Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/310

Ta strona została przepisana.

nia sposoby daremne. Nie tylko więc ludzkość, ale zysk nasz własny, powinienby nas pobudzać do dobrego obchodzenia się z poddanymi.
Ja, co się moich tycze, skorom tylko po rodzicach majętność objął, najpierwsze staranie na to obróciłem, żebym poddanych, do jak najlepszej sytuacyi według ich stanu przyprowadził. Pobłogosławił Pan Bóg intencji mojej, i lubo z początku naśmiewali się ze mnie sąsiedzi, widząc jednak, że mi na dobre wyszło, już się teraz nie śmieją.
W zapomożeniu poddanych trzeba znać miarę. Ich stan zbytecznego majątku nie wyciąga, a przeto grzeszyłby nieroztropnością dziedzic lub possessor, któryby się ubożył na to, żeby jego poddani mieli nie tylko nad potrzebę, ale do zbytku. Jeżeli który z nich godziwym przemysłem, do tego stanu dojdzie, że ma więcej nad potrzebę, nie trzeba go niszczyć pod pretextem, że zbytek dobrego mienia człowieka psuje. Zażywają aż nadto tej tyrańskiej maxymy panowie nasi. Może bogactwo człowieka popsuć, ja temu nie przeczę : ale ta maxyma nie nadaje prawa nikomu do kradzieży : jest zaś kradzież, brać od chłopa, co nie należy. Chłop bogaty zaszczytem jest i chwałą dziedzica : roztropność pańska złemu zażywaniu bogactw łatwo zabieżeć zdoła.
Powiadają żarliwi partyzanci starych nałogów, że z chłopy dla tego się surowo obchodzić trzeba, iż ten rodzaj gruby żadnej czułości nie ma, z natury pana nienawidzi, a za najmniejszem pobłażeniem, rozhukać się i jarzmo zrzucić może. Dajmy to, że rodzaj chłopski, gruby, nieczuły, krnąbrny, pana nie lubi : któż tym wszystkim przywarom winien? Zli panowie. Natura nie przywiązuje talentów do kondycyj. Znałem wiele dusz chłopskich w panach, wielu chłopów, którymby Jaśnie Wielmożnymi, Jaśnie Oświeconymi, być przystało. Okrucieństwo rodzi podłość, czułość umarza, do buntów wiedzie. Tyrana kochać, jest przeciw naturze. Niechże siebie, nie swoich poddanych winują ci, którzy tak wielkie postrzegają w nich defekta. Mają się moi chłopi lepiej od wszystkich innych całej okolicy, śmiele mówić mogę, że mnie kochają, buntu żaden nie podniósł, są wdzięczni : tego przymiotu podłe dusze nie znają.
Co się tycze pierwszego zarzutu, że rodzaj chłopski grubiański; trzeba się nieco zastanowić nad tłumaczeniem tego wyrazu. Jeżeli przez tę grubość ma się znaczyć umysł niepolerowny, powierzchowność nieokazała, pojęcie niebystre, lubo się i to w powszechności chłopom aplikować nie może; przecież choćby i tak względem wszystkich było, nie widzę ja stąd przyczyny, do nieludzkiego z nimi się obchodzenia. Czego komu przyrodzenie nie nadało, winować go o to nie można; grubiaństwo jedynie się tylko do powierzchowności ściąga, na cóż go nazywać istotnym występkiem? A nakoniec, któż wie, jeżeliby bystrzejsze w nich pojęcie na szkodę panów nie wyszło?
