Podstolego, obwieszczający jego przybycie. Zawstydziła mnie uprzejmość przyjaciela, uprzedzająca żądanie moje, i razem uczułem radość, iż go obaczę; jakoż nazajutrz o tejże godzinie prawie, jak był obiecał, przyjechał. Ten, który czuje, co to jest przyjaźń, ten tylko poznać może, jaka mnie radość objęła, z tak pożądanego widoku; wzajemnie z twarzy i wzruszenia, najlepszych czułości ozuaczycielów, mogłem poznać ukontentowanie przyjaciela mojego.
Pierwsze rozmowy w takowej porze, nie są ciągłe, zwłaszcza po długiem niewidzeniu; dałem jednakże uczuć miłemu gościowi, iż obwieszczając mnie o swoim przyjeździe, zdawał się poczynać zemną nie tak poufale, jak z przyjacielem poczynać należy. I owszem, rzekł Pan Podstoli, to zgłoszenie było dowodem przyjacielskiej poufałości : natręci jej nie znają. Obwieściłem WPana o moim przyjeździe, nie dla tej przyczyny, iżbym mu dał czas do przygotowania się na moje przyjęcie, gdyż okazałego wyciągać zakazuje przyjaźń; ale przeto, iżbym był pewnym, że go zastanę, o czem się z jego odpowiedzi dowiedziałem. Co innego jest przechadzka, a co innego podróż, o pół mili można jechać bez obwieszczenia, ho nie zastawszy, za jednym zwrotem, wrócić do domu można; ale gdzie idzie tak, jak między nami o mil kilkanaście, należy się pierwej o zastaniu upewnić, żeby i czasu darmo nie strawić, i oszczędzić po drodze niewygodnego stanowiska.
Nie są odpoczynkiem nasze karczmy, po których odpoczywać potrzeba, a zaś strata czasu tak jest czynnemu, a zwłaszcza w gospodarstwie szkodliwa, iż nagrodzoną być nie może. Każda pora roku ma swoje oddzielne zatrudnienia, i lubo zima zdaje się do tego zamiaru niezdatna, wchodzi jednakże istotnie w rozmiar pracy i starania gospodarskiego. Może się wewnątrz natrząsać będzie miast mieszkaniec, albo co jeszcze bardziej do tego wiedzie, dworak : niechże i on nakoniec zwieśniaczeje; uzna własnem doświadczeniem to, czemu wprzód nie wierzył.
Nie chcąc być naprzykrzonym zwłaszcza na pierwszym wstępie, zaprowadziłem miłego gościa do pokoju jemu wyznaczonego, przepraszając, iż dóm szczupły, nie pozwalał go mieścić w przestronnym apartamencie. A na cóżby mi się zdała ta przestronność, rzekł : choćbym i to mieszkanie miał z drugim dzielić, widząc, że dóm więcej przybyłych ogarnąć nie może, uczyniłbym to z ochotą : cóż dopiero gdzie i sam, i dobrze mieszkam?
Zostawiłem go zatem : i gdym wyszedł czyniąc zwyczajne w domu rozrządzenie, postrzegłem kolaskę jeszcze niezatoczoną do wozowni. Zbliżyłem się chcąc się jej przypatrzyć, i znalazłem, iż to, co mówił, skutkiem stwierdził. Przypomniałem sobie albowiem jego uwagi nad podróżą i powozami, jak sporządzone być mają.
Ten, w którym do mnie przyjechał, był lekki, jak do małej podróży mieć go należy, ale był tak dobrze na wszystkie przygody, zwłaszcza przy złej drodze obwarowany, iż potrzebaby było osobliwego przypadku, iżby mógł być w jakiejkolwiek części uszkodzon.
