ogrodu; i gdy przyszła wzmianka o wizycie owej modnej pani, xiądz Pleban rzekł : smutny to jest wielce widok, zapatrywać się na to, jak coraz bardziej pobożność słabieje, i przepisy religji są zaniedbane. W zakątach wiejskich jeszcze jad niezbożności zarazy swojej nie wywiera, ale jak słyszę w miastach celniejszych, w familiach zacnych, młodzież nibyto polerowna, a niebaczna, talentów danych sobie od Pana Boga na złe używa.
Dobry jest i zdatny niekiedy zwyczaj, szukać za granicą poloru, ale nie na tem polor zawisł, żeby cnotę i religią tracić. Nie tak więc na podróże zagraniczne narzekać trzeba, jak na ich złe użycie. Wysilają się rodzice na koszt, częstokroć uciążliwy w pomiernym majątku, gdy dziatki swoje do cudzych krajów wyprawują. Odejmują sobie samym, żeby dogodzić chęci wydoskonalenia potomstwa swego. Posyłają syny swoje do państw, gdzie rząd dobry : a myśl ich jest ta, iżby oni przypatrując się dobremu gdzieindziej rządowi, sami też stawali się rządnemi. Wysyłają do państw, gdzie kunszt rycerski kwitnie, żeby się ich dzieci zasilały duchem swobodnym, i uczyły obywatelstwa.
Po kilkuletniem a bardzo kosztownem pielgrzymowaniu, rzadki dóm, któryby się z powrotu zbyt kosztownego pielgrzyma ucieszył. Poprzedzają peregrynanta listy dłużników, a opłaciwszy sowicie podróż zmartwieni rodzice, tę tylko korzyść odnoszą z przybyłego w dóm swój gościa, iż krajem swoim gardzi, im poszanowania winnego nie oddaje; a zamiast poczciwych maxym i sentymentów, w których był wychowany, nowe jakieś przeciwne zdania obwieszcza. Co miał dobrego w ojczyznie, zapomniał i porzucił, co najgorszego za granicą znaleźć mógł, przyniósł.
Chce udawać Francuza przez lekkomyślność, Anglika przez dziwactwo, Włocha przez wykręt; nie pomniąc na to, iż nie w złem, ale w tem co dobre i uczciwe, naśladować innych potrzeba. Trzpiotostwa wstydzi się Francuz doskonały, gardzi dziwactwem roztropny Anglik, kocha rzetelność uczciwy Włoch. Do takich się udawać peregrynanci nasi powinni. Nie na komedye posyłają ich do Paryża, nie na biegi końskie do Londynu, nie na intrygi do Włoch. Widząc zle gdzieindziej, niech się uczą z tego widoku poznać, jak zdrożności strzedz się należy, a niech usilność na to jedynie obrócą, jak postronnych w dobrem naśladować.
Niedawnemi czasy, mowł dalej X Pleban, widziałem u Pana Podstolego świeżo przybyłego z cudzych krajów młodzieńca, którego rodzice o mil kilka stąd mieszkają. Powóz wcale inszy, jak nasze, stangret ani po naszemu, ani po niemiecku, służący ustrojeni po dziwackiemu, on sam jakowąś osobliwszą postać na siebie przywdział. Żem wieśniak, przypisywałem zadziwienie moje z tego widoku zwyczajnej nam niewiadomości; udałem się więc do mego kolatora Pana Podstolego, i znalazłem go równie zadziwionego, choćto on nie raz i w Warszawie bywał.
Chcąc się o sposobie myślenia owego panicza dowiedzieć Pan Podstoli, wstęp zaczął rozmowy od pytania, jakie daje zdania w szczególności i ogólnie o tem, co widział w peregrynacyi swojej : i dowiedzieliśmy się z odpowiedzi przeplatanej francuzczyzną, bo jak twierdził, rzecz była niepodobna językiem polskim niektóre rzeczy wyrażać, iż te tylko chwile mianował życiem, które za granicą, a osobliwie w Paryżu przepędził.
