VIII. Talar i czerwony złoty.
Talar zwierzchnią postacią swoją okazały, Gardził czerwonym złotym, dla tego że mały; Gdy przyszło do zmieniania, nie patrzano miary, Złoty pieniądz, choć mały, wart był dwa talary.
IX. Niedźwiedź i Liszka.
Rozumiejąc, że będzie towarzyszów bawił, Niedźwiedź, według zwyczaju, nic do rzeczy prawił. Znudzeni temi bajki, gdy wszyscy drzymali, Gniewał się wilk na liszkę, że niedźwiedzia chwali; Rzekła liszka: mnie idzie o ochronę skóry: Niezgrabną ma wymowę, lecz ostre pazury.
X. Pieniacze.
Po dwudziestu dekretach, trzynastu remissach, Czterdziestu kondemnatach, sześciu kompromisach, Zwyciężył Marek Piotra; aże się zbogacił, Ostatnie trzysta złotych za dekret zapłacił. Umarł Piotr, umarł Marek, powróciwszy z grodu, Ten co przegrał, z rozpaczy, ten co wygrał, z głodu.
XI. Lew i Zwierzęta.
Gdy się wszystkie zwierzęta u lwa znajdowały, Był dyskurs: jaki przymiot w zwierzu doskonały? Słoń roztropność zachwalał, żubr mienił powagę, Wielbłądy wstrzemięźliwość, lamparty odwagę; Niedźwiedź moc znamienitą, koń ozdobną postać; Wilk staranie przemyślne, jak zdobyczy dostać; Sarna kształtną subtelność, jeleń piękne rogi, Ryś odzienie wytworne, zając rącze nogi, Pies wierność, liszka umysł w fortele obfity, Baran łagodność, osieł żywot pracowity. Rzekł lew, gdy się go wszyscy o zdanie pytali: Według mnie, ten najlepszy, co się najmniej chwali.
XII. Trzcina i Chmiel.
Chmiel się wił koło trzciny, miał jej dopomagać. Wspierał ją; ale kiedy zbyt się zaczął wzmagać, Rzekła trzcina, daj pokój, już ja mocno stoję, Już i bez twego wsparcia wiatrów się nie boję. Mylisz się, chmiel jéj rzecze, przyjdą wiatry gorsze. Więc gdy coraz gałązki rozpościerał sporsze, Przyszło wreszcie do tego: wiatr trzcinę ocalił, A chmiel, co miał podeprzeć, złamał i obalił.
XIII. Owieczka i Pasterz.
Strzygąc pasterz owieczkę, nad tém się rozwodził, Jak wiele prac ponosi, żeby jéj dogodził. Że milczała, niewdzięczna! żwawie ją ofuknie. Więc rzekła: Bóg ci zapłać... a z czego te suknie?
XIV. Szkatuła ze złotem, wór z kaszą.
Szkatuła pełna złota śmiała się raz z wora; Tegoż właśnie złodzieje do skarbu wieczora Wkradli się, zamek zdarli, zawiasy odkuli. I żeby złota dostać, szkatułę popsuli. Widząc wór, który z kaszą odpoczywał w oknie, Że w kawałki rozbita na podwórzu moknie, Rzekł do niéj: jam ocalał, mając tylko kaszę. Nie trzeba się wynosić z tego, co nie nasze.
|
XV. Małżeństwo.
Chwałaż Bogu! widziałem małżeństwo nie modne, Stadło wielce szczęśliwe, uprzejme i zgodne: Stateczna była miłość z podziwieniem wielu. To szkoda, że mąż umarł w tydzień po weselu!
XVI. Łakomy i Zazdrośny.
Porzuciwszy ojczyznę i żony i dzieci, Szedł łakomy z zazdrośnym, Jowisz z nimi trzeci. Gdy kończyli wędrówkę, bożek im powiedział: Jestem Jowisz: i żeby każdy o tém wiedział, Proście, o co chcecie: zadosyć uczynię Pierwszemu, a drugiemu w dwójnasób przyczynię. Nie chce być piérwszym skąpy, i stanął jak wryty, Nie chce mówić zazdrośny równie nieużyty. Nakoniec kiedy przeprzeć łakomcę nie może, Wyłup mi jedno oko, rzecze, wielki boże! Stało się. I co mieli zyskać w takiéj dobie, Stracił jedno zazdrośny, a łakomy obie.
XVII. Dwa psy.
Dlaczego ty śpisz w izbie, ja marznę na mrozie? Mówił mopsu tłustemu kurta na powrozie. Dlaczego! ja ci zaraz ten sekret wyjawię, Odpowiedział mops kurcie: ty służysz, ja bawię.
XVIII. Przyjaciele.
Uciekam się, rzekł Damon, Aryście do ciebie, Ratuj mnie, przyjacielu, w ostatniéj potrzebie: Kocham piękną Irenę. Rodzice i ona Jeszcze na moje prośby nie jest nakłoniona. Aryst na to: wiész dobrze, wybrany z śród wielu, Jak tobie z duszy sprzyjam, miły przyjacielu. Pójdę do nich za tobą; jakoż się nie lenił, Poszedł, poznał Irenę, i sam się ożenił.
XIX. Gospodarz i drzewa.
Gospodarz o ozdobie myśląc i wygodzie, Zbyt obcinał gałęzie drzew w swoim ogrodzie. Przyszła jesień, daremnie na wiosnę pracował, I szpaleru nie zrobił, i drzewa popsował.
XX. Filozof i Orator.
Filozof dysputował o prym z oratorem. Gdy się długo męczyli mniej potrzebnym sporem, Nadszedł chłop. Niech nas sądzi, rzekli razem oba; Co ci się, rzekł Filozof, bardziej upodoba, Czy ten, który rzecz nową stwarza i wymyśla, Czy ten, co wymyśloną kształci i okryśla? My się na tém, chłop rzecze, prostacy nie znamy, Wolałbym jednak obraz, aniżeli ramy.
XXI. Człowiek i zdrowie.
W jednę drogę szli razem i człowiek i zdrowie. Na początku biegł człowiek; towarzysz mu powie: Nie śpiesz się, bo ustaniesz... Biegł jeszcze tym bardzi, Widząc zdrowie, że jego towarzystwem gardzi, Szło za nim, ale z wolna. Przyszli na pół drogi: Aż człowiek, że z początku nadwerężył nogi, Zelżył kroku na środku. Za jego rozkazem Przybliżyło się zdrowie, i odtąd szli razem.
|