Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/263

Ta strona została przepisana.

Bojaźń złączyła wszystkich, pod prawa zasłoną,
A pękiem rózg, konsulów, królów ozdobiono.
Ich potęgę w zbawiennej trzymano granicy,
Szczęściem byli dla ludów, pierwsi urzędnicy :
A królowie dobrocią podbijali kraje,
Wpajając swym przykładem dobre obyczaje.
Naówczas miał człek pokój, obfitość i cnoty,
Lecz wdzięku brakowało do jego prostoty.
Najżywsza z chęci naszych, najmilsza potrzeba,
Przewodniczka pieszczoty zesłana nam z nieba,
Ta dla której oddaje hołd, natura cała,
Miłość naszym przymiotom pierwszy polor dała.
Ona składała pieśni, wynalazła rymy,
I bożki dźwięk muzyki, który dziś wielbimy.
Człowiek ledwie z jaskini ciemnej oderwany,
Na ten dźwięk głosu swego uczył się odmiany.
Dla mistrzyni tej sztuki, nieśmiertelnej chwały;
Kocham cię — tak się pierwsze piosnki zaczynały.
Przez dziwną zgodę głosu z muzycznemi tony,
Skacząc ułożył taniec, człowiek zadziwiony,
Przez który się podnieca wesołość, zabawa,
I który, duszy nawet, nowych sił dodawa.
Lecz insze jeszcze łaski, miłość dla nas czyni;
Najczulsza Tibutadis! twoja to mistrzyni!
W drżącą rękę ołówek wkładała ci ona,
Który kryślił po murze cienie Polemona.

Ledwie światła zabłysnął promień dobroczynny,
Człowiek z niego płci pięknej oddał hołd powinny.
Ta była sędzią nauk, świat ją uznał panem,
Apollo żył pod prawem, przez piękność pisanem.
Stąd wytworność, gust dobry, wszystkie osiadł kraje,
Sztuki nabrały kształtu, wdzięku obyczaje.
Lud wyborem rozkoszy dwojąc dobre bycie,
W okazałym przepychu, słodkie pędził życie.
Potrzeba podobania, chęć rozrywki miła,
Wszystkie jego momenta wdziękiem napełniła.

Patrz, jak się wpośród gmachów pysznego mieszkania,
Człowiek, zwyciężca zimy, od burzy zasłania,
Jak świetną uroczystość urządza wspaniale :
Iskry rzęsistych świateł trzęsą się w krysztale,
A oko wytwornością sztuki zczarowane,
Nie wie, którą z bogatych, pierwej chwalić ścianę.
Tu widać zawieszone przepyszne obicie,
Gdzie Wanlo, w martwem płótnie, naturze dał życie,
Tam sztuczna igła, z pęzlem słuszne wiedzie spory,
A rozkosz do obrazów sama daje wzory.

Ale już bal otwarty u Heby, Alcyny;
Jaśnieją dyamenty, błyszczą się rubiny,
Złoto, perły, korale, sobole i kwiaty,
Przybyłych gości pyszne ozdabiają szaty.
Młodzież ciekawie patrzy na rozliczne stroje,
Któremi tam płeć piękna krasi wdzięki swoje;
Dziewczęta też tryumfu wiedzione nadzieją,
Powłoczą dużem okiem, i skromnie się śmieją,
Wśród tańców w tym uśmiechu każdy miłość czyta;
Daje uczuć moc swoje, lubo jest ukryta :
Pełni jej czystych ogniów, i żywych płomieni,
Prawdziwą są rozkoszą wszyscy upojeni.

Ah! jeśli przykra zima, jej obraz ponury,
To zamroczenie świata, śmierć całej natury,
Osierociało pola, wściekły wiatr z północy.
Jeszcze nad waszym zmysłem, dosyć mają mocy;
Dla uniknienia smutku, niesmaków, tęsknoty,
Udajcie się do zabaw do lekkiej pustoty.
Potrzeba niechaj sobie i więcej pozwoli,
Chwytajcie krótki moment igraszek, swawoli.

Wnijdźeie do hucznej sali, gdzie lud dla zabawy;
Ze śmiechem pożyczane odmienia postawy :
Gdzie przy ciemności nocy i przytomnych tłumie,
Człowiek zwodniczych masek rozeznać nie umie.
Tam wykwintne ubióry, i grzeczność fałszywa,
Swą przysadą dowcipnych zabaw nie przerywa.
Tam nie widać różnicy, nikną wszelkie względy,
Pomięszane płeć, stany, i wiek, i urzędy,
Każdy się wolnie bawi, a gardząc przymusem.
Na wyścigi z drugimi, biegnie za Momusem.

O rozrywko! wesołej młodzieży tak miła!
Tyś mnie w smutnych dniach zimy do siebie wabiła,
Tyś dawniej rozrywała wiek młodości złoty.
Lecz dziś Muzy, nauki, i piękne przymioty,
Równie słodką, wśród zimy, ulgę mi przynoszą,
Są jednak rzeczywistszą od tamtej rozkoszą.

Kto jak ja, swym zabawom chce dać cnoty ducha,
Niech Kornelji, Burra, Alwaresa słucha.
Tam umysł podniesiony, cnocie łatwiej wierzy,
Wybierając za przykład jednego z rycerzy :
Tam najtkliwszym zapałem uniesiona dusza,
Na widok nieszczęśliwych, litością się wzrusza.
Tam chciałbym się poświęcić Zopira obronie.
Ileż razy płakałem Zairy przy zgonie!
Płacz taki był przyjemny, słodko te łzy płyną,
Których jest podziwienie i litość przyczyną.
O bozkie widowiska! ò szkoło prawdziwa!
W której cnota, uczciwość i powab przebywa!
Świątynie! gdzie prostując rządców obyczaje,
Świętej prawdy poważny głos słyszeć się daje.
Żegnam was! — Insza scena przyjemna mnie czeka,
Gdzie dostrzegacze błędów i przywar człowieka,
Śmiejącej się Talji doskonalą sztukę,
I umieją z rozryw ką połączyć naukę.
Oni to wytykając złe ojców przykłady,
Wypędzają gotyckie zwyczaje i wady :
Oni, zręcznem wyśmianiem, czyszczą te zakały,
Któreby obyczajom wdzięku ujmowały.

DELILLE.

Dzieło jego dydaktyczne o kunszcie ogrodowym, sprawiedliwą odbiera zaletę; z przełożenia Karpińskiego kładą się dowody.

Ogrody. Pieśń I.

Słodka wiosna powraca, i jej dzielna siła,
Ptastwo, kwiaty, Zefiry, głos mój odżywiła :
Do jakiegoż nócenia mam nawiązać strony?
Ah! gdy ziemia zbywa się żałoby sprzykrzonéj,
Gdy pola, lasy, góry, wokoło młodnieją,
Wszystko śmieje się szczęściem, miłością, nadzieją;
Niech kto pali kadzidło imionom wieczystym,
Niech przewozi zwycięztwo na wozie ognistym,