsztów przemyślny Merkury.
Wulkan kulawy wsparty długiemi kostury,
Groźnem strzelając okiem towarzyszy drugim.
Za Troją Mars w szyszaku i Feb z włosem długim:
Dyana, której w strzałach najmilsze uciechy,
Latona, Xant i Wenus kochająca śmiechy.
Póki się bogi w ludzkie nie wmięszały szuki,
Nadymały się chlubnie Greckie wojowniki.
Że Pelid pokazał się w pośród bojowiska,
W Trojanach zimna trwoga drżące serce ściska.
Patrząc na postać męża, na blask jego zbroi,
Mniemali, że sam Grekom Mars na czele stoi.
Lecz gdy Olimp do zbrojnych zamięszał się ludzi,
Krwawa Niezgoda wściekły zapał w sercach budzi:
Minerwa szańce, brzegi, okopy przebiega,
Krzyczy głos jej po całem polu sie rozlega.
Z drugiej strony ponury Mars jak czarna fala,
Straszliwym Trojan rykiem do boju zapala.
Już na nich woła z murów, już z wyniosłej wieży,
Już z przyjemnych pagórków, skąd Symois bieży.
Tak nieśmiertelni obie zagrzewając strony,
Wzmagają rzeź okropną i zapał szalony.
Ojciec bogów pioruunym zaczął burzeć grzmotem,
Neptun wstrząsł ziemię, góry, ogromnym łoskotem;
Chwieje się wielka Ida ze swemi podstawy,
Drżą mury Troi, greckie podskakują nawy.
Król piekieł upadł z tronu, krzyknął zdjęty strachem.
Bał się, by Neptun ciężkim trójzęba zamachem,
Nie wzruszył do samego gruntu zasad ziemnych,
I nie odkrył tych siedlisk, czarnych, pustych, ciemnych,
Na które bledną ludzie i same drżą bogi.
Taki bój nieśmiertelnych wznieca łoskot srogi.
Nigdy ja tego z bogów nie zapomnę,
Który rażące puszcza nadal strzały,
Apollo! dzieła twoje wiekopomne,
Powszechne niebian ściągają pochwały.
Powstają na twe spójrzenia ogromne,
Zdziwione bóztwa i Olimp wspaniały.
Ma względy na twój kołczan pełnogroty,
Jowisz, co spuszcza pioruny i grzmoty.
Sama Latona z nim razem złączona,
Na syna swego wejście nie powstaje,
I łuk co wzniosłe nosiły ramiona,
Zdejmuje z niego: jej kołczan oddaje.
Spuszcza cięciwę co zbyt natężona,
I co strzał płytkich jeszcze pozostaje:
Wszystko to składa za złotym filarem,
A Jowisz syna zasila nektarem.
Wówczas dopiero siadają bogowie,
A matka z syna swojego się cieszy.
Ciebie uwielbiam i szczęśliwą zowię,
Wzniosła Latono wpośród niebian rzeszy;
Twój płód Apollo, czczą go Ortygowie,
Twój płód Dyana, co za zwierzem śpieszy,
A gdzie Cynt wznosi swój szczyt pod obłoki,
Widzi Inopu pieniste potoki.
Dnia pogodnego sprawco wielowładny,
Jak cię uwielbić godnie Apollinie:
Z ciebie rytm płynie dotkliwy i składny,
Tyś uczył, jak wieść, paść trzody w dolinie.
Gór miłośniku! gdzie przystęp niesnadny,
Bierzesz spoczynek w cienistej krzewinie.
Miłe ci w chłodzie takowe siedliska,
Gdzie zdrój szumiący z opoki wytryska.
Od czego zacząć w twojem uwielbieniu?
Czy od tej pory, kiedyś na świat wchodził,
Abyś zakwitnął ku uszczęśliwieniu,
I żądzom wszystkich powszechnie dogodził?
Wówczas Latona gdy w uciemiężeniu
Była, a nastał czas, abyś się rodził,
W pośrodku morza, trwożna o swym losie,
Sama bez wsparcia błądziła w Delosie.
Stamtąd wyszedłeś ty, co rządzisz kraje
Krety, Eginy, Eubei i Egi,
I gdzie Pelion wyniosły powstaje,
Gdzie Perepatu są nadmorskie brzegi.
I gdzie się Athos obloczny wydaje,
Lemnos i innych wysp liczne szeregi,
I Autokana, co się skałmi zmniejsza,
I Chios wpośród innych najżyźniejsza.
Zaszczyca Traki twoje panowanie,
Samos się cieszy być pod twoją władzą,
Idy wyniosłej, Focydy ziemianie,
I ci co plenne szczepy w Imbros sadzą,
Milet, Kos, Knida, Paros, Naxyanie,
Wszyscy się chętnie do ciebie gromadzą:
Wszyscy cię wielbią, chlubni swoim stanem,
Iż ty być raczysz ich wodzem i panem.
Nie chcieli oni przyjąć twojej matki,
Kiedy szukała u nich przytulenia.
Tyś wówczas życia miał powziąć zadatki.
Nie chcieli świadki być twego rodzenia.
Wszystkich obiegła: trwożni o dostatki,
Trwożni o całość swojego plemienia,
Nie chcieli, abyś u nich był zrodzony,
Bojąc się gniewu zawziętej Junony.
Przyszła do Delos, i tak jej mówiła:
«Widzisz, jak jestem złych losów igrzysko,
«Przyjm mnie, abym tu syna urodziła,
«Co Apollina będzie mieć nazwisko:
«Dotąd i pustą i niepłodnąś była,
«Skoro mi z płodem przyszłym dasz siedlisko,
«Staniesz się sławną, obfitą i żyzną,
«Staniesz się bóztwa wieszczego ojczyzną.»
Rzekła: «A Delos wieścią ucieszona,
«O córko! rzekła Saturna wielkiego:
«Chciałabym z chęcią przyjąć cię do łona,