Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/341

Ta strona została przepisana.

i zaczął ów Psalm przełożenia Kochanowskiego : « Kto się w opiekę poda Panu swemu — » myśmy zatem wszyscy i czeladź śpiewali. Po śpiewaniu, kilka modlitew krótkich; nabożeństwa porannego głośno zmówił X Pleban; te gdy się skończyły, otworzyła się pora rozmowom.
Wstęp do nich dała okoliczność miejsca i czasu. Rzekłem więc, iż od pierwiastków młodości, gdy jeszcze z rodzicami odprawiałem podróże, pierwszy raz mi się trafiło tak, jak dzisiaj zaczynać je od śpiewania nabożnych pieśni. Rozumiem, rzekł X Pleban, żeś się WPan z tego nie zgorszył. Oddawać Bogu, co bozkiego, powinność jest słodka, a w imie jego święte każdy krok zaczynać, jestto najpomyślniejsza wróżba, iż dalsze błogosławić raczy. Przestałem z ochotą na przykładnej uwadze X Plebana. Wtem odezwał się Pan Podstoli takowym sposobem : Między wielu nieszczęściami, rzekł, które nam teraźniejsze czasy przyniosły, te za największe sądzę, iżeśmy się uchylili od śladów poczciwych przodków naszych.
Czcić Pana Boga jawnie nie tylko w kościele, ale w domu, w drodze, i na każdem miejscu, było rzeczą powszechną : teraz gdy się kto starodawnych pobożnych zwyczajów trzyma, uznany jest za świętoszka. Jednych lenistwo, drugich zły przykład, wielu wstyd od dobrego odstręcza; a zatem zaczyna się złe od wstrętu, a kończy się na jawnej nieprawości.
Tratiło mi się być nie raz w gromadnych posiedzeniach; z żalem uważałem, iż rozmowy na tem się po większey części zasadzały, aby z cnoty i pobożności czynić szyderstwa. Młodzież nasza z cudzych krajów zamiast poloru, przywozi bezbożność, zuchwale swój towar przedaje, a i płeć już niewieścia, co to przedtem uprzedzała nas w cnocie, przenosić zaczyna w zapamiętaniu i niewstydzie. Trzeba będzie podobno Mci xięże Plebanie, wyrzucić z brewiarza owę antyfonę, gdzie kościoł święty płeć niewieścią pobożną nazywa. Na tych i podobnych rozmowach nieznacznie czas przeszedł, i gdy było blizko południa, stanęliśmy na popas.
Wieś była porządna, karczma dobrze zbudowana i wygodna, drogi reperowane, mosty gruntowne; gdym się więc temu wszystkiemu z ukontentowaniem przypatrywał, rzekł Pan Podstoli : po tem co WPan widzisz, możesz się łatwo domyślić, iż to nie pańskie dobra. Były niegdyś, ale zwyczajna u nas teraz wielkim domom potioritas, przeniosła je w ręce szlacheckie. Dziedzic teraźniejszy mój dobry przyjaciel, Pan Łowczy; wstąpilibyśmy do niego, ale dwór, gdzie mieszka, w inszej wsi o pół mili : druga zaś przyczyna naszego nie wstąpienia ta jest, iżbyśmy żadnym sposobem przed nocą od niego się nie wybrali. Jest ludzki, ale w tej cnocie nieco przesadza, a przeto częstokroć dla zbytecznej ochoty gospodarza, gości interesa zwlec, i na zdrowiu szkodować musi.
