zaszczycać tych, którzy się do niego garnęli. Szły zatem tańce, a Wielmożny solenizant, jako pan przezorny, a razem i względny, tak dobrotliwie faworów swoich udzielał, iż wszystkie trzy Jmć Panny Ekonomówny miały honor z nim tańcować, nawet i małżonka Jmci Pana Pisarza prowentowego.
Dowiedziałem się potem, iż dla tego się Jmć Pani Leśniczynej tego honoru nie dostało, iż zawistni Jegomości udali go byli, jakoby zbyt przerzedził pańskie lasy. Co było fałszem oczywistym, bo tylko trzydzieści kóp drzewa nie dostawało, a za jego poprzednika bywało nierównie więcej. Cóżkolwiek bądź, dyzgust Jmć Pani Leśniczynej był materyą wielu dyskursów i szeptów cichych, i ja zostałem ich uczestnikiem.
Po kollacyi Jmć Pan Cześnik spracowany tańcem, i dość częstą koleją kielichów, raczył się ku mnie zbliżyć, i zaczął się dyskurs o oblężeniu Gibraltaru. Trudno temu przeczyć, iż Jmć Pan Cześnik wielce był biegły w rzeczach statystycznych, i o architekturze wojennej niepospolite miał wiadomości. Że zaś zdawało się, iż w ekonomicznych rzeczach największą miał mieć doskonałość, nieznacznie w rozmowie z nim zmierzać począłem do tego celu : ale mnie w bok trącił Pan Ekonom, zaś Jmć Pan Cześnik w inszą się stronę obróciwszy, zaczął przyjemną rozmowę z grzeczną i hożą sąsiadką, której mąż pomimo wielu innych konkurrentów, nierównie więcej ofiarujących, zyskał majętność kontraktem arendownym. Przybliżyłem się do Pana Ekonoma, i gdym go pytał o przyczynę, dla czego mnie w bok trącił, rzekł pocichu : nie masz teraz do tego pory, ażebym dostatecznie przyczyny tego mojego postępku opowiedział; ale ponieważ się niezabawem ochota zakończy, jeżeli będzie w tem wola WPana, a nie będzie go to nudziło, proszę do siebie, a objawię to, czego WPan żądasz. Lubo już było dość późno, i zmordowany podróżą byłem, przezwyciężyła te względy ciekawość, i chętnie przestałem na obietnicy Pana Ekonoma.
IV. Skończył się bal; Wielmożny albowiem Jmć Pan Cześnik już nie był zdolnym do tańca, a ostatni kielich prosperitatis publicae niejaką mu w mowie przeszkodę uczynił. Zaprowadził mnie więc staruszek do dość porządnego mieszkania, które było przy folwarku dla Ekonomów zbudowane. Tam gdyśmy usiedli przy kominie, tak mówić począł : Niewiadoma WPanu jest pobudka przywiązania mojego ku niemu, czynię ją jawną. Początki mojego stanu mam z łaski ojca WPana, on albowiem z dzieciństwa wziąwszy mnie do siebie, dał mi wychowanie przystojne, i gdym do lat przyszedł, wsparciem swojem i zaleceniem otworzył mi pole do tej sytuacyi, z łaski Bożej dobrej, w której teraz zostaję. Dowiedziałem się od ludzi WPana, iż jesteś synem dobrodzieja mojego, i gdyby mnie Pan Bóg w wyższym stopniu osadził, stądbym się najszczęśliwszym sądził, iżbym był w stanie odwdzięczenia synowi tego, com winien ojcu. Nie potrzebujesz WPan, jak wiem, żadnego wsparcia, i za to opatrzności Bożej dziękuję; wielbię jej święte wyroki, gdy poczciwego ojca płód błogosławi.
Rozrzewnił mnie staruszek temi wyrazami, oświadczywszy mu więc żywe moje uczucie, dowiedziałem się od niego, jako przez wierną i poczciwą pracę swoję zebrał tyle, iż dwie z córek w domy uczciwe a majętne wydał, i uposażył. Na wyposażenie innych miał gotowe kapitały, jeden z synów jego miał już w regimencie kompanią, drugi duchowny dobre probostwo, trzeci zaś gospodarował w wiosce dziedzicznej, którą ojciec z pracy i przemysłu uczciwego nabył. Zwrócił się nakoniec dyskurs, i zaczął o panu, i o Kommissarzu.
