Dawniej takowych wygód nie miewali służący, rzeki Pan Podstoli, i nie było to zaszczytem dawniejszych czasów. Nietrzeba czeladzi pieścić, ale gdy od nich ściśle usłużenia wyciągamy, znajmy się też na tem, co się im od nas należy. Za błahy jurgielt przedają wolność, najistotniejsze dobro człowieka. Nie zbyt drogo płacimy takowy towar, gdy obmyślami im wygodę, jakiej tylko ich stan wyciągać może. Czuję ja ten ścisły obowiązek; domownicy moi mają izby wygodne ku mieszkaniu, mają w nich łóżka i pościel należytą, karmieni są przystojnie, a bez opóźnienia każdego zapłata dochodzi. Widzą to sąsiedzi, i już i po innych domach zaczynają sądzić, iż czeladnik nie jest bydlęciem.
Oglądaliśmy inne izby przygotowane dla gości, wszędzie zastałem porządnie, wygodne łóżka, pościele i dla panów, i dla służących. Zdało mi się to być zbytkiem; rzekłem więc, iż to był wydatek nie potrzebny, gdyż u nas każdy gość pościel z sobą, a czasem i łóżko przywozi. A gdyby nie przywiózł, rzekł Pan Podstoli, miałżeby spać na ziemi? Rzekł dalej : ci którzy tak są wykwintnymi, iż cudzej lubo czystej i niezażywanej pościeli cierpieć nie mogą, jeżeli się im tak podoba, tę którą w izbach sobie przygotowanych zastali, każą zdjąć, i swoję położyć; ci, którzy tego wstrętu nie mają, zażyją wygody, która im się ofiaruje.
Nieporządek karczm naszych sprawił to, iż w podróżach musimy pościelą ładować powozy, ale dóm uczciwy powinien się różnić od karczmy; i stąd jak WPan i widzisz, i znasz, świadomi domu mego sąsiedzi, po większej części bez pościeli i łóżek do mnie przyjeżdżają. Zdało się im to zpoczątku za dziwno; przyzwyczajli się pomału, i nie tylko uznali, że to jest dobrze, ale i sami zaczęli w domach swoich to czynić, co i ja.
W każdym pokoju gościnnym widzisz WPan na stoliku to wszystko, co do pisania potrzeba : insze wygody, jakoto midnice, lichtarze, butelki, jak kto używa, czyli do wody i wina, czyli do piwa, każdy znajdzie. Żeby zaś tym lepiej w usłużeniu mogło się dogodzić gościowi, skoro który przyjedzie, zaraz jeden z czeladzi na usługę oddany mu jest, a jego powinność wykonywać rozkazy, i czynić co tylko do wygody gościa potrzebnego być może. Że naprzykład dnia jutrzejszego wielu się z sąsiedztwa zjedzie, każdemu ze służących po dwóch lub trzech wyznaczyłem. I to też jeszcze do dobrego porządku należy, żeby nie więcej zapraszać gości, niżli ich wygodnie pomieścić można.
W zapraszaniu trzeba jeszcze mieć baczność, aby przyjaznych lub powinowatych dobierać; nie może albowiem tam być dobra ochota, gdzie przychylności wzajemnej nie masz. Te zdają mi się być prawidła względem zaproszenia zgromadzenia i umieszczenia postronnych w domu, i nad niemi życzyłbym, iżby się każdy gospodarz zastanowić raczył, jeśli chce korzystać z miłego posiedzenia.
