od przysmaków, ale od takiej strawy, jaka mężowi, dzieciom, a gdyby tego była potrzeba, i wyższej kondycyi ludziom może być użyteczną.
Może to WPanu będzie się zdawać dziwno, że ja moim chłopkom sposobię kucharki, ale też moje chłopki nie jedzą samych klusek, albo zamiast chleba, rozczynionej nibyto na placki mąki. Żaden z łaski Bożej nie jest taki, iżby przynajmniej w Niedzielę dobrze mięsa świeżego nie zakosztował. Szkoda, że za naszych czasów nie żyje ów dobry król Francuzów Henryk IV, możeby on i oprócz Niedzieli kurę na stole u moich chłopków zastał.
Wszyscy gadają o tem, iż u nas w złym stanie są poddani : i mają przyczynę sprawiedliwą narzekać na to, a żaden nie chce się przyłożyć do polepszenia ich stanu, albo tak się niezręcznie do tego biorą, iż zamiast polepszenia, jeszcze się przyczyniają do ich ucisku. Chcą im nadawać wolność, a nie przyspasabiają ich wprzód do tego, iżby z nadanej wolności korzystać mogli. Swoboda u dzikich, jest miecz w ręku szalonego, z dzikości więc trzeba pierwej wyprowadzić, a dopiero nadawać wolność.
Żeby z dzikości wyprowadzić, trzeba oświecić. Poznają to modni mędrkowie, ale znowu wpadają w błąd, gdy nie wiedzą, jak i dopóki oświecać trzeba. Niech ja do siebie sprowadzę bakałarza, żeby moich chłopów po łacinie uczył, dajmy to, że się nauczą : ani im, ani mnie bynajmniej to nie pomoże; niech ich wyuczy mierzyć : cóż im i mnie po tem, że będziemy wiedzieć, wiele mamy i w szerz, i wdłuż pola, jeżeli nie będziemy go dobrze uprawiać? Łokieć nie pług, a Jeometrya gruntu nie polepszy.
Tak ich więc oświecać należy, żeby się sami mogli rozumem przekonać o swoich obowiązkach, o dobrem użyciu czasu, o potrzebie pracy, o wychowaniu cnotliwem dzieci, o względach wzajemnych w małżeństwie, o przemyśle handlowym, o uczciwem, co do odzieży mieszkania ochędóztwie, o potrzebie wstrzemięźliwości, i względem zdrowia i względem majątku. Do tego stopnia gdy przyjdą, naówczas mogą się obejść, i bez łokcia i bez xiążki. Nie przeczę temu, żeby umieli rachować i czytać, ale się i w tej mierze zbyt zaciekać nie radzę.
Resztę dnia przepędziliśmy wesoło, rożnemi go zabawami przedzielając. A że właśnie Xiądz Pleban wybierał się nazajutrz w podróż, jako dziekan objeżdżając parafie, i tam miał być, gdzie dla mnie jutrzejszy nocleg przypadał, postanowiliśmy jechać z sobą razem.
I. Sporządzony mając powóz od wiejskiego rzemieślnika, tym pewniej puściłem się w dalszą podróż, im bardziej upewnił mnie Xiądz Pleban, iż naprawiciel lubo niepozorny i nie mający takowej wymowy, jak ów miejski, doskonałym był w kunszcie swoim, i nigdy nie zawiódł tych, którzy się do niego udawali.
W miłem towarzystwie podróż się nieprzykrzy: między innemi zagadnieniami pytałem się go, dla czego w domu Pani Podkomorzynej kaplicy nie było, zwłaszcza, iż kościół był oddalony. — Ma na to miejsce sposobne, urząd duchowny przydał pozwolenie, ale go przyjąć nie chciała. Gdy je albowiem jej przyniosłem, rzekła : wdzięczną jestem zwierzchności duchownej, iż mając wzgląd na moje lata, pozwala mi domowej kaplicy, ale mi się zdaje, iż nie przystoi zbyt się pospolitować z chwałą Bożą; wolę więc mówić jak ów w Ewanielji, « nie jestem godna, abyś wszedł do przybytku domu mego. » Póki mi siły wystarczą, będę chodzić do kościoła wraz z ludem, który tam uczęszcza : gdy iść nie zdołam, przyjmie Pan Bóg wdzięcznie ochotę moję.
W dalszej rozmowie dała mi do poznania wiele nieprzyzwoitości, które za sobą takowe zbyt łatwe od zwierzchności pozwolenia ciągną. Przy państwie, mimo ostrzeżenie w pozwoleniu, czeladź domowa i goście z okoliczności korzystają. Miejsca wyznaczone na cześć bożą, rzadko w tym stanie bywają, jak należy : nabożeństwo się częstokroć zbyt przewleka, a co najgorsza, odzwyczajają się od uczęszczania do własnego kościoła kolatorowie i parafianie; skąd wiele złego i dla kościoła, i dla innych parafianów, i dla nichże samych wynika. Szkoduje wielce kościół na niebytności kolatorów, gdyż sami widzieć przez to nie mogą, jakiej reparacyi potrzebuje, na czem mu także zewnątrz, jako i wewnątrz zbywa.
Nie na to oni wyznaczają xiędza, żeby im co niedziela i święto do ławki patynę nosił, ale skoro tutuł i przywileje nadawców mają, idzie zatem iżby potrzeby i reparacye kościoła do którego nadawają, opatrywali. Nieraz mi się trafiło, rzekła, bywać w takich kościołach, gdzie przez dach zgniły, deszcz leciał na przytomnych : mokli więc parafianie w kościele, a pan kolator w kaplicy na sucho mszy słuchał. Jeżeli mają moknąć, niech wszyscy mokną, a tak na pana, jako i jego chłopa niech z góry kapie.
I to też mówiła dalej, powinno być przeszkodą do żądania pozwoleń na kaplice, iż pan, jak powinien, poddanym swoim przykładu dobrego nie daje. Dóm Boży gdy lud wierny w sobie zgromadza, oznacza równość wszystkich w oczach Bożych. Nie masz, albo przynajmniej nie powinno być w kościele różnicy między szlachcicem a chłopem, panem a sługą : wszyscy jednego ojca jesteśmy dziećmi, jednego Pana czeladzią. Gdy więc, czylito kolator, czylito znaczniejszy parafianin dla tego, że kaplicę ma, do kościoła nie idzie, pozbawia parafian towarzystwa im wielce miłego, iż przecież są w równości; pozbawia przykładu, który ich dzielniej zachęca, niż xięże namowy. Ale jeżeli na to do kościoła przyjeżdza, żeby oczami strzelał, gadał podczas mszy, a spał na kazaniu, taki niech lepiej w domu siedzi, niżby miał w kościele zamiast przykładu, gorszyć.
Nie dała się więc użyć do kaplicy : uczęszcza do kościoła wedle możności, nie tylko w niedziele i święta, ale i w dni powszednie, a obecność jej, zachowującej się w kościele z jak największem uszanowaniem i uczciwością, wielką jest nauką dla parafianów. Jest jeszcze kilka innych dworów w mojej parafiji : mieli niektórzy kaplice, ale ich przykład Pani Podkomorzynej tak ujął, iż żaden ich do odprawowania nabożeństwa u siebie nie zażywa. Według zdania mojego, mówił dalej Xiądz Pleban, używanie kaplic prywatnych szkodliwy dla zakonów, albo raczej dla zakonności skutek przynosi. Kto ma kaplicę, chce mieć kapelana; naprzykrza się