Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/212

Ta strona została przepisana.
Z xięgi VI. Eneidy.

Tak Anchizes, i dodał: Patrzaj z jaką sławą
Marcellus idzie własną, ozdobion wyprawą,
I zwyciężca, nad innych wznosi się wspaniale.
Ten rzecz Rzymską, mimo tłum czyniących zuchwale,
Wesprze, i niegdyś dumnych nadarzy pokornych,
Zajadłych Kartagińców i Gallów niesfornych.
I co Rzym za szczyt wszystkich wspaniałości liczy,
Trzecie królów znękanych zawiesi zdobyczy.
Wtem ozwał się Eneasz, bo postrzegł iż młodzian
Ozdobny, miły, rzezki, w broń świetną przyodzian,
Następował ponuro, w ziemię spuszczał oczy :
Ojcze! rzekł! któż to? objaw, co go za żal tłoczy?
Czy nie syn tego męża? albo z jego rodu?
Czułe wzruszenia słyszę i okrzyk narodu.
Ale jakaś się ciemność nad młodzieńcem snuje.
Wtem Anchizes spłakany : patrz i czuj, co czuję.
O synu! nie badaj się o twoich niedoli :
Da go niebo, lecz cieszyć nim się nie pozwoli.
Pokaże go los światu, i weźmie, co nadał,
Nadtoby Rzym był wielkim, gdyby go posiadał.
Co za płacz w Marsa dzielnem powstanie siedlisku!
Tybrze! w smutnem żałoby wielkiej widowisku,
Ponuro będziesz płynął mimo zwłoki jego.
Któryż młodzian Trojańczyk z szczepu łacińskiego,
Takby mógł wznieść swe przodki, a sławny w przykłady
Cieszyć ojczystą ziemię, co wzmogły pradziady.
Cnoto dawna! i ręko nieprzeparta w bojach!
Gdyby on w wojenniczych był powstał zabojach,
Któżby uszedł bez szwanku natarłszy na niego?
Czyby sprawiał powinność żołnierza pieszego,
Czyby zżymał bodźcami rumaki do woli;
Ach! nieszczęsny młodzieńcze!... Jeśli los dozwoli,
Ty będziesz Marcellusem.


Początek xiegi IV. Eneidy.
PRZEKŁADANIA ST. TREMBECKIEGO

Królowa niebezpieczne zawziąwszy nadzieje,
Lubej nie goi rany, skrytym ogniem tleje :
Liczne Trojana cnoty, wielka rodu sława,
Miła postać, z wymową, na umyśle stawa.
Myśli snu chwile biorą, a gdy świetne włosy
Tytan rozpuścił, znosząc i cienie i rosy,
Królowa jednomyślnej z sobą siostry wzywa,
I na te słabym głosem słowa się zdobywa :
« Anno, siostro, bezsenność dręczyła mnie do dnia,
Jakiegoż w moje progi puściłam przychodnia!
Jaki w nim wdzięk z powagą, jak pierś nie zna trwogi,
Nie płonnie go być mienią spokrewnionym z bogi,
Jak wywierał na niego wyrok siły swoje!
Jak wzruszające litość opowiadał boje!
Gdybym sobie już była stale nie przysięgła,
Abym w małżeńskie jarzmo z nikim się nie wprzęgła,
Gdyby nie wstręt do związków z żałośnej przyczyny,
Ten tylko byłby godnym wciągnąć mnie do winy.
Wyznam przed tobą, siostro, po przeciętej parze,
Gdy bratnia ręka zlała krwią męża ołtarze,
Ten jeden w moich zmysłach czułość wzbudzić umiał,
Ten dawne wskrzesił ognie, które żal przytłumiał.
Ale niech się wprzód ziemia podemną zawali.
Niech na mnie Jowisz piorun ognisty zapali,
I między blade strąci Erebu straszydła,
Niżeli święte wstydu przestąpię prawidła.
Tamten, co pierwsze moje skłonności ku sobie,
Jak w życiu miał jedynie, tak niech ma i w grobie. »

Rzekłszy, łzy na swe łono upuszcza obficie :
Na to Anna : « o siostro droższa mi nad życie!
Czemu tęsknotą nikniesz w samym wieku kwiecie,
Bez dziatek, bez największej rozkoszy na świecie?
Co stąd za korzyść mają popioły i cienie?
Alboż nie dosyć długie twoje udręczenie?
Wzgardziłaś zalotników potęgą i skarby,
I w Tyrze, i możnego w Afryce Hyarby :
Do Libijskich cię królów skłonność nie prowadzi,
Ale nie gardź miłością, którą serce radzi.
Zastanów się z uwagą, jakie masz sąsiady :
Tu krążą wyuzdanych Numidów gromady,
Stąd nas Getulów srogich krainy obiegły,
Stąd niegościnne Syrty drogę nam przeległy :
Jeden bok otaczają pragnące pustynie,
Drugi, Barcejski naród, co rozbojem słynie.
Pomnij, że brat zawzięty gotuje nachody,
I pragnie z ziemią zrównać wznoszące się grody.
Wierzę, iż bogow łaska, przychylność Junony,
Trojański zastęp w nasze przypławiła strony.
O! siostro, wprędce będziesz oglądać radośnie,
Jak się państwo rozszerzy, jak twe miasto wzrośnie,
Jeśli przez to małżeństwo, na pożytki wieczne,
Trojany z Fenikami połączysz waleczne.
Tylko ty błagaj bogów, a czyń uczty hojne,
Znajdą się przewlec odjazd pozory przystojne :
Lub wodnisty Oryon, lub Ocean wzdęty,
Niebo zimne, spóźnione w naprawie okręty. »

Większą po tej rozmowie ognie wzięty żywość,
Wzmagały się nadzieje; mniejszała wstydliwość.
Idą naprzód do świątyń, gdzie hołd ich odbiera
Febus, Jachus, i prawa twórczyni Cerera,
Biją owce dwulatki, proszą o sprzyjanie
Junony, o małżeństwach mającej staranie.
Kiedy śnieżną wolicę ubić mają popi,
Jej głowę śliczna Dydo sama winem kropi,
Albo czyni obchody, przed obecne bóztwa,
Na ołtarzach stłuszczonych od ofiary mnoztwa.
Z otwartej piersi bydląt wyrwane jelita,
Zważa drgające jeszcze, i o losy pyta.
O błędne wieszczów zdanie! cóż palone wonie,
Cóż ofiary, ołtarze, pomogą Dydonie?
Gore, i sercu rana dojmuje niezgojna,
Po wszystkich miasta stronach biega bezspokojna.

Tak mniej obaczny łowiec, gdy pierzchliwej łani
Bok polotnem a tkwiącem żelezcem zarani,
Ta ucieka po górach, ucieka po lesie,
Ale wszędy zabójczą strzałę z sobą niesie.
To wiodąc Eneasza okazywać rada,
Jak liczne jej dostatki, jak można osada.
To zaczyna coś mówić i mięsza się z mową,
To po uczcie obiednej ucztę daje nową :
Chce jeszcze wojną Troi mieć pojone zmysły,
Od ust jego jej wszystkie wzruszenia zawisły.
Po rozejściu, gdy xiężyc blask wydaje ciemny,
I gwiazdy nachylone radzą sen przyjemny.