BAJKI NOWE.
CZĘŚĆ PIERWSZA.
I. Allegorya.
Wszędzie się znajdzie rozum, byle tylko szukać:
A nawet i Jegomość, kiedy zacznie fukać,
I Jejmość, gdy rozprawia,
I nasz xiądz, gdy przymawia;
Mają go podostatkiem i pięknie i wiele.
Jakoż się to wydało w przewodną niedzielę.
Gadał xiądz o Adamie,
I o Abramie,
I o wężu, i o Ewie,
I o jabłku, i o drzewie...
Po kazaniu do karczmy rzecz się wytoczyła,
Pan Wójt, coto ma rozum i nauki siła:
A wiecie, co xiądz prawił? rzekł całej gromadzie:
Oto u nas są sady, a drzewa są w sadzie,
A na drzewach są jabłka w wielkiej obfitości:
Adam, Pan; Ewa Jejmość, a wąż, podstarości.
II. Wierzba i Lipa.
Mówiła wierzba lipie: zle się masz sąsiadko,
A co się, zwłaszcza w lesie, trafia dosyć rzadko,
Choć wiosna, liść twój więdnie. Ta odpowiedziała:
Alboś chrząszczów, gąsienic, nigdy nie widziała?
I tobie się wydarzyć może pora taka!
Każde drzewo, sąsiadko, ma swego robaka.
III. Słonecznik i Fijołek.
Jeden wielki, drugi mały,
Słonecznik wzrostem wspaniały,
Fijołek skromny postacią,
Jakto bywa między bracią,
Nakoniec się powadzili.
O co?... razwraz z sobą byli:
A być razem, a być w zgodzie,
Ciężko nawet w jednym rodzie.
Szło o słońce: a hardy z swojego nazwiska,
Ten, co jaskrawym blaskiem się połyska,
I za słońcem się obraca,
Gardził drugim, iż się zwraca,
I kryje pomiędzy trawą.
Gdy więc nań powstawał żwawo,
Rzekł fijołek: miły bracie,
Żal mi cię, gdy patrzę na cię.
Chociaż jaśnie oświecony,
A ja do blasku niezdolny,
Twój zwrot jednak przymuszony,
Ja w ukryciu, ale wolny.
IV. Pasterz i Morze (z Fedra.)
Ponad skały i rzeczki
Pędził pasterz owieczki;
|
Gdy zeszło zorze,
A ujrzał morze,
Jak wspaniałe, dostojne,
Jak w zaciszu spokojne,
Jak się śklniły po wodzie
Blaski słońca przy wschodzie;
Zakochał się w żywiole.
Więc rzekł: płynąć ja wolę,
Niż się tułać po ziemi
Z owieczkami mojemi.
Przedał je więc i z stratą,
A za to
Nakupował daktylów, na okręt zgromadził.
Płynął morzem, a gdy go wiatr przeciwny zdradził,
W złą chwilę,
Stracił okręt i daktyle.
Więc do owiec nieborak: a gdy je pasł znowu,
Zoczył morze: wspomniawszy na korzyść z obłowu,
Rzekł, kłaniając się nisko, raz, drugi i trzeci:
Mówię to i z przysięgą powtarzam waszeci,
Bądź jeszcze pozorniejsze,
Bądź jeszcze spokojniejsze,
Śklnij się, jak chcesz, w pogodzie,
I w zachodzie i w wschodzie;
Wiem ja, co cię łagodzi,
Wiem ja, o co tu chodzi:
Chciałoby się daktylów?... nie uda się sztuka.
Panie morze! ostróżny, kto się raz oszuka.
V. Chmiel.
Chmiel chciał się ziemią sunąć, bo mu to niemiło
Było,
Iż musiał szukać wsparcia i pomocy.
Szedł więc o swojej mocy,
I rozciągnął się dosyć;... Ale cóż się stało?
Liście żółkniało,
Kwiat był wązki,
Schły gałązki:
Już i rdzeń od wilgoci zaczynał się psować.
Trzeba się było ratować:
Gdzież się piąć? były żerdzi, ale je ominął,
Jął się chwastu, i zginął.
VI. Puhacze.
Małżonka puhaczowa, męża swego godna,
A więc płodna,
Urodziła sześć sowiąt, puhaczków też nieco:
Zrazu słabe, dalej lecą.
Raz, gdy na zwykłe igrzyska,
Ponad puste stanowiska,
Nabujawszy się do sytu,
Wróciły do swego bytu,
Tojest w dziurę przy kominie:
Pani matka w córce, synie,
Wnukach, wnuczkach spoważniona,
Przyjmując do swego łona,
Jak to zawsze panie matki,
|