Sławo! bądź moiem bóztwem, lotnem wzniosły skrzydłem,
Obłoczny, uwielbiaczów tuczę sie kadzidłem :
Więc szczęśliwy. — Bynajmniej. — Skrzydła wybujałe,
Kadzidła przesadzone nie bywają trwałe.
Zawodzi się, o sobie kto wiele rozumiał.
Tłok pisarzów, a mało ktoby pisać umiał.
Ale nie ja — być może. — Wiek nadwątla siły,
Późne prace, nie takie, jakie pierwsze były.
Ci co z nas korzystali, grożą, iż nas przejdą,
Ci co po nich, i bez nas może się obejdą.
Więc kiedy nie jest szczęściem, rozkosz, sława, złoto,
Zwiedzion, gdzież je mam znaleźć? w tobie święta cnoto.
Pierwszy, co Kapelusza zjawił używanie,
Płci męzkiej okazałe i piękne ubranie,
Nosił go biało, mając opuszczone kraje,
Powierzchownej mu wcale ozdoby nie daje.
Jednak go nosić umiał, w stroju mu się darzy,
Poważną dawał postać i służył do twarzy.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten kapelusz okrągły zostawił krewnemu.
Dziedzic go kłaść nie umiał : niedługo mu zbrzydła
Ta niekształność okrągła. Myśli — i wlot skrzydła
Dwa wiszące u góry wzmacnia i podnosi.
Wszędzie wieść lotna jego wynalazek głosi.
Wziąwszy go, gdy tę nowość lud ujrzy na głowie,
O jak śliczny kapelusz! Cudo! każdy powie.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten dwurożny kapelusz zostawił krewnemu.
Dziedzic wziąwszy kapelusz gani go i łaje.
Widzę ja rzecze, czego jemu nie dostaje,
Wymysłem chcąc pokazać swój dowcip głęboki,
Spiął skrzydła kapelusza kształtnie na trzy boki.
W tenczas krzyknął lud zdumion, ò rozum! ò dziwy!
Jeszcze tak ślicznej rzeczy żaden człowiek żywy
Nie wymyślił : stąd słusznie każdy mu to przyzna,
Że z wynalazcy zaszczyt odbierze ojczyzna.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten trzyrożny kapelusz zostawił krewnemu.
Ten kapelusz był wprawdzie już mocno zbrudzony,
Będąc już w czwartej ręce z dawności noszony.
Dziedzic chcąc jaką sztuką dać mu pozór nowy,
Czarno go ufarbować przyszło mu do głowy.
Co za domysł szczęśliwy! całe miasto woła,
Już wynalazcy temu nikt w sztuce nie zdoła.
Boć też biały był śmieszny, tak lud sobie gada,
Lecz czarny, bracia, czarny do stroju przypada.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Farbowany kapelusz zostawił krewnemu.
Kapelusz wziąć do domu dziedzic rozkazuje,
A widząc go wytartym — myśli — wynajduje
Przedziwny sposób, którym przed światem się wsławia.
Wbiwszy go na prawidło, nicuje, odnawia.
Pierze go, dobranemi chędożąc szczotkami,
I jedwabnemi włókno obszywa taśmami.
Gdy wyszedł, widem nowym lud zdziwion bez miary,
Woła, cud! omamienie niewidziane czary.
Ow to dawny kapelusz? wszak on wcale nowy.
O szczęśliwy narodzie! gdzie tak mądre głowy.
Gdzie nikną uprzedzenia, błahe gminu mody.
Któż już nad to da większe dowcipu dowody?
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Kapelusz nicowany zostawił krewnemu.
Odkrycia wynalazcom wielką sławę dają,
Ich imie ze czcią w późnych wiekach wspominają.
Tym celem nowy dziedzic stare taśmy zrywa,
I galonem złocistym kapelusz okrywa,
Guzik nań złotolity z szlifą drogą kładzie.
Tak go wcisnął nabakier, i gminnej gromadzie
Pokazał się : ta widząc z radości truchleje,
I krzyknie : co za rozum! cudo się w tem dzieje!
Teraz w najwyższym stopniu stanęła ta sztuka,
Za nic wszyscy, nikt większej nad tę nie wyszuka.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Kapelusz z złotą taśmą zostawił krewnemu.
Kapelusz sześciorakie już widział odmiany :
Był na końcu galonem złotym opasany,
Kiedy się dostał panu siódmemu w podziele :
Chciał i on swym potomkom dać nowe modele.
Idzie chwalebnym dawnych posiadaczów torem,
Ozdabiając odmiennym kapelusz pozorem.
Odpara z niego złote już brudne galony,
I kładzie złotolite franzle i festony.
Zdobi bok lewy złotem tkanemi szlifami,
I obwodzi po brzegach białemi piórami,
A śpiąwszy na trzy rogi kapelusza kraje,
Płaszczy tylne, a z przodu kończaty wydaje.
Kładzie go i ludowi w nim się pokazuje,
Który tknięty tym nowym cudem wykrzykuje :
To dopiero kapelusz! to ozdoba głowy!
Któż już teraz potrafi zjawić pozor nowy?
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten kapelusz z piórami zostawił krewnemu.
Już w kształcie kapelusza znaczne były wady,
Już pióra były brudne, już i galon śniady.
Dziedzic widząc, że na nic już się nie zdał prawie,
O inszej kapelusza więc myśli postawie.
Zdejmuje z niego pióra, a postronne boki
Opuszcza, bok zaś tylny zostawia wysoki.
Na który sutą szlifę z litym guzem wsadza,
Wraz ostrą szczotką barwę daje i wygładza.
Taką mu dawszy postać, idzie do swej żony,
Która go widząc, rzecze : mężu ulubiony!
Jeszcze tu czegoś trzeba. Dziełem mojej ręki,
Nowe kapeluszowi przydam jeszcze wdzięki.
Bierze pióra misternie kręcone w kędziory
We dwie strzały, z nich wije czub pyszny i spory.
Przypiąwszy go na wierzchu, w nim mężowi radzi,
Wynijść; lud się natychmiast zbiega i gromadzi.
I dziwiąc tej nowości z zachwyceniem mówi :
Cóż jeszcze zjawić przyjdzie jego potomkowi?
Gdy chwali czub ów śliczny, jeden co nałogi
Znał żony jego, rzecze : bracia, to są rogi.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
W tyle spięty kapelusz zostawił krewnemu.
Własna miłość u ludzi żywe wznieca chęci,
Aby imie umieścić w potomnej pamięci.