znajdował, jechał tam umyślnie, i kupił go za tysiąc złotych. Każdyby rozumiał, iż szacowną cebulkę obok swojej posadził : zgniótł i zdeptał dla tego tylko, iżby jego jedyną była. Żadenby się z nas podobno na tak heroiczne głupstwo nie zdobył.
Powieść jednak ta, czyli zmyślona, czy prawdziwa, oznacza, do jakiego stopnia przyjść może dziwactwo bogatych próżniaków, byleby tylko wymysłom swoim dogadzać mogli. Zdaje się z pierwszego wejrzenia chciwość i zazdrość, do kwiatów i roślin tylko ściągająca się, mniej zdrożna; jest jednak godna nagany, nie tak z rzeczy, jak z pobudki, z której pochodzi, i ze skutków, które wieść za sobą może. Przyzwyczajony zazdrościć kwiatów i roślin będzie zazdrościł ogrodu, iż większy od tego, który ma. Od ogrodu przyjdzie chęć do domu, od domu do majętności, a coraz dalej się wzmagając, rozpostrze się do wszystkich rzeczy, których nie mamy, a inni posiadają; albo choć i są u nas, u drugich mogą być lepsze.
Szukać sposobów nieprzystojnych, iżby rzecz cudzą sobie przyswoić, zawsze jest podstępem i kradzieżą; nie usprawiedliwia się ona tem, iż się rzecz mniej zdatna urywczo bierze : dość na tem że sobie cudzą własność przyswajam, iżbym podpadł winie. A nawet rzecz z innych miar obojętna, jakoto kwiatek lub drzewina, wedle sposobu myślenia posiadacza, nabywa szacunku : ktoby owemu Holendrowi czarnego gwoździka cebulkę wziął, mniemałby może, iż małą mu szkodę czyni, a przecież to, co wziął, kosztowało posiadacza nie mało. Dajmy to, iż rzecz wzięta nie wiele kosztuje posiadacza, lecz mu się wielce podoba, i jeżeli tak się przyzwyczaił, iż bez niej się obejść nie może, wszystkie te okoliczności zwiększają stratę, a zatem winę tego który się jej staje przyczyną.
Dobry nam dał przykład w kunszcie naszym ogrodniczym Xiądz Pleban, gdy nam tak hojnie pierwiastków płodności ogrodu swojego angielskiego użycza; a w tem użyczeniu potępia skępstwo posiadaczów, którzy dla tego tylko, iż aby mieli, czego u drugich nie masz, tak są nieużyci, iż się od nich w niczem zasilić nie można. Sami sobie tak działając czynią krzywdę : bo gdy się inni bez nich wzmogą, a czasem i na przekorę więcej nierównie nad nich dostaną i zbiorą, trudno się im naówczas spodziewać cudzego zapomożenia, gdyż sobie do cudzej dobroczynności nieużytą odmową zagrodzili drogę.
Nierozumiej WPan, rzekł do mnie się obracając Pan Podstoli, iżeśmy się zmówili z Xiędzem Plebanem, i umyślnie tę scenę gramy, iżbyśmy WPana bogatszego od nas do szczodrobliwości nieznacznie wiedli. Rzecz i rozmowa przypadkiem się nadarzyły; jeżeli nas jednak WPan w ubóztwie naszem wspomódz raczysz, upewniamy, iż nie uznasz odmowy, a zyskasz wdzięczność.
IX. Gdyśmy z ogrodowej przechadzki już pod wieczór powracali do dworu, właśnie też niezadługo moja żona powróci, rzekł Pan Podstoli. Pytałem się, gdzie była w gościnie? Na pańszczyznie, rzekł, u naszej sąsiadki. Jestto z innych miar szacowna osoba, grzeczna, uczynna, przyjacielska, ale tak dotkliwa i nieużyta w ceremoniale, iż gdyby ją była w tych dniach nie odwiedziła żona moja, mimo kilkunastoletnią zażyłość, uczynilibyśmy sobie z niej nieubłaganą nieprzyjaciółkę. Zbyt wielka a nałogiem jeszcze wzmocniona czułość, dręczy ją bezprzestannie, w podejrzeniach ustawicznych zostaje, każde słowo jest u niej przymówką, każdy giest, spojrzenie nawet pośmiewiskiem, najgrawaniem i wzgardą.
