czem i browarów być musi. Drobnieją zczaszem i te cząstki, aż nakoniec pełna wieś dziedziców, i z imienia tylko szlachcic, staje się w istocie chłopem.
Rozerwane na dwie, trzy, lub więcej jeszcze części gospodarstwo, nie może być dobre : ubóztwo się w udziały zakrada, a zatem niemożność; do tego nakoniec przychodzi, iż to, coby jednemu coraz więcej zysku i przynieść mogło, ledwo kilku wyżywić zdoła. Budynki czy mieszkalne, czy gospodarskie, nie mogą być dobrze utrzymane przy szczupłym majątku, drogi publiczne tym bardziej, a karczmy zazwyczaj złe, choć tylko jedna we wsi, pomnożone według panów, przytulenia podróżnym dać nie mogą. Na nieszczęście przywiązuje się zwyczajnie do takowych właścicielów przesąd, iż się i pierwiastkowego siedliska, choćby było najszczuplejsze, żaden puścić nie chce : póty się więc dzielą, póki tylko dzielić się mogą, i nakoniec każda prawie grzęda ma i swego osobnego dziedzica.
Co więc szlachectwo w przodkach, wyłączając je z pospolitego gminu, było nagrodą następcom, w gminne je podając prace i obowiązki, staje się szkodą i karą, jak gdyby na nię zasłużyli. Przeprzeć ich jednak choć w oczywistości nie można; cierpią z ubóztwem, wszelkiego rodzaju dolegliwość, a jednak się od gniazda pierwiastkowego żadnym sposobem oderwać nie chcą. I chyba głód, lub przymuszająca koniecznie potrzeba, do tego ich zniewoli, iż się z ulubionego miejsca wynoszą, ze stałem jednak zawsze przedsięwzięciem, iż się za pierwszą porą sposobną do niego powrócą.
VII. Wyszliśmy do ogrodu i zastałem go znacznie powiększonym : cała prawie część nowa była na wzór angielski. Drzewa kształtnie, a dogodnie na tem miejscu posadzone, sprawiały piękne widoki; pomiędzy niemi były gdzieniegdzie pięknym darniem okryte łąki. Strumyk biegnąc po kamyczkach, mruczał, szerokie zaś i ścieżki nie nadto zagęszczone i kręte, dawały sposobność do miłej przechadzki. Usiedliśmy w cieniu drzew rozłożystych, a Pan Podstoli tak mówić począł. Jak widzę, i miejsce i rozrządzenie podoba się, ale ledwobym nie zgadł, co WPan myślisz. Przypominasz sobie dawne nasze rozmowy, a więc i to : iżem nie bardzo tym, które zowiemy Angielskiemi ogrodami, sprzyjał, a teraz go u mnie oglądasz.
Niestateczność, prawda, jest naganną, mówił dalej: J ale przestaje nią być, i owszem może być ku pochwale,, kiedy z powodu dobrego pochodząc, użyteczne skutki przynosi. Widzisz WPan wprawdzie pozór modnego ogrodu, nie jest jednak dla samego kształtu. Trzeba było ogrodowi mojemu, dla braku owoców’, rozszerzenia: chcąc modę zgodzić z użytkiem, rodzajne drzewa zamiast sadzenia w prost, kładłem w ziemię takow’ym sposobem, iżbym miał z nich gdzieniegdzie podobieństwo gaików i lasków. Co miało być prostą kwadraty czyniącą ulicą, siało się ścieżką, a strumyk tak, jak był i na swojem miejscu został. Łączki nową przywdziały postać, i nie przeszkadza to trawie, iżby tak, jak przedtem nie rosła.
To więc co WPan zowiesz angielszczyzną, jest sadem; żebym jednak dogodził sąsiadom, dałem mu kształt nowy, i nie chcący, chcąc się innym podobać, samem sobie dogodził, a z tego się teraz cieszę, że się ten mój wieśniacki wynalazek i WPanu podobał. Oprowadzał mnie zatem wszędzie, i poznałem, iż wszystkie drzewa były rodzajne, tak zaś kształtnie i porządnie zasadzone, iż rozmaitością zieloności liścia, kwiatu, owocu, wzrostu i gałęzi, czyniły skład miły, zbliżający się zupełnie do owej ozdobnej, i poważnej w wymiarach i kształcie prostoty, którą dziełom swoim nadaje przyrodzenie.