Rzeczy, których w drogę potrzebował, tak były umiarkowane i ułożone, iż ani wiele zabierały miejsca, ani mogły zbyt ciężyć; co i powozy psuje i koniom szkodzi. Zbierali je z powozu ludzie, i znosili porządnie na swoje miejsce, ci zaś mieli właściwe ku podróży odzienia, krótsze od zwyczajnych, iżby w usłudze nie zawadzały, i z prostego sukna, przez co zastępowały porządniejsze domowe odzieże. Konie, które wyprzęgano nie znać było, iżby podróż znużyła : szory na nich były porządne i mocne, tak, jak w podróży mieć należy. Nie dziwiło mnie to bynajmniej wiadomego sposobu myślenia mego przyjaciela : chciałbym jednak, iżby innych takowe widoki zastanawiały i wiodły ku naśladowaniu.
II. Starałem się jak najlepiej przyjąć i bawić gościa w domu; a że to moje troskliwe usiłowanie zbyt mnożyło zatrudnienia, i tak mnie samemu, jak i tym, dla których czyniłem, mogło być nakoniec z naprzykrzeniem, dał mi to nieznacznie uczuć Pan Podstoli.
Właśnieśmy wracali z podwieczorku w drugiej mojej wsi sporządzonego, gdzie w krotce po obiedzie byliśmy na przechadzce, gdy tak do mnie mówić począł. Z ochoczej łaski gospodarza tak dalece mieliśmy wszystkiego do sytości, iż mógłby się był obejść podwieczorek bez obiadu, i niejeden z nas żałować musiał, iż nie miał drugiego żołądka napogotowiu. Droga wznieca apetyt, rzekłem, i balibyśmy może wrócili głodni. Zabiegłeś temu aż nadto, rzekł, kochany gospodarzu, ale ja, którym się na to, co ma nastąpić, oglądał, takem się z podwieczorkiem obszedł, iż nic na tem wieczerza nie straci. Nie ganię ja podwieczorków, lubo ich nie jadam, niodobryto albowiem sposób sądzenia o rzeczach, iż zła rzecz dla tego, że my jej nie czynimy. Żołądkom nikt reguł przepisywać nie może, u starych są mdłe i być powinny; u młodych żywe i gorące, większej i częstszej strawy potrzebują : ale jak w niczem przesadzać nie należy, tak i w tem trzeba mieć miarę.
Za moich czasów, tojest wtenczas, kiedy Pana na świecie nie było, tak urządzane bywały domy, iż jakto mówią, ustawicznie kurzyło się z kuchni; nie była jeszcze w tak częstem używaniu kawa, o czokoladzie ledwo było słychać, ale natychmiast skoro dnieć poczynało, już był rosół w robocie. Obnoszono go wcześnie, jak teraz ranne zasilenia, a kiedy post polewkę, albo piwo z serem, przed obiadem po wódce następowały kiełbasy, a ten, który prócz rosołu kilka potraw zjadł smaczno, tak siadał do stołu, jak gdyby jeszcze nic w uściech nie miał. Czasu przeciąg był dosyć mały, bo jużto późny był obiad, kiedy w południe, a śniadanie kończyło się czasem o jedenastej. Dopieroż po obiedzie ledwo trzy godziny zeszło, jużci się skupiono na podwieczorek; następowała tak sowita wieczerza, jak obiad, a jakby i tego nie było dosyć, jeszcze i przed spaniem noszono przysmaki.
Taką rzeczą, rzekłem, musiały być insze żołądki u przodków naszych, niżeli u nas. Nie żołądki były insze, rzekł Pan Podstoli, ale sposób życia i strawy. Starzy wykraczali mnogością, my wyborem. Tuczniejsze i zdrowsze ich były potrawy, bo proste, niewymyślne i zawsze jednakie. Teraz to, co wyborną kuchnią zowiemy, mało się różni od trucizny. Zapalają krew, pochlebiając żarłoczności, potrawy modne, w których z mięsiwa, jarzyn i korzeni wyciśnione soki, tak są w przyprawie mocne, iż wyrównywają najgorętszym trunkom. Nie przestając na tem, co nam kraj własny użycza, szukamy poza morzu, coby nam dogodzić mogło; niepamiętni na to, iż zamiast korzyści, sami sobie przysparzamy i wydatek i szkodę. Niepodobna albowiem, żeby choć przyzwyczajeni z młodu, nie uczuliśmy zcza-
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/361
Ta strona została przepisana.