Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/372

Ta strona została przepisana.

więc przełożonym zakonów, żeby osoby ze zgromadzenia swego dawali. Odmówić zwłaszcza dobrze czyniącym : prawie rzecz niepodobna, a w zakonniku wypuszczonym na wolność, wśród obcowania ustawicznego świeckich i ludzi, duch zakonności słabieje, i gdy nazad do klasztoru powraca, osobność cięży.
II. Znać było odmianę dziedzica i rządu we wsi, przez którą przejeżdżaliśmy właśnie wówczas, gdy Xiądz Pleban dyskurs swój kończył. Choć czas był suchy, takie i były kałuże, iż ledwo się mógł z nich, mimo że konie dobrze ciągnęły, pojazd wydobywać. Chałupy w najmizerniejszym były stanie, ludzie zle okryci, a dzieci prawie nagie tarzały się po błocie.
Pytałem się więc, kto był tak opuszczonej majętności dziedzicem : a jednak w niej siedzi, rzekł, Xiądz Pleban; jestto mój parafianin, i ta sporsza słomą pokryta chałupa, którą WMPan na boku wśród błota widzisz, jest dworem Jegomościnym. Takowy on zastał po ojcu, a kto wie, czyli i tamten lepszym go znalazł. Wieś jest nie zła, grunta dobre, obszerność znaczna, ale niedbalstwo i niewiadomość, jakby dziedzicznym spadkiem panom tutejszym właściwe, wśród sposobności dobrego mienia, trzyma ich w nędzy.
Teraźniejszy właściciel już lat kilkanaście jak objął tę majętność : oprócz jarmarków w blizkich miasteczkach, po których już dwa razy był u cerulika, nigdzie wśród uczciwego towarzystwa nie postał. Podobną ma sobie żonę, z nią dzieci przystojne, pojętne, jakem sam tego doświadczył, ucząc ich katechizmu. Umyślnie przyjechałem do niego, chcąc go skłonić, aby dzieci do szkół oddał. Po wielu i nie raz powtórzonych namowach, takową nakoniec zyskałem odpowiedź : ś. p. ojciec, dziad, a może i pradziad mój, bom go nie znał, tu się porodzili, tu całe życie swoje przepędzili, tu pomarli, a każdy z nich tak jak ja, ledwo umiał sylabizować, i tyle tylko piórem robić, żeby jakotako podpisać się, kiedy się żydowi daje kontrakt na arendę. Zdrowi byli i długo żyli, i ja jestem zdrów z łaski Pana Boga : będą i moje dzieci zdrowe bez szkoły. Nie dam ja ich tam, bo i im się głowy pozawracają, i możeby mnie potem wypędzili : a choćby i nie wypędzili, to niedobrze, kiedy dzieci mają więcej rozumu, niż rodzice. Dajże mi i WPan pokój, wszak ja dziesięcinę punktualnie daję, a i kto wie, czy niewięcej, niżby się WPanu należało; każecie się uczyć, a powiadacie na ambonie, « błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie.
Chciałem mu tłumaczyć, jak się należy, text, który przytoczył, i dowieść, jak zle brał ubóztwo w duchu, ale on mi przerywając mowę rzekł : Mościwy panie, Waszecie rozumami swojemi gotowi jesteście wmówić w nas nieuczonych, cokolwiek się waszmościom podoba; ale ja, chociażem do szkół nie chodził, jednakowo mnie, jakto mówią, w ciemię nie bito. Nie dokażesz WPan tego, żebym ja to czynił, czego ani mój ojciec względem mnie, ani dziad względem mego ojca nie uczynił. Będą u mnie i ze mną wraz w domu siedziały moje dzieci, i lepiej to będzie i dla WPana i dla WPanowej dziesięciny.
Widząc, iż go przeprzeć nie mogę, przestałem go namawiać, a tymczasem synowie dorosłszy, tak się dobrze po jarmarkach wyćwiczyli, iż jeden skradłszy ojca w świat poszedł, i dotąd się o nim dowiedzieć nie może; za drugiego pijaka i napastnika raz wraz płacić musi. Jednakże, choć widzi złe skutki próżniactwa dzieci, trzeciego przy sobie chowa, a i ten już zaczyna wstępować w ślady braci swoich.