Pokazywał mi gdzieniegdzie drzewa niektóre cudzoziemskie Pan Podstoli : te rzekł, mniejby się zdały potrzebne w ogrodzie na pożytek rozrządzonym, ale w niewielkiej liczbie znajdują się, a odmianą dodają wdzięku. Każde z nich nazwisko swoje na sobie nosi, dla tej przyczyny, iżby mógł przechodzący powziąć o ich rodzajach wiadomość : żeby zaś i to wiedział, skąd pochodzą, przy nazwisku kraj, z którego są, wyraziłem.
Po odjeździe WPana stąd, mówił dalej Pan Podstoli, żeś mi nie raz czynił wzmiankę o teraźniejszych ogrodach, luboś mi je był dostatecznie opisał, że jednak w takowych okolicznościach, najlepiej o rzeczach oczy sądzić mogą; nie mając podobnych widoków w okolicy, gdym był w drodze, umyślnie zboczyłem, abym ogród dawno już tym kształtem założony i osadzony, widział. Nowość, wspaniałość i dobre rozporządzenie podobały mi się wielce.
Zabawiłem więc dni kilka, a poznawszy się z ogrodnikiem, dość nabrałem wiadomości o sposobie sadzenia, utrzymywania i obchodzenia się z drzewy i roślinami, i które tam były. Że zaś miał i sposobność i pozwolenie użyczać nasion i szczepów, dał mi niektóre, inne czasie przysłał, i to było przyczyną założenia, zasadzenia i rozmnożenia, jak WPan widzisz, tej nowej części mojego ogrodu. Zrazu śmieli się ze mnie sąsiedzi : jak dalej postrzegli, że to i potrzebie i użytkowi i zabawie dogadza, jęli się tego sposobu zasadzania, a nawet i nasz Xiądz Pleban, który, gdym mu wśród drzew sadu jego porobił ścieżki, w dwóch dniach ogród Angielski z wielką pociechą u siebie zobaczył.
III. Właśnie postrzegliśmy zbliżającego się do nas; — o WPanu też była wzmianka Mci Xięże ogrodniku Angielski, rzekł, śmiejąc się Pan Podstoli : — Ale, i j jaki jeszcze zemnie ogrodnik, rzekł Xiądz Pleban, witając mnie: co przedtem ledwo kiedy do sadu szedłem, teraz dwa, trzy, a czasem i cztery razy do ogrodu mego; Angielskiego chodzę; przedtem śliwki trząsłem, a teraz i akacye zbieram i jugulansy. Ofiarował zatem i Panu Podstolemu i mnie kilka kwiatów zeszłej u siebie akacyi czerwonej, którą Robinia hispida nazywają. I tak tedy, rzekł Pan Podstoli, obracając się do mnie, przerobiłeś nas WPan na Botanistów, i widzisz, z jaką żarliwością wypełniamy rzemiosło nasze.
Szczodrobliwość Xiędza Plebana, użyczającego nam pierwiastków kwiatu drzew swoich, gdyśmy uwielbiali, rzekł Pan Podstoli : tym większej chwały jest godna, im rzadsza w ogrodnikach. Zdaje się być przywiązana bardziej jeszcze nad inne do tego kunsztu chciwość i zazdrość. Posiadacz kwiatów z boleścią u sąsiada lepsze widzi, i zazdrości mu takowego plonu. Stara się więc, ile możności, ażeby jeżeli przejść go nie może, przynajmniej się z nim zrównał; do tego żeby doszli w ogrodach kochający się, przez chciwość gotowi są i na kradzież odważyć się niekiedy; a dla zazdrości tego, co mają, użyczyć nie chcą.
Powiadają o jednym holenderskim ogrodniku, który mniemał, jakoby sam tylko posiadał gwoździk czarny, iż gdy się dowiedział, że się w innem miejscu podobny
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/375
Ta strona została przepisana.