Cięży sama sobie równie, jak drugim : jednak dla jej dobrych przymiotów i serca dobrego, wszyscy ją i dla niej cierpieć musim. Co miesiąc prawie nas odwiedza, i już naówczas gotujemy się na jej przybycie, żeby za pierwszym wstępem coś zdrożnego u nas nie postrzegła. Zbytnie uszanowanie gniewają, przyjacielska poufałość obraża. Środek więc ledwo podobny do zachowania utrzymywać należy. W tej mierze i nademnie i nad wszystkich nie tylko sąsiadów, ale też jej domowych, szczęśliwsza żona moja, do takiego stopnia względów jej przyszła, iż przyzwyczaiwszy się zupełnie do jej sposobu myślenia, już się nie uczy tak, jak my, jak z nią postępować należy. Zachowuje jednak ściśle raz ustanowione przepisy nawiedzin; wie i kiedy, i jak do niej przyjeżdzać, jak się w jej domu obchodzić, i kiedy odjeżdżać. A że wszystko w tamtym domu dzieje się z nieodmienną nigdy punktualnością i w ścisłej czasu mierze, najdalej za półgodziny będzie miała miłą dla siebie satysfakcyą, przywitać w domu pożądanego gościa.
Przepowiedzenie Pana Podstolego zjściło się; wkrótce, ujrzeliśmy przyjeżdżającą Jejmość. Po przywitaniu spytana, jak zastała Panią Starościnę? rzekła : nie zupełnie w dobrym humorze, i przyznała mi się, lubom się oto nieśmiała pytać, iż stary podstarości choć nigdy jedenastej nie uchybił, opowiadając co się w gospodarstwie dzieje; dziś niewiedzieć z jakiej przyczyny, ale najpewniej dla tego, iż późno w pole się wybrał, nie przyszedł, aż o trzech kwadransach na dwunastą. Takto, rzekła z westchnieniem, zawsze z łaski naszych ludzi musimy cierpieć; ale jednakowo kiedyto codzień prawie coś się podobnego nadarza, życie nakoniec staje się niemiłe dla ustawicznej zgryzoty i umartwienia.
Zaczęła zatem opowiadać insze dolegliwości, i trwała podobna rozmowa aż do obiadu. Szczęściem kucharz dogodził, jam też chwaliła : przestała zatem narzekać, nastąpiła wesołość, bawiłyśmy się dobrze przy obiedzie. A gdyśmy wstały, kazała powiedzieć podstarościemu, iż choć się opóźnił, już się na niego nie gniewa; jednak dołączyła ostrzeżenie, żeby pamiętał na to, iż trzeba przychodzić do dworu o godzinie jedenastej, a lepiej i przed jedenastą : może albowiem zaczekać w przedpokoju, póki godzina nie wybije.
Odeszła Pani Podstolina. Zastanowiliśmy się nad sposobem myślenia owej sąsiadki, co dało wstęp do rozważania, jak to i przy dobrych przymiotach, mieszczą się częstokroć w ludziach takowe wady, które ich przykremi, a czasem i nieznośnemi czynią w posiedzeniu.
Dobre jest i wielce chwalebne, stałe rozłożenie czasu : ale żeby go do minut przywiązywać, i martwić się nieszkodliwem iego skróceniem, lub przedłużeniem, jestto słabość politowania godna. Dość mamy przykrości w życiu, mówił Pan Podstoli, i jakby były niedostarczające, nowe jeszcze do naszego umartwienia stwarzamy. Nie zrozumianem, a przeciwnem wcale sobie działaniem o nic się bardziej nie staramy, jak abyśmy sobie dogodzić mogli, a razem wysilamy się na to dziwactwem naszem, iżbyśmy zamiaru upragnionego
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/376
Ta strona została przepisana.