Pytałem zatem, jakim sposobem prowadzi gospodarstwo? Takim, rzekł Xiądz Pleban, jakiego się po takim gospodarzu spodziewać można. Zasklepiony w chałupie spuszcza się na Podstarościego : ten w zmowie z wójtem i karbowym, jak chcą sieją, zbierają i orzą, a podzieliwszy się między sobą, resztę oddają panu. Arendarz go kwitami za trunek i jadło zbywa, a on na nic nie wydając, gdyż nie jest marnotrawnym, kiedy się chce rozweselić, upije się gorzałką.
Nie wyjeżdżając do nikogo w gościnę, nawiedzin nie zna, w opończy razwraz chodzi : a kiedy starą kolasą jedzie do kościoła, natenczas przywdziewa na siebie suknie, które od lat kilkunastu sprawił : pas nieboszczyka ojca, a karabela jest w tym domu, może jeszcze od czwartego pokolenia. Tym sposobem na wzór ojca żyjąc, lubo i czwartej części intraty niema takiej, jakąby mógł mieć, gdyby się umiał rządzić, długów nie zaciąga, i grosza był nieco zebrał, ale go skradł syn starszy, a młodszy tyle kosztował i kosztuje, że już w kilku miejscach pieniędzy pożyczyć musiał.
III. Przy zabawnej rozmowie miłego towarzysza każda podróż krótka, i tak nam czas przeszedł, żeśmy prędzej nad spodziewanie nasze stanęli na popasie. I tu się znamienicie zaraz na pierwszym wstępie, pokazała uprzejma ludzkość Pani Podkomorzynej, gdyśmy zastali obiad gotowy, mniemając, iż nim go nasi ludzie sporządzą, dość długo nań czekać będziemy. Dowiedziawszy się, gdzie mieliśmy popasać, posłała tam kucharza, który nam bardzo dobry obiad sporządził; lepszym go jeszcze nierównie uczynił apetyt podróżą zaostrzony. Karczma w której popasaliśmy, tem się tylko różniła od chałup, iż miała stajnią : jedliśmy więc na dworze.
Arendarz żyd zwyczajnem tego narodu nieochędóztwem, przyczyniał podróżnym niewygody. Nie znają jej w dobrach Pani Podkomorzynej i jej dzieci, rzekł Xiądz Pleban : zastała żydami według dawnego zwyczaju osiadłe karczmy, ale skoro się każdego z nich kontrakt skończył, natychmiast każdy ustąpić musiał. Zrazu, jak powiadała, dość jej było przykro na siebie to trzymać, co żydzi arendowali, zwłaszcza, iż dobrać zdatnych szynkarzów bardzo było trudno; z czasem jednak gdy jej poddani coraz się stawali oświeceńszymi, w nichże samych to, na czem jej zbywało, znalazła. Postawiwszy więc wszędzie prawie karczmy porządne, opatrzyła wygodę podróżnym; trunki zaś tak dobre w nich przedają, jakich w całej okolicy znaleźć nie można.
Ubolewaliśmy zatem nad niebacznością dziedziców na własny ich pożytek, gdy spuszczają się na arendarzów, dla tego tylko, aby sobie oszczędzili, jak mówią, kłopotu i pracy. Nie jest pracą i kłopotem staranie o własne dobro : skutek albowiem przewidzianego, a coraz mnożyć się mogącego zysku, słodzi przykrość, jeżeli się jakowa w gospodarstwie znaleźć może. Przyzwyczajeni do wiejskich staranności, nigdy się na pracę nie skarżą, i nie jest dla tych uciążliwą, ani być może, którzy w niej zabawę znajdują.
Każdy, który się bawi arendą, ma za cel zarobek swój, inaczej takowy sposób gospodarstwa byłby najnieroztropniejszem działaniem. Zarobek dzierżawią-