Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/213

Ta strona została przepisana.

Dóm się jej zdaje pustym, przejęta żałobą,
Słyszy nieprzytomnego, i widzi przed sobą;
Albo Askaniusza na swem łonie pieści,
Ze się w nim żywy ojca wizerunek mieści :
Nie zbroi portu, wszczętych nie podnosi wieży,
Nie dogląda wojennej ćwiczenia młodzieży,
Próżno stoją machiny wzniesione pod chmury,
Zaniedbane są twierdze, i grożące mury.

Gdy tę królowa niebios jej słabość postrzegła,
I niewzględność na sławę : z Wenerą się zbiegła;
« Ach jakich zysków, jakiej dostąpicie chwały,
Jak twój i twego chłopca tryumf okazały,
Jak wasze imie wielkie, i pamiętne w świecie.
Dwa bóztwa mogły jednej zaszkodzić kobiecie!
Wiem, że się lękasz muru, który teraz wzrasta,
Podejrzane ci domy, mnie miłego miasta.
Lecz na cóż te zawiści, i sporów tak wiele?
Obierzmy raczej pokój, i zdarzmy wesele.
Już się stało, czegoście usilnie żądali,
Już się cała miłosnym ogniem Dydo pali,
Zespólmy te narody, obostrzając sobie,
Byśmy do ich urządzeń wpływać mogły obie.
Niech już Eneasz będzie i mężem i panem,
Dozwalam być Fenikom dla krwi twojej wianem. »

Czuje Wenus chytrości pozorami kryte,
Chcącej w Afrykę zwrócić berło znakomite,
« Kimżeby taki, rzecze, nierozsądek władał,
Aby z tobą zgryzliwe utarczki przekładał?
Przychylę wolą moję do tego zamęścia,
Byle tylko fortuna nie umknęła szczęścia.
Lecz tajne mi wyroki, nie wiem czyli wierzyć,
Że się Jowisz dozwoli tym ludom sprzymierzyć,
I co Trojan z nieszczęsnych pobojów zostało,
Z twymi Sydończykami wzrastać w jedno ciało.
Tobie jest wolno prośby powtarzać mężowi,
Zacznij, a ja za tobą. Na to Juno mówi :
« Moja w tem będzie praca. Teraz ci objawię,
Jak się przy ukończeniu dzieła tego sprawię.
Jutro twój syn i Dydo jechać mają w bory,
Jak tylko słońce rzeczom przywróci kolory.
Gdy się łowcy szykują, gdy rozwodzą sieci,
Zesłany z czarnej chmury grad na nich wyleci,
Zatrzęsą nieba grzmotem, tęga lunie słota,
Pierzchną oboczni, wzroki przesłoni ciemnota.
Wtem do jaskini, czasu wydrążonej kosą,
Eneasza z Dydoną przygody zaniosą.
Będę tam, jeśli równie zechcesz się przysłużyć,
Stałem spoję małżeństwem, dam własności użyć,
To będzie zaślubieniem. » Poznawszy te zdrady,
Uśmiechając się Wenus, potwierdza układy.

Już wstająca Jutrzenka niesie hasło rana,
Wyciąga w pole młodzież do łowu wybrana,
Przy parkanach Massylów jedzie rola konna,
Oszczepy, rohatyny, i psiarnia powonna.
Gdzie królowa polowy ubiór brać poczyna,
Czeka przed podwojami Sydońska starszyna;
Już koń dla niej, którego dywdyk pyszny kryje,
Spieniony żuje munsztuk, i kopytem ryje.
Wychodzi Dydo licznym zdobionia orszakiem,
Z włosem więzionym w złocie, z bogatym sajdakiem;
Szatę ma, której brzegi pracą niedościgłą,
Zręczny Tyryjski przemysł umalował igłą.
Boki jej okrążają umięszani społy
Trojanie, Fenikowie, i Julus wesoły,
I Eneasz, myśliwe niosący oręże,
Przyłącza się nad inne dorodniejszy męże.
Taki był, jak Apollo, kiedy Cyntu strony
Nawiedzając, odbiera narodów pokłony.

Gdy w umówione przyszli miejsca stanowiska,
Pod zarosłe bezdroża, przykrych skał urwiska,
Prosto ze sfor ogary w padłszy między łozy,
Zaraz dzikie po górach gonić jęły kozy :
Kupiące się część druga ruszywszy jelenie,
Z hałasem i kurzawą, w gołe pola żenie :
A Julus na dolinie doświadczając koni,
Raz tych, i znowu innych, na swoim przegoni,
Ucieczkę leśnych bydląt z pogardą ogląda,
Z odyńcem, albo ze lwem napotkać się żąda.
Wzrusza się grzmot ogromny, nagle się zachmurza,
Spada gwałtownym gradem przemięszana burza,
Którym konie rażone, i niezwykłym hukiem,
Unoszą różnych różnie, i z Wenery wnukiem.
Walące się z gór wody, nowe rzeki czynią,
Przypadek odkrył ciemną w pobliżu jaskinią,
W niej Eneasz i Dydo szukają zachrony;
Wydany znak od ziemi i swatki Junony :
Wiadome błyska niebo, a na wierzchu skały,
Czyste Nimfy żałosne jęczenia wydały.


Przeklęctwo Dydony. z xięgi IV Eneidy.
przek. f. dmochowskiego.

Już się z jasnego łoża Tytona ocuca,
Już na ziemię Jutrzenka pierwszy promień rzuca.
Królowa widząc, skoro blade wsiało zorze,
Że pełnym żaglem flota wychodzi na morze,
Gdy i brzegi i porty bez majtków obaczy :
Trzykroć ozdobne piersi uderza w rozpaczy,
I śliczny włos targając : Ach! pójdzież ten zbrodzień!
I tak się państwu memu urąga przychodzień!
Nie porwież się do broni lud po całem mieście?
Nie zepchnież naw do wody? Idźcie! ogień nieście!
Rozpościerajcie żagle, róbcie prędzej wiosły,
Co mówię? jakież mnieto szaleństwa uniosły!
Teraz zły wyrok nędzną uciska Dydonę!
Mogłaś to wtenczas, kiedyś dawała koronę!
Tażto wiara! pobożność! onże bogi Troje,
On ojca zgrzybiałego wziął na barki swoje!
Nie mogłam go rozszarpać? w morskie cisnąć wały?
Wyrżnąć Trojan i zniszczyć ich ród pozostały?
Nie mogłam w samym Julu żelaza zakrwawić?
Pociąć w sztuki, i z członków ojcu ucztę sprawić?
Lecz bitwy los niepewny. Próżna dla mnie trwogo!
Odważywszy się na śmierć, możnaż się bać kogo?
Zniszczyłabym okręty, z ogniem na nie wbiegła,
Lud z ojcem, z synem zniosła, i sama poległa.

Słońce! którego oku jawne wszystkie rzeczy,
I ty Juno mająca me troski na pieczy!
Hekate, której wyciem brżmią rozstajne drogi,
I Jędze i Elizy w grób idącej bogi,
Zdradzieckie ścigający zemstą przewinienia,