Świętej pamięci nieboszczyk pan, rzekł Ekonom, był to z liczby tych, którzy umieli i powagę stanu swego utrzymać, i nabytą od przodków fortunę powiększyć. Po rodzicach objął majętności długami obciążone, zaczął więc od oszczędności i porządku. Ułożywszy sobie trwale systema sposobu życia i rządu domowego, przyszedł do tego stanu, iż wszystkie długi przodków swoich spłacił, dobra zastawne wykupił, wiele majętności nabył, za żywota córki wyposażył, a umierając, pozostałego syna w takim stanie zostawił, iż oprócz niezmiernych ruchomości, dóbr znacznych, wielkie się jeszcze summy, i na prowizjach i w gotowiznie zostały. Wszedł w possessyą wszystkiego po śmierci ojca i maiki, pan nasz terazniejszy : mnie przecież na moim stopniu zachował, inni prawie wszyscy rodziców słudzy, zostali odprawieni. Nieboszczyk pan chował dwór wielki; ale się prawie zawsze w dobrach swoich bawił, a tak co się wydało na jurgielty, wracało się przez arendę. Teraźniejszy wcale inszy tryb życia przedsięwziął. Już to lat kilka, jak rodzice umarli, a jeszcześmy go tu nie widzieli.
Jezdzi, powiadają, po cudzych krajach, daj Boże, aby tam co zyskał, bo dotąd nie widzimy żadnych dobrych skutków tej podróży, chyba ten, iż nam ogrodnika nowego przysłał, co stary ogród popsuł, a nowego nie zrobił. Mamy bażantarnią, a stodoły się walą : na obory, gumna, szpichlerze Pan Kommissarz łożyć nie chce. Ten Pan Kommissarz Cześnik Wendeński, jak nam powiada uczył się gospodarstwa w Amszterdamie. Oh! Mospanie, jeżeli tak w Amszterdamie gospodarują, jak tu u nas, ja bardzo żałuję tego Amszterdamu. Trzecito już raz gości u nas. Jak pierwszą razą przyjechał, zadziwiło mnie to trochę, iż człowiek młody do tej experyencyi przyszedł, iż może starych gospodarstwa uczyć. Że jednak, jak to mówią, czasem rozum uprzedza lata, zastanowiłem się z tem zadziwieniem mojem, czekając, czego też on nas nauczy. Przyniosłem mu więc inwentarz dóbr, i to wszystko, co się za życia nieboszczyka pana przynosiło, kiedy Kommissarz na słuchanie rachunków przyjeżdżał.
Odebrał pisma, położył na stoliku, i zaczął mnie pytać, jaki smak ma tutejsza ziemia? Rozumiałem, iż ze mnie żartuje: powiedziałem więc, iż jam jeszcze tej potrawy nie kosztował. Obruszyło go to wielce, i zaczął utyskiwać nad barbarzyństwem Polaków. Nauczył mnie zatem, iż w Niderlandzie i Meklemburgu tym sposobem dochodzą przymiotów ziemi, i na dowód tego pokazał xiążkę drukowaną po niemiecku. Może to być, Mości dobrodzieju, rzekłem, aleśmy dotąd tego oświecenia nie mieli; naucz nas WPan, a będziemy tak czynić byleby tylko pan miał z tego pożytek. Zaczął mi więc powiadać o pługach, które sieją i orzą, o młynach, co młócą, o tartakach, co sieczkę rżną.
Słuchałem cierpliwie, on zaś przez cały czas bytności swojej nic innego nie robił, tylko z ogrodnikiem planty ogrodu, który, jakem już WPanu powiedział, w gorszym jest nierównie stanie, niżli był przedtem. Drzewa dobre fruktowe powycinano, a bukszpany jak schną, tak schną. Ale to mniejsza; co gorzej MPanie, to to, iż pan w rząd nie wziera, a Pan Kommissarz intraty zjada.
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/329
Ta strona została przepisana.