Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/21

Ta strona została przepisana.
4
DZIEŁA KRASICKIEGO
VIII. Talar i czerwony złoty.


Talar zwierzchnią postacią swoją okazały,
Gardził czerwonym złotym, dla tego że mały;
Gdy przyszło do zmieniania, nie patrzano miary,
Złoty pieniądz, choć mały, wart był dwa talary.


IX. Niedźwiedź i Liszka.


Rozumiejąc, że będzie towarzyszów bawił,
Niedźwiedź, według zwyczaju, nic do rzeczy prawił.
Znudzeni temi bajki, gdy wszyscy drzymali,
Gniewał się wilk na liszkę, że niedźwiedzia chwali;
Rzekła liszka: mnie idzie o ochronę skóry:
Niezgrabną ma wymowę, lecz ostre pazury.


X. Pieniacze.


Po dwudziestu dekretach, trzynastu remissach,
Czterdziestu kondemnatach, sześciu kompromisach,
Zwyciężył Marek Piotra; aże się zbogacił,
Ostatnie trzysta złotych za dekret zapłacił.
Umarł Piotr, umarł Marek, powróciwszy z grodu,
Ten co przegrał, z rozpaczy, ten co wygrał, z głodu.


XI. Lew i Zwierzęta.


Gdy się wszystkie zwierzęta u lwa znajdowały,
Był dyskurs: jaki przymiot w zwierzu doskonały?
Słoń roztropność zachwalał, żubr mienił powagę,
Wielbłądy wstrzemięźliwość, lamparty odwagę;
Niedźwiedź moc znamienitą, koń ozdobną postać;
Wilk staranie przemyślne, jak zdobyczy dostać;
Sarna kształtną subtelność, jeleń piękne rogi,
Ryś odzienie wytworne, zając rącze nogi,
Pies wierność, liszka umysł w fortele obfity,
Baran łagodność, osieł żywot pracowity.
Rzekł lew, gdy się go wszyscy o zdanie pytali:
Według mnie, ten najlepszy, co się najmniej chwali.


XII. Trzcina i Chmiel.


Chmiel się wił koło trzciny, miał jej dopomagać.
Wspierał ją; ale kiedy zbyt się zaczął wzmagać,
Rzekła trzcina, daj pokój, już ja mocno stoję,
Już i bez twego wsparcia wiatrów się nie boję.
Mylisz się, chmiel jéj rzecze, przyjdą wiatry gorsze.
Więc gdy coraz gałązki rozpościerał sporsze,
Przyszło wreszcie do tego: wiatr trzcinę ocalił,
A chmiel, co miał podeprzeć, złamał i obalił.


XIII. Owieczka i Pasterz.


Strzygąc pasterz owieczkę, nad tém się rozwodził,
Jak wiele prac ponosi, żeby jéj dogodził.
Że milczała, niewdzięczna! żwawie ją ofuknie.
Więc rzekła: Bóg ci zapłać... a z czego te suknie?


XIV. Szkatuła ze złotem, wór z kaszą.


Szkatuła pełna złota śmiała się raz z wora;
Tegoż właśnie złodzieje do skarbu wieczora
Wkradli się, zamek zdarli, zawiasy odkuli.
I żeby złota dostać, szkatułę popsuli.
Widząc wór, który z kaszą odpoczywał w oknie,
Że w kawałki rozbita na podwórzu moknie,
Rzekł do niéj: jam ocalał, mając tylko kaszę.
Nie trzeba się wynosić z tego, co nie nasze.

XV. Małżeństwo.


Chwałaż Bogu! widziałem małżeństwo nie modne,
Stadło wielce szczęśliwe, uprzejme i zgodne:
Stateczna była miłość z podziwieniem wielu.
To szkoda, że mąż umarł w tydzień po weselu!


XVI. Łakomy i Zazdrośny.


Porzuciwszy ojczyznę i żony i dzieci,
Szedł łakomy z zazdrośnym, Jowisz z nimi trzeci.
Gdy kończyli wędrówkę, bożek im powiedział:
Jestem Jowisz: i żeby każdy o tém wiedział,
Proście, o co chcecie: zadosyć uczynię
Pierwszemu, a drugiemu w dwójnasób przyczynię.
Nie chce być piérwszym skąpy, i stanął jak wryty,
Nie chce mówić zazdrośny równie nieużyty.
Nakoniec kiedy przeprzeć łakomcę nie może,
Wyłup mi jedno oko, rzecze, wielki boże!
Stało się. I co mieli zyskać w takiéj dobie,
Stracił jedno zazdrośny, a łakomy obie.


XVII. Dwa psy.


Dlaczego ty śpisz w izbie, ja marznę na mrozie?
Mówił mopsu tłustemu kurta na powrozie.
Dlaczego! ja ci zaraz ten sekret wyjawię,
Odpowiedział mops kurcie: ty służysz, ja bawię.


XVIII. Przyjaciele.


Uciekam się, rzekł Damon, Aryście do ciebie,
Ratuj mnie, przyjacielu, w ostatniéj potrzebie:
Kocham piękną Irenę. Rodzice i ona
Jeszcze na moje prośby nie jest nakłoniona.
Aryst na to: wiész dobrze, wybrany z śród wielu,
Jak tobie z duszy sprzyjam, miły przyjacielu.
Pójdę do nich za tobą; jakoż się nie lenił,
Poszedł, poznał Irenę, i sam się ożenił.


XIX. Gospodarz i drzewa.


Gospodarz o ozdobie myśląc i wygodzie,
Zbyt obcinał gałęzie drzew w swoim ogrodzie.
Przyszła jesień, daremnie na wiosnę pracował,
I szpaleru nie zrobił, i drzewa popsował.


XX. Filozof i Orator.


Filozof dysputował o prym z oratorem.
Gdy się długo męczyli mniej potrzebnym sporem,
Nadszedł chłop. Niech nas sądzi, rzekli razem oba;
Co ci się, rzekł Filozof, bardziej upodoba,
Czy ten, który rzecz nową stwarza i wymyśla,
Czy ten, co wymyśloną kształci i okryśla?
My się na tém, chłop rzecze, prostacy nie znamy,
Wolałbym jednak obraz, aniżeli ramy.


XXI. Człowiek i zdrowie.


W jednę drogę szli razem i człowiek i zdrowie.
Na początku biegł człowiek; towarzysz mu powie:
Nie śpiesz się, bo ustaniesz... Biegł jeszcze tym bardzi,
Widząc zdrowie, że jego towarzystwem gardzi,
Szło za nim, ale z wolna. Przyszli na pół drogi:
Aż człowiek, że z początku nadwerężył nogi,
Zelżył kroku na środku. Za jego rozkazem
Przybliżyło się zdrowie, i odtąd szli razem.