Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/265

Ta strona została przepisana.

Takiego, który własne zyski ma na względzie;
Pobłażający sobie, dla drugich surowy,
Koscioł ubogi rzucić, przez chciwość, gotowy,
Poniża ton pasterza, i w zdaniach odmienny,
Za prawidło nauki swój bierze duch dzienny.
Wierny trzodzie, kościoła swego sługa czysty,
Prawdziwy, zda się pasterz, jak wiąz rozłożysty :
Sto lat patrzał, gdy pod nim lud się rozweselał,
I sto lat mu swych cieni dziedzicznych udzielał :
Przetrwał wieki, już wtedy gałąź rozpościerał
Kiedy naddziad się rodził, a prawnuk umierał.
Jego roztropność, rada, jego umysł boski,
Drugą są opatrznością dla pracownej wioski.
Któreż nieszczęście ujdzie jego rąk cnotliwych?
Sam tylko Bóg zna, ile uczynił szczęśliwych.
Często w tych kątach smutnych gdzie nędza przesiada,
Gdzie boleść, gdzie potrzeba, gdzie śmierć mieszka blada,
Pokaże się, a wszystko w innej jest postaci,
Złe ból, potrzeba przykrość, śmierć okropność traci :
Kto uprzedzi potrzebę, od zbrodni wybawi.
Bogaty go szanuje, nędzny błogosławi :
Często ludzie zawzięci ku wzajemnej szkodzie,
Wstają od jego stołu w przyjaźni i zgodzie.

Obraz zabaw wiejskich.
PRZEKŁADANIA ALOIZEGO FELIŃSKIEGO.

Lecz i tego nie dosyć : niech twoi wieśniacy
Rozrywkami napełnią dni wolne od pracy.
Ah! któżby temu wierzył? jakaś dobroć dzika;
Chce tej nawet pieszczoty pozbawić rolnika!
Te dni, mówisz, próżniactwu prawem poświęcone,
Te dni są przez rozrywki, pracy ukradzione.
Tak twa litość znajdując wadę w świąt ustawie,
Od spoczynku ich nawet uwalnia łaskawie.
I jakże? pracy zbytek ma być jej nagrodą,
O nieba! tym co życie całe w znojach wiodą
Przy pługu lub warstacie, kto z nas pozazdrości
W dni świąteczne przynajmniej krótkiej wesołości?
Piszczałki, liry, tańców, piosnek i napojów,
Albo ich młodej córce jej niedzielnych strojów?
Pozwolmyż : niech te pracą znużone prostaki,
Mają przynajmniej w życiu szczęścia udział jaki.
Sam jeszcze im do zabaw dodawaj ochoty.
O jak miły jest obraz wesołej prostoty!
Lecz gdy go Muza moja wydać przedsiębierze,
Pożycz mi, pożycz swego pęzla Tenijerze!

Tam za stołem dwóch starców zasiadłszy w zaciszku,
O swoich dawnych dziejach prawią przy kieliszku.
Ten wspomina swe młode miłostki, a drugi
Opowiada z rozkoszą swe dawne zasługi :
Gdzie, pod kim, i na jakich bitwach się znajdował,
I jak raz sam z Maurycym naród uratował.
Dalej pod chłodnym cieniem wysokiego klona,
Na sznurach wśród powietrza Egle zawieszona,
Nie bez trwogi tajemnej, którą ukryć rada,
W znosi się lekko w górę i na dół opada.
Z pływającą jej suknią igrają wietrzyki,
A wstyd lękliwy ściąga rozpierzchłe fałdziki.
Gdzieindziej w zakreślonych szrankach kula chyża,
Wyścignąwszy rywalkę do mety się zbliża,
A z długim sznurkiem w ręku Euklidowie prości,
Przygięci na kolanach mierzą odległości,
I wyrokiem swym żadnej nie folgują stronie.
Tu na miejscu rakiety wyprężone dłonie,
Wzajem do siebie piłkę odbijają lotną.
Tam widać rzezką młodzież do biegu ochotną;
Każdy silniejsze serca czuje uderzenia,
Lecą; a głos daleki zwyciężcę wymienia.
Na innym placu drzewo krągło wytoczone,
Wypada burcząc, z silnej dłoni wypuszczone,
Podskakuje, toczy się, i wywraca w biegu.
Ostrosłupy, w porządnym stojące szeregu,
Które się zawsze waląc, zawsze wstają z ziemi :
Czasem też przebiegając zręcznie między niemi,
Waha się i namyśla nad zdobyczą swoją,
Wszystkim grozi upadkiem, wszystkie jednak stoją;
Wreszcie daje swój wyrok i sam król upada.
Tam zręcznych strzelców łuki naciąga gromada.
Gołąbek jest ich celem. Drży z strachu ptaszyna,
Tamten piórek jej skubnął, ten węzeł rozcina,
Podlatuje, a trzeci siedząc za nią okiem,
Dościga lotną strzałką pod samym obłokiem.
Ptaszek na rannem skrzydle w powietrzu się zwija,
I padając przynosi grot, co go zabija.
Lecz tamto, gdzie wiąz stary rzuca cień wokoło,
Schodzi się wsi kochanie i młodzieży czoło :
Tamto wesołych tańców pole się otwiera;
Brzmią wiejskie skrzypce, każdy swą piękność wybiera,
Splata się, podskakuje i z nią razem spada.
Nie jedna tam lubego wzrok spotyka rada,
Nie jedna podwojone czuje serca bicie,
Kiedy je ukochana dłoń przyciśnie skrycie.
Tak serca młode czuciem napełniając lubem,
Swawolna miłość igra przed poważnym ślubem,
Wszędzie radości szczęście dają widok miły;
Utrzymuje się zręczność, pomnażają siły,
Za niewinną rozrywką każdy się ugania,
I w odpoczynku nawet nie zna próżnowania.

Tak obfitość i radość rozlewając wszędzie,
Szczęście twojego ludu twojem szczęściem będzie.
W twej wiosce, co się stanie wszystkich wiosek wzorem,
Złączysz nędznego z możnym, i lepiankę z dworem.
Nowe stworzysz rozkoszy, cierpienia ukoisz,
Związku towarzyskiego łańcuh silniej spoisz;
A gdyś wieś uszczęśliwił, użyźnił, ozdobił,
Tak, jak Bóg powiesz : wszystko dobrze jest com zrobił.

Cztery pory roku.
PRZEKŁADANIA JÓZEFA KOSSAKOWSKIEGO.
WIOSNA.

Jak dzień swoję jutrzenkę, tak i rok ma swoją.
O! niebaczny! kto traci tak przyjemną porę :
Świeżo wyrwany z grobu z skrzydły co go stroją,
Gdy na pierwszy kwiat pada, pierwszą żądzą gore,
Nie tyle młody motyl w nowym czuje sianie,
Ile mędrzec, gdy z wiosną, piękny czas nastanie.
Zbiory xiąg, wy kopije ustąpcie przed wzorem!
Oto wielka natury xięga jest otworem.

JESIEŃ.

Jeśli przyjemne z wiosną pięknych dni zawiązki,
Nie mniej i ich ostatki swą przyjemność mają :