Jak gościa zabawić i nad tem się gospodarzowi zastanowić należy. Ktokolwiek w dóm gościa zaprasza, lub nie zaproszonego przyjmuje, trzeba iżby mu to dał poznać i uczuć, iż z bytności i bawienia się jego jest kontent. Da zaś uczuć przyjmując z ludzkością, bawiąc uprzejmie, i czyniąc wygody, na jakie się tylko dóm zdobyć może. Zbyteczne oświadczenia i ceremonie nie są oznaczeniem uprzejmej chęci, i owszem zrażają gościa, gdyż mu dają uczuć jakoweś powierzchowne tylko okazanie grzeczności. Szczera ludzkość czyni niekiedy oświadczenia, ale na czczych się słowach nie zasadza, bo z gruntu poczciwego serca pochodzą, krótkie więc są, i nie kunsztowne, ale skutek za niemi nadchodzi. Zwierzchnia postać nader tam wymowna, gdzie serce z ustami w spółce : gdzie zaś wymuszona grzeczność, nigdy się kunszt tak dobrze nie ułoży, iżby go przezorne oko nie dostrzegło. Starać się o to najbardziej gospodarz ma, żeby dogadzał humorowi gości swoich. Nie idzie zatem, iżby się z pijakiem upić, z burdą hajdamaczyć, z łgarzem zmyślać; ale czyniąc według ścisłych reguł obyczajności, niech w tem dogadza, w czem dogadzać każdemu przystoi, a tym sposobem powszechną sobie wziętość zjedna.
Trzeba bawić gościa, a najpierwszy do tego fundament wolność, zabawki zaś tak nastręczać, iżby ani mnogością trudziły, ani zbytniem przedłużaniem stawały się nudnemi. I kieliszek czasem nie zawadzi; ale z tym rodzajem zabawy, ile możności, oszczędnie się trzeba obchodzić, żeby rozweselenie z granic nie wychodziło, a co miało być miernem zasileniem, przez zbytek nie stało się pijaństwem.
W rozmowach, ile możności, wystrzegać się tego potrzeba, żeby nie nudzić powieścią o domowych okolicznościach. Uważałem ja to, iż rodzice, osobliwie matki, gdy o dzieciach swoich powieści zaczną, tak dalece są wymowne, iż końca ich rozmowy ledwo się doczekać słuchacze mogą. Prawda, iż cel ich mowy miły im nieskończenie, ale zapominają o tem, iż co się ich tycze, słuchaczów mniej obchodzi. Nudzą więc drugich, gdy same się bawią.
Nieraz w sąsiedztwie trafiało mi się słyszeć, skorom tylko przyjechał, i z Jejmością się przywitał, rozciągłą powieść o Jasiu swoim, albo Kasi i Anusi. Mama, Tata, które niemowle szczebiotało, tłumaczone było wielokrotnie, a z każdego tłumaczenia naturalna konsekwencja, iż Jasio, albo Kasia najdowcipniejsze i najmilsze ze wszystkich dzieci.
X. Tylko cośmy od obiadu wstali, zaczęli się goście zjeżdżać. Pierwszy Pan Podkomorzy, człowiek wieku średniego, miernego wzrostu, dość otyły, fizyognomią miał wdzięczną, i znać było, iż w młodym wieku był z liczby rubasznych i hożych. Jakem potem uznał, nie wiele mu z wiekiem ubyło dziarskości. W opowiadaniu wielce był zabawny, i miło go było słuchać. Sposób postępowania jego osobliwie z damami, oznaczał niegdyś dworaka; tak umiał zgodzić przystojność z rubaszeństwem, iż z żartów jego i wyrazów niekiedy dość swawolnych, gazą jednak grzeczności osłonionych, nie urażały się, choć dość pierzchliwe w tej mierze tamtejsze damy.
Wkrótce potem przyjechał kolega gospodarza naszego, Pan Podstoli pobliższej ziemi. Równego był prawie wieku z Panem Podkomorzym, fizyognomią miał wielce łagodną, oznaczała sposób myślenia jego. Godzicielto był całej okolicy, a zaufanie w jego poczciwości, taki mu u wszystkich sprawiało kredyt, iż ledwo mógł wystarczyć usługom braterskim. Jejmość cicha, bogobojna, rządna, ze wszech miar godna była mieć takiego męża.
Usłyszeliśmy przed wrotami trąbkę myśliwską, a wszyscy zawołali Pan Podczaszy! Wjechał na koniu, i stanął przed gankiem staruszek siwy, a za nim dwóch myśliwców z sakwami napełnionemi zwierzyną. Wyszliśmy przeciw niemu, raźno zsiadł z konia, po pierw-
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/333
Ta strona została przepisana.