albowiem jak u nas, chłopów do gruntu przywiązanych nie masz.
V. Nocleg mój był terminem podróży Xiędza Plebana : że w miasteczku, jak mówił, dobrego stanowiska znaleźć nie było można, wraz z nim zajechałem na plebanią. Przyjęci byliśmy od poważnego staruszka, który nas do domu swego szczupłego wprawdzie, ale dosyć porządnego zaprowadził. Gdy odszedł od nas, chwaliłem gospodarza ludzkość i ochędóztwo. Mylisz się, WPan, rzekł mój towarzysz : jestto wikary tutejszy; pleban niedawno xiędzem został. Więc na wspak widzę rzeczy są tu ułożone, rzekłem : Tak jak i indziej odpowiedział. Rzadko cnota i przymioty znajdują nagrodę : szczęście zwyczajne sobie czyniąc igrzyska, zdaje się w tem największe mieć upodobanie, iżby tak nie czyniło, jak czynić się należy.
Poważny ten starzec, który nas w szczupłości swojej mieści, od lat trzydziestu kilku przy tym kościele siedząc, już pod trzecim zostaje proboszczem, a sam jakiejkolwiek, choćby najlichszej plebanji, doczekać się nie może. Przed rokiem posiadacz tutejszy umarł : wszyscyśmy rozumieli iż powszechnie od wszystkich, szczególniej od kolatorów szacowany, miejsce, na które zasłużył tylu lat przeciągiem, osiędzie. Z boku zaszła rekomendacya, nieznajomego i nam i kolatorom młodzieńca, jeszcze święceń wyższych nie mającego, przemogła trzydziestoletnie starania i prace. Przyjął ze zwykłą cnotliwym umysłom spokojnością cios wielce dotkliwy, i jeszcze się w nim zamiast odrazy powiększyła żarliwość ku chwale Bożej.
Nie uważają kolatorowie, i lekko sobie ważą nadawanie, które im prawo powierza, urzędów duchownych, a od ich dobrego wyboru zawisło uszczęśliwienie poddanych, gdy dobrych im nadają plebanów. Przeciwnym sposobem wielkie ukrzywdzenie i szkodę czynią, kiedy albo nie umiejący, co umieć powinni, albo nie tak czyniący, jak uczą, albo nie pilnujący owieczek swoich Pasterze, nagrodę biorą, a pracować nie chcą. Urząd plebana szacowny jest, stan poważny, i tak istotnie wpływa w uszczęśliwienie wielu, iż każdy rząd państwa doglądać tego powinien, iżby wybieranie na ten dostojny stopień, było jak najuważniejsze. Być zaś nie może, kiedy się za cudzem zaleceniem kolatorowie ugodzą, albo uwiedzeni nieprawem do krwi swojej przywiązaniem, dają spokrewnieniu, co się cnocie należy.
Te były uwagi i rozmowy z Xiędzem Plebanem, gdy ów staruszek Wikary wszedłszy do nas, zaprosił na wieczerzą, dodając, takową, na jaką się ubóztwo moje zdobyć mogło. Nie była wprawdzie dostatnią, ale porządnie, czysto i smaczno zrobiona. Postawione było wino, i tego skosztowawszy, gdyśmy znaleźli wcale dobre, okazałem zadziwienie. Postrzegłto staruszek i rzekł : łaskawychto parafianów zapomożenie, mój stan na takie wydatki nie wystarcza. Znajomy tu od lat dawnych nie mogę się skarżyć, iżby mi na wygodzie brakło, a dostarczają mi jej, nad moje zasługi parafianie, i tym sposobem, jakem zaczął, resztę wieku mojego, na tymże stopniu, na którym mnie Opatrzność Boża mieć chciała, dopędzę.
Po kolacyi, gdy nasz gospodarz odszedł, pytałem się Xiędza Plebana, coby była za przyczyna, że tak dawno służąc kościołowi, nie mógł się plebanji doczekać. Bo umiał jej być godnym, a nie umie natrętnie prosić, odpowiedział. Cnota skromną jest i mało o sobie trzyma : trzeba więc ją prawie przymusić, żeby była szczęśliwą.
