Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/368

Ta strona została przepisana.

tutejsza Jmć Pani Podkomorzyna, dowiedziawszy się odemnie o przytrzymaniu WPana do dnia jutrzejszego, dla tego właśnie, iż jak jej powiedziano, jam miał być temu przyczyną; wybrała mnie, abym imieniem jej zaprosił WPana i przywiózł do niej. Zawczasu przeprasza, iż nieprzygotowaną na przyjęcie zastaniesz, pochlebia jednak sobie, że raczysz przyjąć dobrą wolą, i przestać na tem, co dóm mieć może. Oświadczyłem wdzięczność; a nie chcąc, aby na mnie czekano, wsiadłem natychmiast do karety.
Dość był opodal dwór od kościoła : a że wsią jechać trzeba było, zdała mi się być wielce osiadłą; co zaś ten widok ulepszało, żadnego domu ani spustoszałego, ani chylącego się do upadku nie widziałem: zgoła, wielce była podobna do wsi Pana Podstolego.
Dwór był murowany, obszerny, na jedno prawda piętro; ale okazałością postaci mógł się nazwać pałacem; znać jednak było ze zwierzchniego kształtu, iż od dawnego czasu trwał : nie widać atoli było żadnego uszkodzenia, ani szkarp pobocznych, któreby go dla większej powagi wśpierały. Przyjęła mnie gospodyni z wydającą się ową uprzejmą otwartością, którą prawdziwa ludzkość najlepiej oznacza.
Siedliśmy wkrótce do stołu, i byli, jakem mógł miarkować, niektórzy z sąsiadów, dwóch zaś z nich z żonami; stół był czysto i uczciwie zastawiony, potrawy nie wykwintne, ale zdrowe i smaczne; z rozmowy Pani Podkomorzynej znać było złączoną z doświadczeniem wiadomość. To mi się zaś najbardziej podobało, i choć się nieraz, zwłaszcza od owych sąsiadów zanosiło na to, iżby o cudzych, a osobliwie w blizkości zostających była wzmianka, a ta nie ku pochwale, jak to się pospolicie w posiedzeniach trafia; naówczas albo brata ich stronę gospodyni, albo tak nieznacznie zwróciła rozmowę, iż ocalonymi zostali. Przy końcu nawet stołowych rozmów dała poznać, jak takowy sposób mówienia nie może być zabawnym, choć go być takim udają; co albowiem sławie cudzej szkodzi, poczciwego człowieka serce dotkliwe obrażać i smucić powinno.
Po skończonym obiedzie szliśmy do następnych pokojów : w drugim przyniesiono kawę, i miałem naówczas sposobność przypatrzyć się ozdobie wewnętrznej domu. Sala gdzieśmy jedli, obita była staroświeckiemi niderlandzkiej jeszcze roboty szpalerami : mimo dawność dość się dobrze wydawały. Kredens był obszerny z balustradą, a liczne tace, i inne złocisto srebrne narzędzia, oznaczały dostatnią, a zatem istotną wspaniałość. Zegar ogromny za każdym kwadransem grał staroświeckie, niebardzo skoczne, jak je Jejmość nazywała, kuranty; w następnym pokoju, gdzie były obicia włóczką ze złotem i srebrem szyte, grał zegar drugi : « Kto się w opiekę. » Wychodziły zatem osoby, kłaniały się jedne drugim, a kur na szczycie, czyli raczej pelikan, skrzydłami bijąc, godziny oznaczał.
Drugi pokój, gdzieśmy kawę pili, mógł się sprawiedliwie nazwać paradnym : obity był axamitem trochę wprawdzie nadpłowiałym, jednakże się ostatki ponsu dość dobrze utrzymywały : szły po nim we dwa rzędy szerokie złote galony, a jakby jeszcze i na tem niedość było, dostatnia frenzla zdobiła szczyt jego. Lustro na środku wisiało wyzłacane, zwierciadło między oknami było w ramach srebrnych, pod niem była szafka hebanowej roboty ze sztukateryami perłowej macicy, koło niej dwaj murzyni w girydonach, utrzymywali spore, augspurską marcypanową robotą, lichtarze. Stała jeszcze na boku chińskiego laku szafa, albo raczej szkatuła spora chińska, i na niej zegar mający wieże z kości słoniowej. Kanapy i krzesła późniejszej zdawały się daty od obicia.
