Rzekła: cóż tam moje dziatki?
Cóż tam słychać?
A więc wzdychać:
Za naszych czasów wszystko coś szło sporzej,
Teraz razwraz wszystko gorzej.
W tej tak wielkiej troskliwości,
Najmłodsze puhaczątko, faworyt Jejmości,
Ozwało się: jakeśmy tylko wyleciały,
Wszystkie ptaki zaniemiały:
W kąty każdy jął się cisnąć,
Żaden nie śmiał ani pisnąć,
My tylko same bujały.
Coś tam w krzaczkach ptaszek mały,
Co go to zowią słowikiem,
Odzywał się smutnym krzykiem;
Ale i ten nieśmiał mruczyć,
Skorośmy zaczęły huczyć.
Po sercu (jakto mówią) matkę pogłaskało,
Że się tak pięknie udało.
Najbardziej, iż pieścioszek tak dzielnie wymowny.
Myśląc jednak, iż trzeba dać obrok duchowny,
Rzekła: choć wasz głos piękny, chociaż lot tak skory,
Uczcie się, miłe dziatki, i z tego pokory.
Dobrze to jest, iż cudzą ułomność przebaczem:
Nie każdemu dał Pan Bóg rodzić się puhaczem.
VII. Ziemia i Potok.
Potok nagle wezbrany z szumem się zapieniał,
A gdy groblą przerywał, drzewa wykorzeniał,
Zalewał pola,
Wzmogła się rola.
Po hałasie,
W krótkim czasie,
Kiedy mu wody coraz ubywało,
Z rzeki stał się strużką małą.
I ów, co huczał,
Mruczał:
I wymawiał niewdzięczność z siebie sprawnej roli,
Iż go nie żałowała w tak srogiej niedoli.
Prawda, żeś mnie zasilił, kiedym była spiekła,
Rzekła:
Lecz przypadkiem wspomogłeś, rwąc rzeki twą wodą,
Nie jest to dobrodziejstwem, co jest z cudzą szkodą.
VIII. Jaś.
Nie złe to jest posłuchać, gdy mówią staruszki.
Szedł Jaś na gruszki:
A ojciec widząc, jak pełen zapału,
Rzekł: trząś gruszki, mój Jasiu, ale trząś pomału.
Jeszcze nie skończył, a już Jaś w sadzie.
Posłuszny radzie,
Strząsnął drzewem pomału, i gruszka nie pada:
Zła rada.
Więc strząsnął mocniej, nie pada znowu.
Chciwy połowu,
Nie trząść tu, widzę, trzeba (rzekł), lecz rwać należy.
Po drabinę więc bieży.
A gdy nie znalazł, i w prawo i w lewo,
Piął się na drzewo.
I to wskórał, iż zleciał, i potłukł się srodze.
Jednak choć w bolu i trwodze,
Smutną miał postać;
Przemyśliwał Jaś przecież jakby gruszek dostać.
|
Więc sporym, który leżał koło drzewa, klocem,
Rzucił, przełamał gałąź, i padła z owocem.
Porwie, gryzie, aż gruszka twarda i ladaco.
Gdy więc wrócił do ojca z nadaremną pracą:
Rzekł smutnemu po szkodzie Jasiowi staruszek,
Gdy nie padną trzęsione, nie trzeba rwać gruszek.
IX. Chłop i Jowisz.
Chłop stojący, zazdrościł, siedzącemu panu
Lepszego stanu.
I lżył niebiosy
Za takie losy
Myślą zuchwałą:
Iż jednym nadto dają, drugim nadto mało.
Rzekł wtem Jowisz: on chory, a ty jesteś zdrowy,
Lecz masz wybór gotowy.
Chcesz bogactw? będziesz je miał, lecz pedogrę razem.
Uszczęśliwion wyrazem,
Przyjął chłop złoto, ale legł kulawy.
Wesół był zrazu, lecz gdy ból żwawy
Coraz bardziej dokuczał,
Chłop narzekał i mruczał:
A winując się o to,
Rzekł: Jowiszu! wróć zdrowie, a weź sobie złoto.
Z uskutecznieniem Jowisz się nie bawił,
Odjął bogactwa, pedogrę zostawił.
X. Lew, Wół, Lis.
Lew zjadł był woła.
Strach dookoła
Powstał niezmierny,
Bo wół był wierny,
Źle łask nie użył,
Poczciwie służył.
Jeszczeby to znośniejsza, gdyby był lew zrzędził,
Wypędził,
Ale stracić i skórę, i łaskę, to wiele.
Przyjaciele,
(Bo ich miał, choć minister nieboszczyk) płakali:
Lis razwraz chwali
Najjaśniejszego króla Jegomości
Dzieła pełne dobroci, pełne łaskawości.
Nieznośno to wszystkim było,
A nakoniec i lwu się słuchać naprzykrzyło.
Więc biorąc na się postać ponurą i hardą,
Rzekł z gniewem, i z wzgardą:
Lisie! czem jesteś, z tem się nie wydawaj,
Jeżeliś głupi, nie chwal; mądry, nie przymawiaj.
XI. Fijołki.
Źle gdzie umysł jest miałki.
Skarżyły się fijałki,
Na swe losy niezręczne,
Iż choć wonne i wdzięczne:
Względem kwiatów co bliskie,
Zbyt ukryte i niskie,
Gdy się wrzask nie ucisza,
Doszły skargi Jowisza.
A ten wyrok dał taki:
Zbyt natrętne żebraki
Narzekacie, a przecie,
Co wam zdatno, nie wiecie;
To, na które skarżycie,
Ocala was, ukrycie.
|