Wtem się odezwał szczur szczwany, bo stary: Próżne tu groźby, próżne i ofiary. I dary weźmie, i przysięgi złamie. Najlepiej cicho siedzieć sobie w jamie, A opatrzywszy zewsząd bez łoskotu, Ani być z kotem, ani przeciw kotu.
IV. Noga i Bót.
Wiodły wojnę i srogą Bót z nogą. Ten ją winował, Że się na niej psował, Tamta, iż ją uciskał. Wdał się w to szewc, co zyskał: A w pokorze i trwodze Kłaniający się nodze, Gromiąc bót rzecze, groźno wstrząsając narzędzie, Szanuj nogę, choć cię drze, bót bez niej nie będzie.
V. Pasterz i Owce.
Owca na wilka Płakała dni kilka, Młode jagnie Zagryzł w bagnie. I pasterz, co je hodował, Żałował. Zgoła płakali oboje Jak swoje. Widząc to koza, rzekła do drugiéj, Patrz, co to człowiek czyni usługi: Zasila w życiu, żałuje w zgubie, Jakże go lubię! Siebie on lubi, rzekła jej druga, Chytra to czułość, chytra usługa. Nie płacze jagnie, On mięsa pragnie.
VI. Lew chory.
I panowie chorują, czemuż lwy nie mogą? Boleścią srogą Lew zdięty ryczał, niebożęta Drżały zwierzęta. Te, co na dworze króla Jegomości, W żałości Przymilały się panu. A że gdzie chory, Tam i doktory; Niedźwiedź, mimo powagę, wraz z lisem kolegą Natychmiast biegą. W radę; niedźwiedź po prostu Na niestrawność życzył postu: I zdławion za to. Lis przelękły zapłatą, Kiedy się go pytano, co brać na chorobę, Rzekł: pan chory na wątrobę. Moja rada o tej dobie, Podjeść sobie; Komu post miły, niech gryzie śledzia, Pan zje niedźwiedzia. Nagrodzony obficie że dogodnie życzył, Nowym kunsztem, chorego doktorem uléczył.
VII. Młot z Kowadłem.
Raz zagadło Młot kowadło,
|
Czemu w robocie Młocie, Choć się też raz nie znudzisz? I mnie darmo dokuczasz, i próżno się trudzisz? Alboż z ochoty Pracują młoty? Rzekł zagadniony. Nie ja mam być winiony; Ten nas nagli, co robi. A gdy oręż sposobi W pracy, trzasku w pożarze, My się mścimy, on karze.
VIII. Rumak i Zrzebiec.
Koń w rzędzie sutym, zewsząd śklniący złotem, Rżąc deptał ziemię pod jeźdcem zuchwałym. Zrzebiec bez uzdy, posuwistym lotem, Uginał trawy w pędzie wybujałym. Razem ku sobie zbliżyły się oba, Rzekł rumak: patrzaj, jaka moja postać, Siodło, rzęd złoty, jak ci się podoba? Przyznaj, bez jeźdca trudno tego dostać. Na wspaniałości wcale się nie znacie, Tułacze w łąkach, jak nikczemne bydło. Prawda, rzekł zrzebiec: jednakże, mój bracie, Chociaż to złoto, przecież to wędzidło.
IX. Przyjaciele.
Zajączek jeden młody, Korzystając z swobody, Pasł się trawką, ziołkami, w polu i ogrodzie, Z każdym w zgodzie. A że był bardzo grzeczny, roskoszny i miły, Bardzo go tam zwierzęta lubiły; I on też używając wszystkiego z weselem, Wszystkich był przyjacielem. Raz gdy wyszedł w świtaniu, i bujał po łące, Słyszy przerażające Głosy trąb, psów szczekania, trzask wielki po lesie. Stanął; — słucha; — dziwuje się;... A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi, Zając w nogi. Spójrzy się poza siebie, aż dwa psy i strzelce: Strwożon wielce, Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił. Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił: Weź mnie na grzbiet i unieś; — koń na to: nie mogę, Ale od innych pewną będziesz miał załogę. Jakoż wół się nadarzył; — ratuj przyjacielu; Wół na to: takich jak ja zapewne nie wielu Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie, Jałowica mnie czeka, nie długo zabawię. A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże. Kozieł: żal mi cię, nieboże. Ale ci grzbietu nie dam, twardy, nie dogodzi: Oto wełnista owca niedaleko chodzi, Będzie ci miękko siedzieć;... Owca rzecze: Ja nie przeczę, Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce, Psy dogonią, i zjedzą zająca i owcę; Udaj się do cielęcia, które się tu pasie; Jak ja ciebie mam wziąć na się? Kiedy starsi nie wzięli, ciele na to rzekło, I uciekło.
|