Gdym się wszystkiemu pilnie przypatrywał, rzekła Pani Podkomorzyna : nie znajdziesz tu WPan modnych rzeczy, cokolwiek widzisz, jest to, tak jak było za życia ś. p. nieboszczyka Jegomości. Jam nieświadoma miast wielkich : powiadają, iż tam coraz i zwyczaje, i ubiory, i meble, i nawet sposób mówienia odmienia się : ja trwam stale, i trwać będę przy tem, jak przedtem bywało, i bywało lepiej. Jak albowiem poszły w zwyczaj odmiany, tak się dobre wszystko odmieniło, iż gorzej teraz wszystko jest i podobno coraz dalej będzie niż przedtem bywało. Powiadają, iż to zdrożność zwyczajna wszystkim starym, dawne rzeczy sławić, a nowe potępiać, i że to z zazdrości idzie, iż nie mogą tak czynić, jak młodzi. Nikomu ja nie zazdroszczę z łaski Pana Boga, i takem się przyzwyczaiła do mojej starości, iż mi wcale nie cięży.
Żebym jednak WPana przekonała, iż to i starzy mogą pójść za nowym zwyczajem, wzięła mię za rękę, i gdyśmy przeszli przez pokój sypialny, zaprowadziła mnie do bocznego gabinetu, gdziem znalazł dość liczną bibliotekę. Niebyło jej tu dawniej rzekła, ś. p. Jegomość lubo xiążki czytywał i miał ich dosyć, mnie zabraniał czytania powiadając, iż się to płci naszej na nic przydać nie może. Po jego śmierci trafiło mi się odwiedzić świeżo przybyłą z zagranicy sąsiadkę, ale zawczasu WMPana ostrzegam, że to ona z potrzeby i rozkazania doktorów, nie dla wymysłów i mody, jeździła do wód. Od lat kilku nie widziawszy jej, postrzegłam na gotowalni rzecz tam przedtem nigdy nie widzianą, xiążkę. Zaczęłam się śmiać z bakałarzostwa, a ona wzniósłszy ramionami, dała mi ją w rękę, prosząc, abym ją wzięła i jej oddała, jak przeczytam. Rzuciłam ją ze wzgardą, a gdy powróciłam do siebie, zastałam ją na stoliku.
Był to Telemak; ciekawość kobieca kazała mi ją wziąć w rękę, i obaczyć co się w niej zawiera. Przeczytałam pół karty, i śmiejąc się sama z siebie, położyłam tam, skądem ją wzięła. Wkrótce taż sama co i przedtem ciekawość, kazała mi ją znowu wziąć w rękę, i przeczytał się prawie cały rozdział; jednakże mi się zdało długie czytanie; za trzecim, czwartym razem, takem się przyzwyczaiła do czytania, że i nocy się dostało, a ów zrazu wzgardzony Telemak z niewypowiedzianą słodyczą we dwa dni się skończył. Odtąd nabrałam ochoty do czytania, i nieznacznie zebrała się biblioteka, którą WPan oglądasz. Gdyśmy się wrócili do gości, śmiejąc się rzekła Pani Podkomorzyna : proszę się nie gorszyć z naszej samnasam konferencyi, ale nierówność wieku najlepiej nas usprawiedliwi.
XII. Czas był piękny, a że ile w czasie wiosnowym, bez zbytniego upału, wyszliśmy do ogrodu. Najpierwszy widok, który mnie w oczy uderzył, były zaraz dwie kwatery bukszpanowe w floresy : w środku ich z muszli, stłuczonych talerzy i farfurek, węgla i innych ingredyencyj, były wysypane dwa herby, po prawej stronie Rogala, a po lewej Ślepowron : Xiądz zaś Pleban szepnął do ucha, że to były Jejmościn, i nieboszczyka ś. p. Jegomości.
Za temi kwaterami zaczynały się różnym kształtem strzyżone szpalery; a że według teraźniejszego spo-