Zatrzymaliśmy się umyślnie dla tego widoku, a naówczas za zbliżeniem postrzegliśmy, jako jeden z cisnących się do drzwi, trzymał w rękach, nakształt paszportu, Romans matematyczny; drugi metafizyczną Komedyą; trzeci kryjomo wydane dzieła swoje za approbacyą i przywilejem. Jeden przybliżywszy się do mnie prosił, abym mu wyjednał protekcyą przywódcy mojego, z obietnicą, iż mu pierwsze pismo będzie dedykował. Nalazł się w owej ciżbie i krytyk, ten widząc boginią zawołał :
Ty! która wszędy
Potępiasz błędy,
Przyjm ucznia twego :
Z dzieła mojego
Poznasz, żem godny,
Żem nieodrodny.
Odpychając go Krytyka z gniewem rzekła :
Obmawiaczu pism i cnoty,
Zdradnie zwykłeś gryźć i pieścić,
Fałszerzu cudzej roboty,
Nie godzieneś się tu mieścić.
Nie na złości Gust w raz ze mną,
Stanowimy prawa nasze,
Sprawiedliwością wzajemną
On nagradza, a ja straszę.
Odszedł mrucząc, a że dość głośno, dowiedzieliśmy się, iż się odgrażał pisać satyrę przeciw Gustowi i Krytyce. Przystąpiliśmy zatem ku drzwiom, otwarły się natychmiast dla przywódcy.
I widziałem zdaleka dla wielu ukryte
Bóztwo, którego służby cieszę się nadzieją,
Miłe jest i przyjemne, łagodne, użyte,
Ale tym co dogodnie służyć mu umieją.
Skromni nie wierzą sobie, choć go postrzegają :
Chlubią się, że postrzegli ci, co go nie znają.
Mała wiernej czeladzi koło niego rzesza,
Tych naucza niekiedy wpośród zatajenia,
Jak kształtna powieść razem uczy i rozśmiesza,
Jak mają słowa płynąć, niby od niechcenia,
Jak kunszt kryjąc, a znając kiedy się co godzi,
Łatwem to okazywać, co trudno przychodzi.
Uczciliśmy przyzwoitemi obrządki bóztwo, a wyszedłszy z świątyni zaprowadzeni byliśmy przez Krytykę do biblioteki. Spodziewałem się gmach niezmierny widzieć, znalazłem szczupły pokoik; gdym podziwienie oznaczył, kazano xięgi oglądać, i z większem jeszcze podziwieniem znalazłem, iż co u nas in folio, tam czasem in 12, a gdzie niegdzie z całych xiąg ledwo kilka kart pozostało. Przestraszyłem się wielce, a ten przestrach jak mnie był wówczas, tak i innym napotem powinien być nauką.
Co rzadko o którym pisarzu mówić można, Moliere wszystkich w rodzaju swoim wyprzedził. Wiek Ludwika XIV sławny z najznakomitszych ludzi wyboru, tak jak niegdyś Augusta, a potem Medyceuszów, i tym się komedyj pisarzem zaszczyca. Niedość poznany za życia, odebrał zczasem winne uwielbienie, a przeczuł go w samychże pierwiastkach przytomny na widowisku starzec, który wśród granej naówczas komedyj jego zawołał : « Nie trać serca Molierze, to prawdziwa ko-
« medya. »
Urodził się w roku 1620, i równie jak niegdyś ojciec jego był użytym do usług dworskich; nieprzezwyciężona chęć, mimo najgwałtowniejsze przeszkody i sprzeciwienia się, przeciągnęła umysł jego do widoków teatralnych, i nie tylko był pisarzem, ale i wykonywaczem dzieł swoich. Zrazu w komedyach cudzego pisania był aktorem, ośmielił się nakoniec własne swoie dawać na widok, i wówczas gdy pierwsze dość ozięble słuchane i widziane były, usłyszał ów wyrok wyżej wspomniany, który mu wielkość następnej sławy przepowiedział.
Dość znaczny zbiór komedyj zostawił, z tych sprawiedliwie pierwsze miejsce trzymają i prawidłami zwać się mogą : Skąpiec, Odludek i Hipokryta.
Umarł w roku 1673, mając lat piędziesiąt trzy. Aże nagła śmierć jego właśnie wtenczas przypadła, gdy w komedyi mniemanego chorego, umarłego udawał, takowy mu złożono nagrobek.
Roscius hic situs est tristi Molierus in urna,
Cui genus humanum ludere, ludus erat.
Dum ludit mortem, mors indignata jocantem
Corripuit, et mimum fingere saeva negat.
Roscyusz tu spoczywa w zwłokach Moliera,
Ten naśmiewacz dzieł ludzkich gdy sztucznie umiera,
I śmie żartować z śmierci, rozgniewana o to,
Prawdą zdziałała, kunsztu co było robotą.
Osoby — Alcest, odludek. Filist, przyjaciel Alcesta.
Więc uwziąłeś się, widzę, na ród ludzki cały,
Uwziąłem na ten rodzaj zły, zapamiętały.
I żadnego z tej liczby wyłączyć nie raczysz?
I nie znajdzież się taki, któremu przebaczysz?
Przecież i w naszym wieku jest szacować za co.
Nie masz; wszystkich nie cierpię, bo wszyscy ladaco,
Jedni, bo są nieprawi, i zle się sprawują,
Drudzy choć są nie tak zli, lecz złym potakują,
I nie mają tych wstrętów od szkaradnej zbrodni,
Jakich nieprawi ludzie od poczciwych godni.
I ten co mam z nim sprawę, złodziej, winowajca,
Wszyscy są przekonani, iż szalbierz i zdrajca;
Niech się tylko pokaże, gdzie drudzy obcują,
Wszyscy mu się kłaniają, ściskają, całują.
A skoro się nadstawi i miną przypłaci,
On zdrajca co chce zyska, a poczciwy straci.
Kraje się poczciwego na ten widok serce,