VIII. Koń i Wielbłąd, (z Lessynga.)
Mało dla nas, co mamy, więcej chcemy jeszcze; A że to prawda, powieść o koniu umieszczę. Skarżył się przed Jowiszem hardy i zuchwały, Iż choć wspaniały, Chociaż rzezki, ozdobny, Choć do skoków sposobny, Chociaż stąd bywa powszechnie chwalonym; Przecież się mniemał być upośledzonym. Wczemże to? rzekł mu Jowisz: mów, na czem ci zbywa? Oto kark nie zbyt wzniosły, a zbyt gęsta grzywa. Nogi nie dość wysokie, Piersi nie dość szerokie: Każesz nosić człowieka, a siodła nie dałeś. Ujrzysz, co chciałeś, Rzekł Jowisz: i natychmiast postawił wielbłąda. Koń, gdy pogląda: Oto masz z małą grzywą, rzekł Jowisz, kark wzniosły, Siodło, garb wyniosły, Piersi, jak chciałeś, Nogi długie, jakich do chodu żądałeś, Godzienbyś za zuchwałość, porównany z bydłem, Zostać straszydłem. Ale głupstwu wybaczam; lecz na ukaranie Wielbłąd zostanie. Jokoż skoro go ujrzy zdaleka, czy zbliska, Drży zaraz koń ze strachu, rży, zżyma się, pryska.
IX. Gęsi.
Gęsi, iż Rzym uwolniły, Wielbione były. A że się to i w nocy i krzyczeniem działo, Ujęte chwałą, Szły na radę, i stanęło, Aby zacząć nowe dzieło: W krzyczeniu się nie szczędzić, Lisy z lasa wypędzić. Więc wspaniałe, a żwawe, Poszły w nocy i wrzawę W lesie zrobiły, Lisy zbudziły: A te, gdy z jamy wypadły, Zgryzły gęsi i zjadły.
X. Wabik.
Wabił strzelec tak dobrze, iż zwodził zwierzęta, Szły na głos, albo raczej na śmierć niebożęta. On zaś i gubiąc zwierze i ptaszęta liche, Jeszcze się z nich naśmiewał i podnosił w pychę. Trafiło się, iż gdy raz z wabikiem polował, Drugi strzelec, co także na ptaszki czatował, Głos słysząc, gdy na ten krzyk strzelić się ośmielił, Zamiast ptaszka, kompana swojego postrzelił. I to może być nauką: Gubi się frant swoją sztuką.
XI. Góra i Dolina.
Jak to zwyczaj, wyższy hardy: Doznając zwykłej wzgardy, Rzekła raz dolina górze: Ty się wznosisz, ja się nurzę, Jednakbym się nie mieniała. Góra szczytem swym zuchwała,
|
Pogroziła dolinie. Ale w tejże godzinie usiadł tuman na górze, A z nim wiatry i burze: Wiatr liść dębów pomiotał, Cedry piorun zdruzgotał.
XII. Pszczołka.
Składała pszczołka na wiatr, ale to podobno Chciało się żyć osobno. Zgoła, jak się wyprawiła, Przez trzy dni w domu nie była. Cukier jej zasmakował, chciała się sposobić, Jakby go zrobić. Choć się wiele pracowało, Kiedy się to nie udało, Pokryjomu Wróciła do domu. A szerszenie tymczasem, Bujające za lasem, W ul się zakradły, I miód jej zjadły. I nie pszczołkom to bywa, Kto ma, niechaj używa, Chciwość żądze podnieca, zbytnie żądze zle wiodą. Dobry rozum po szkodzie, lepszy rozum przed szkodą.
XIII. Człowiek i Gołębie.
W gołębniku chowane, na wyniosłym dębie, Skarżyły się na ludzi niewinne gołębie; Skarżyły się i słusznie strapione zwierzęta, Iż szły dla nich na jadło młode gołębięta. Wtem szła matka na strawę, postrzegł jastrząb chciwy. Więc w biegu wybujałym kiedy zapalczywy Już ją tylko miał ująć, już prawie ugnębia; Postrzegł strzelec gonitwę, i zabił jastrzębia. Ocalona, lot nagły pomału zelżyła, A kiedy do gniazdeczka i dzieci przybyła, A przybyła z radością, uczuciem i drżeniem, Rzekła: i człowiek jednak nie złem jest stworzeniem.
XIV. Wyrok.
Czy nos dla tabakiery, czy ona dla nosa? Była wielka dysputa ze starym młokosa. Na złotnika sąd przyszedł; bezwzględny, a szczery, Dał wyrok nieodwłocznie: nos dla tabakiery.
XV. Pochodnia i Świeca.
Świeca blisko pochodni raz stawiona była, Więc harda wielkim blaskiem gdy się wynosiła, Rzekł ktoś: cudzej jasności małaś uczestniczka: Zna każdy, co pochodnia; zna każdy, co świéczka.
XVI. Wino Szampańskie.
Nie złe to bywa czasem, co przymusi. Mruczało wino, iż go czopek dusi: I żwawe wielce Wrzało w butelce, I póty wrzało, aż go się pozbyło. Ale cóż się wydarzyło? Przez połowę wyleciało, Co zostało, wywietrzało: Aż nakoniec własnym czynem, Poszło w ocet, bywszy winem.
|