Zjadłszy obiad, skoro konie popasły, wyjechaliśmy w podróż dalszą. Nic byliśmy nad kilka staj ode wsi, gdyśmy usłyszeli za sobą wołanie, a wtem nadbiegł na koniu z kilku ludźmi za sobą, człowiek już sędziwy, a jakem poznał z przywitania, Pan Łowczy. Najusilniejsze czynił prośby, żeby, jak mówił, domkiem jego nie gardzić. Wymawiał się od tego, ile możności, Pan Podstoli, nakoniec po wielu prośbach i exkuzach, stanęło na tem, iż wysiadłszy z karety, musieliśmy wstąpić do blizkiej karczmy, gdzie ludzie Pana Łowczego uprzątnąwszy izbę, w okamgnieniu prawie nakryli stół, i wszystkie uczynili przygotowania do podwieczorku. Że wino nie było zapomniane, łatwo się tego domyślić można. Radzi nieradzi musieliśmy, lubo nie dawno nasyceni, zasilać się nanowo; zgoła dwie godziny przeszły, nim zdołał przeprzeć Pan Podstoli, ochoczą niedyskrecyą dobrego swojego przyjaciela. Wypuścił nas przecie, ale się nie obeszło bez kielicha, i na progu i w sieni i na stopniu karecianym.
Jechaliśmy więc już mrokiem, a jam złorzeczył natrętności tak niewygodnej. Prawda, że niewygodna, rzekł Pan Podstoli, spóźni się nasz przyjazd, ale tę przykrość powinno nam osłodzić dobre serce Pana Łowczego. Poznasz go WPan w domu mojego zięcia, i może u mnie : to poznanie zwiększy WPana szacunek ku osobie jego. Wylane serce, uprzejme i szczere, chwyta się sposobów uprzejmości, które najlepszemi być mniema do oznaczenia czułości swojej. Z tych powodów dobry nasz Pan Łowczy, nakarmił nas nie łaknących, napoił, lubośmy tego nie potrzebowali. Darowaliśmy więc wszyscy z ochotą winę Łowczemu; resztę czasu rozmowy, a dalej i sen, ile po winie, zabrał.
VII. Odgłos harmat obudził mnie i przestraszył, śmiał się z mojego przestrachu Pan Podstoli, i gdyśmy przy hucznem i ustawicznie powtarzanem strzelaniu przez wieś jechali, ostrzeżony zostałem, iż pan tutejszy ojciec zięcia Pana Podstolego, tego się sposobu starożytnej okazałości trzyma : w teraźniejszej zaś okoliczności pewnie wszystko zastaniem w jak nawiększej reprezentacyi.
Gdyśmy się ku domowi zbliżali, dały znać rzęsiste światła, i nacisk pojazdów na podwórzu, iż zgromadzenie było liczne. Nie zawiedliśmy się na naszem mniemaniu. Pierwsze przywitania szły trybem zwyczajnym, zaprowadzono nas zatem do sali, gdzie już się były tańce zaczęły.
Dóm był murowany staroświecki, środek trzymał między kamienicą a zamkiem. Ganek był na słupach kamiennych wsparty, sień obszerna ze sklepieniem, sala po lewej ręce jeszcze obszerniejsza od sieni, mury okryte staremi, i trochę nadbutwiałemi szpalerami, na których wydane były historye starego testamentu. Gdzieniegdzie były lustra posrebrzane, a w każdem świeca, kredens obwiedziony balustradą, pełen był mis i puharów pstrozłocistych. Okna nie wielkie żelaznemi kratami obwiedzione, znaczyły zamek niegdyś obronny. Stały w niektórych miejscach krzesła z poręczami, wybite pozłacaną skórą w kwiaty, gdzieindziej były stołki i ławy.
Drugi pokój był o dwóch oknach, i te równie w grubości murów tak, jako i na sali skryte, żelaznemi kratami obwarowane były. Obicie w bryty, jeden atłasowy płomienisty w różnych kolorach, drugi szyty włóczką nakształt kobierców : niezmiernej wielkości piec zabierał czwartą prawie część pokoju, przy nim równej proporcyi komin dodawał ciepła sowitym ogniem. W środku izby był stół dywanem tureckin. okryty, na nim w dwóch wielkich lichtarzach roboty Auszpurskiej stały świece zapalone. Koło drzwi był zegar na tarczy malowanej, naprzeciw niemu obraz, nie wiem, czy pobożny, czyli z historyi świeckiej, nic albowiem od brudu i zakurzenia rozeznać w nim nie było można. Drzwi portierą zasłonione wiodły dalej do pokoju sypialnego.