II. Powróciwszy z przechadzki, usiedliśmy w cieniu lip na podwórzu, gdzie według zwyczaju około szóstej zgromadzała się cała familia. Przyniesiono mleko, jedliśmy wszyscy społem. Gdyśmy się dostatecznie ochłodzili, resztę mleka rozdano chłopskim dzieciom, które nas otaczały. Wdzięk wieku tego, niewinność ich zabaw i igraszek bawiły mnie; a to dziwiło, iż w podziale danego im mleka, nie pokazywały zbytecznego łakomstwa i porywczości, ale obrawszy z pomiędzy siebie jednego, każdy w prystawkę brał, co mu tamten na porcyą naznaczył : ów zaś kontent z dystynkcyi, poważną postać na siebie przywdział, i bojąc się może, żeby go ta dystynkcja za drugim razem nie chybiła, tak dobrze drugich dzielił, iż mu się samemu nic nie dostało. Postrzegła to Pani Podstolina, i pochwaliwszy wstrzemięźliwość, w nagrodę kazała mu świeżego mleka przynieść i dała garść orzechów. Zatem nastąpiły między niemi gry różne, któremi nas zabawiały dość długo. Rozeszli się inni, myśmy się zostali pod lipami, a gdym zadziwienie moje ze wstrzemięźliwości tych dzieci wyraził Panu Podstolemu, odpowiedział : iż to jest skutkiem dobrej edukacyi.
Każdemu stanowi, rzekł dalej, wychowanie dobre potrzebne; do różnicy zaś kondycyj stosować się powinno. Wszystkie chłopów moich dzieci do szkoły parafialnej chodzą; tam uczą się czytać, pisać, rachować. Przychodzi tam niekiedy i sam Xiądz Pleban, i oprócz tego, co na kazaniu lub katechizmie nauczyć się mogą, opowiada im reguły obyczajności, obowiązki stanów, do ich wieku i pojęcia akomodowane. Czynią niekiedy tak przed nim, jako i przed nami popisy swoje. Ci, którzy najwięcej z nauk korzystali, odbierają w przytomności rodziców swoich pochwały i nagrody. Przychodzą do dworu, i wrota dla nich nie są zamknięte, a to dla tego najbardziej, żeby się grubiaństwa odzwyczaiły, traciły wstręt od panów i bojaźń przestawania z ludźmi wyższego stanu. Słyszą niekiedy rozmowy nasze, wszystko to nieznacznie wpaja się w umysły młode, i niepodobna, żeby zczasem nie miały jakiegożkolwiek pożytku odnieść. Powróciwszy do domów, powiadają rodzicom, co widziały, co słyszały; tym sposobem pamięć się ich poleruje, rodzice z takowych powieści nabywają pomału wiadomości różnych rzeczy, a widząc łaskawe państwa z dziećmi postępowanie, łączą z uszanowaniem wdzięczność, i stają się ich przyjaciołami. Ta ostatnia expressja, zdała mi się być mniej przyzwoita, i poniewolnem wzruszeniem dałem to po sobie poznać. Nie darował mi tego wzruszenia Pan Podstoli, i dalszą mowę tak ciągnął.
Nie dziwuję się temu, iż wyraz przyjaźni poddanych względem pana, zdał się WPanu niewłaściwy. Nie łacno się zastarzałych impressyj pozbyć można. Ta, która nierówność kondycyi przeszkodę pazyjaźni uczyniła, ledwo nie powszechna. Rzadki jest fałsz na świecie, któryby nie miał za sobą większości głosów. Niech więc drudzy myślą, jak chcą, nie powinno nas to odstręczać od dobrze myślenia. Przyjaźń nie tytułów, ale serca potrzebuje, wszystkim więc stanom właściwa jest tym tylko wolno kłaść w przyjaźni dystynkcye, którzy w ubóztwie i nizkich kondycyach, równo z ujęciem dóbr zwierzchnich, upodlenie i skażenie zewnętrznych przymiotów umysłu i serca kładą.
III. Wróciliśmy się po tej dygressyi do dawniej zaczętego dyskursu; tak go dalej Pan Podstoli prowadził. Do dobrego wychowania dzieci, istotnie potrzebny jest przykład rodziców. Z tego powodu starałem się, ile możności, wykorzenić w poddanych moich zastarzały nałóg pijaństwa. Panów niebaczność na niewstrzemięźliwość poddanych, zakłada u nas najznaczniejszą część intraty. Trzyma pan na siebie szynk karczemny, albo go w arendę puszcza; żeby zaś jak najwięcej mógł zyskać, ledwo do tego nie przychodzi, iż chłopom za pańszczyznę upijać się każe. Prawda, iż gdyby