Nie raz wakowały plebanije : nowin nieciekawy późno się dowiadywał, a dowiedziawszy się, nie śmiał być naprzykrzonym. Stało się więc, iż go inni ubiegali u Kolatorów, a ci, choć mu byli obiecali, iż o nim nie zapomną, skoro im zszedł z oczu, wypadł i z pamięci. I tak, co się jemu, lubo godnemu, ze wszech miar należało, inni, choć nierównie mniej od niego godni, dostali, tak jak teraz świeżo własny jego Proboszcz.
Zapisałem sobie cnotliwego staruszka imie i nazwisko, i mam teraz czulą sercu mojemu pociechę, żem mu usłużył skutecznie, gdyż na dobrej plebanji jest osadzony.
VI. Obudziła mnie przede dniem jeszcze nadzieja powitania Pana Podstolego : pamiętny jednak na jego przestrogi, lubo tylko cztery mile mając, mógłbym był zjechać na obiad, zatrzymałem się z popasem o milę od domu jego. Zlem sobie poradził w wybraniu miejsca, że jednak dzień był pogodny, nie wchodząc do pustej prawie karczmy, posiliłem się naprędce; a gdy i konie dostatecznie odpoczęły, puściłem się w dalszą podróż, i postrzegłszy zdaleka dóm przyjaciela, poprzedniczą zasilony byłem nadzieją słodkiego użycia towarzystwa jego.
Stanąwszy przy karczmie dowiedziałem się, iż był w domu : gdym szedł ku grobli, szczęsne zdarzenie dało mi go znaleźć na temże miejscu, i tak właśnie przybranego, jakem go był najpierwszy raz oglądał. Zaprowadził mnie do domu, a po przywitaniu wzajemnem i z gospodarzem i z domowemi, odprowadzony byłem do tychże pokojów, w których już dawniej przemieszkiwałem.
Dawszy wprzód czas do umieszczenia się w stancyi i ułożenia rzeczy, Pan Podstoli odwiedził mnie. Opowiadałem mu wszystkie zdarzenia mojej podróży, tę najmilszą, żem Panią Podkomorzynę poznał. Żałuję wielce, żem nie był ostrzeżony o tych nawiedzinach, rzekł Pan Podstoli : byłbym tam zjechał, zwłaszcza, iż się właśnie do mojej siostry wybieram. Lubo mnie z nią krew łączy, bez pochlebstwa powiedzieć mogę, iż rzadki ze wszech miar daje z siebie przykład : chlubię się więc z tego, żem jest jej bratem. Lubo nie zawsze jesteśmy podobnego zdania, co się pospolicie między rodzeństwem trafia, bynajmniej to wzajemnemu przywiązaniu nie szkodzi : a że starsza w wieku, i dama, choć mi się czasem zdaje, iż ja mam po sobie prawdę, ustępuję jej niekiedy, co się z jej strony dość rzadko trafia, ale też częściej zgodzimy się na jedno, niż inne rodzeństwa.
Gdym dalej opisując podróż zastanowił się nad ową nędzną karczmą, gdziem ostatni popas odprawiał : Nie dziwuj się WPan temu, rzekł Pan Podstoli; każda wieś, gdzie wielu panów, złą być musi, a co sąsiadom przykro, rzadko wieloracy dziedzice, i z sobą i z nimi są w zgodzie. Przegradzają mnie na szczęście od tej wsi cudze grunta, i byłbym już dawno wieś, do której te grunta należą, kupił, gdyby nie miała tak złego sąsiedztwa.
Za jednę z najpierwszych przyczyn złego stanu wsi naszych kładę, mówił Pan Podstoli, częste ich na różne części podziały. Po ojcu, właścicielu jednym, zostające dzieci, koniecznie się przy pierwiastkowem dziedzictwie chcąc utrzymać, na tyle części, ile ich jest, majętność ojczystą dzielą. Stąd więc zamiast jednego, dwa albo trzy dwory, tyleż folwarków, a zatem i kar-