Niepamiętam, co on nam dalej bajał, to wiem, iż się rzecz jedna drugiej nie trzymała : iż powziął ton decydujący, jakby na trybunale siedział, terminów uczonych zażywał, a znać było z aplikacyi ich do dyskursu, iż sam nie wiedział, co one znaczyły : na nasze zagadnienia i odpowiedzi albo śmiechem, albo podniesieniem ramion odpowiadał; a gdy nakoniec zaczął ziewać, wstaliśmy od stołu, ile że oprócz słów czczych, już się i ku bluźnierstwom zabierało, o co jakem słyszał, u panów nowomodnych naszych peregrynantów nietrudno. Powrócił, słyszę, mimo woli rodziców do cudzych krajów, i siedzi w Paryżu uwięziony za długi; słyszałem, że nasi peregrynanci często takowe miejsca odwiedzają.
VIII. Wyszedłem raz do pokoju Pana Podstolego, i postrzegłem na stole spory worek czerwonych złotych, które liczył; powinszowałem tak miłej pracy, a gdym chciał odejść, zatrzymał mnie. Nie częsty to widok znajdować gospodarza rachującego pieniądze, a tym rzadszy kiedy rachuje, nie żeby wydał, ale żeby schował, rzekł Pan Podstoli. U panów się to nie trafia, albo bardzo rzadko, u nas szlachty częściej się napatrzyć można. Pieniądze, które Pan Podstoli rachował, były z procentu od summy, którą miał u jednego z sąsiadów.
Dobrze mieć wieś dziedziczną, mówił Pan Podstoli, ale i to nie zawadzi, kiedy jeszcze jest sumka, od której się procent bierze. Rachowałem właśnie ten procent posagu żony mojej, któregom się od zamężcia naszego nie tknął, a toż samo czyniąc z prowizyą, już prawie w trójnasób przyczyniło się kapitału. Po śmierci rodziców objąłem tę majętność, w której siedzę, bez żadnego długu, i znalazło się jeszcze kilka tysięcy w gotowiźnie, siostry zaś moje były wyposażone. Postanowiłem więc u siebie rok cały żyć tą gotowizną, która mi się dostała, całą zaś intratę ze wsi przy kończącym się roku zebrać, i tak w dalszym czasie miarkować wydatki, iżby zawsze jednoroczna intrata leżała odłogiem.
Com sobie ułożył, to wypełniłem, i do tego czasu zawsze przeszłoroczną intratą żyję, a tegorocznej nie tykam. W lat kilka pojąłem moję żonę, i wziąłem posagu kilkadziesiąt tysięcy; że zaś intrata majętności mojej znacznie się już była naówczas powiększyła, wyrachowałem, iż się nią i z żoną uczciwie obejść będę mógł. Lokowałem więc posag w ręku poczciwego człowieka, i na dobrach pewnych, coroczną prowizyą obracając w kapitał. Wyposażyła się już tym zbiorem procentowym starsza z córek moich, dla młodszej jest posag na pogotowiu, a pierwiastkowy wniosek matki z tem, co da Pan Bóg jeszcze przyzbierać, wyniesie wartość majętności na której siedzę, tak dalece, iż albo się druga podobna tej dla drugiego syna kupi, albo jeden z nich objąwszy wieś, drugiemu się równy podział dostanie w gotowiznie.
Skępstwo jest niegodziwe i podłe, oszczędność chwalebna i pożyteczna. Idź ospalcze do mrówki, mówi pismo, uczą nas te zwierzątka przezorności napotem, jak zawczasu potrzebie należy zapobiegać. Nie dość na tem co mamy dziś, trzeba myślić co będzie jutro, a nędza nam nie dokuczy.
Modna edukacya narobiła bankrutów, mówił Pan Podstoli. Co po sentymentach kiedy głód dojmie? Nie ganią się sentymenta, ale niech będą takie, jakie być mają, a natenczas ustaną potioritates i licytacye, które się bardzo pomiędzy nami zagęściły.