czajnie, skoro gdzie przyjechała, zaczynała dyskurs o wspaniałościach miejsca tego, o różnych, które za jej czasów bywały, awanturach, o grzeczności dam, o galantomji kawalerów, o wybornych obojej płci sentymentach. Temi dyskursy wzięła zupełnie górę nad całem sąsiedztwem, w parafji nikt przed nią w ławce nie siedział, w processyi podczas odpustu tuż szła za xiędzem: nasz pleban, kiedy rozdawał kolędy, zawsze ją najpierwej czcił i mianował: a chociaż te dystynkcye, nieskończenie parafianów obchodzić zwykły, taka była przemożność jej reputacyi, iż nawet Pani Podczaszyna stara, niegdyś pierwsza w całej okolicy, cierpliwie znosiła krzywdę swoją.
Ta tedy Jejmość Pani Podstolina, wszcząwszy raz dyskurs o czytaniu xiąg, powiadała całej kompanji, jako za jej czasów w Warszawie i damy i kawalerowie czytali Koloandra wiernego. Gdym się jej spytał, czyli ten kawaler, tak jak mój Alexander latał po powietrzu, i bił się z całym światem? « Mylisz się Wmć Pan, rzecze, kiedy na takich sprawach zasadzasz i ustanawiasz zacność kawalerów doskonałych. Koloander, lubo w wielu potyczkach mężny, nie tem się zaszczycał; ale sam jego przydomek dowodzi, iż nienaruszona raz ku ulubionej kochance przychylność, szczere i heroiczne, choćby z największym życia hazardem dla niej usługi, najżywszych sentymentów dozgonna trwałość, to mu nadało imie wiernego; imie wspanialsze nad te wszystkie, któremi się zaszczycali rycerze i monarchowie świata. Sam Wmć Pan uważ, iż być wiernym w kochaniu, jestto być razem wielkim, wspaniałym, mężnym, sprawiedliwym. »
Nie miałem co odpowiedzieć na takie zagadnienie, a przypomniawszy sobie owego Cyrusa, którego mi mój Pan guwerner explikował, prosiłem ją po obiedzie, skoro się goście rozjeżdżać poczęli, ażeby mi chciała pożyczyć, tej wybornej w polskim języku historyi. Z początku trudnić poczęła, gdym nakoniec ze łzami o to nalegał, dała się użyć prośbom moim, i tegoż samego wieczora przybył pożądany do domu mojego Koloander.
VIII. Nie było jeszcze doszło do wiadomości matki mojej, iż wiele dłużników mieli karty z mojemi podpisami na znaczne summy, z których pan Damon z towarzystwem swojem korzystał. Z początku nie śmiałem o tem wspominać: bojąc się jednak, żeby dłużnicy prosto do matki rekursu nie uczynili, gdym dobrą porę upatrzył, opowiedziałem jej wszystko szczerze. Odpuściwszy więcej, darowała mniej. Kazała napisać do dłużników, aby się z kartami stawili, z upewnieniem, iż każdy odbierze, co mu się będzie należało. Mogłaby była wprawdzie, według rady plenipotenta swego, nie zapłacić dłużnikom: ale delikatność jej sumienia nie chciała zostawować w odpowiedzi ludzi niewinnych za cudze przestępstwa. I tak, czyli nie umiejąc, czyli nie chcąc czynić różnicy między sprawą prawną, a sprawiedliwą, wolała, ile majętniejsza, szkodować, niż być przyczyną szkody ubogim: mogę bezpiecznie mówić ubogim, bo to byli obywatele kupcy i rzemieślnicy stołecznego miasta naszego województwa.
Czytanie Koloandra wiernego, wzbudziło we mnie nieznacznie chęć do kontynuowania sentymentowej zaczętej przez Pana Damona edukacyi. Zdała mi się wieś zbyt szczupłym teatrum do praktykowania reguł, któremi byłem napojony. Julianny w domu nie było; jużem był wynalazł cel affektów moich Jejmć Pannę Podwojewodzankę; ale gdym pierwsze kroki czynić począł, zagadł mnie z góry Jmć Pan Podwojewodzy, obiecując córkę, prosząc o zapis i ostrzegając dożywocie. Przejęło mnie wskróś takowe barbarzyństwo, i zbrzydziwszy wieś do ostatka, tylem na matce wymógł; iż mnie przy wuju, który z naszego województwa został był posłem na sejm, wysłała do Warszawy.
Każdy człek młody, pierwszy raz przyjeżdżający ze wsi do stołecznego miasta, zatłumiony zostaje wielością i rozmaitością rzeczy, które się przed jego oczyma snują. Ta impresya tym była we mnie żywsza, im większe miałem pragnienie obaczyć i poznać, jak teraz mówią, świat wielki. Przyrównywając niezgrabność moją ziemiańską, do cudnej udatności kawalerów stołecznych, z początku czułem wstyd wielki i upokorzenie. Nauki i objaśnienia wujowskie wdrożyły mnie powoli w uczciwą przytomność i prezencyą; ale nierównie więcej winny zostałem damom. Z ich łaski pozbyłem się nałogu niewczesnej kawalerskiemu stanowi modestyi. Wyśmiany w dobrej kompanji za wstydliwe zarumienienie się, stałem się odważnym: poznałem, iż, co lud prosty nazywa obmową, wyborny świat mieni być uciesznym żartem, duszą wybornej konwersacyi: i takem się w tem nowem rzemieśle wyćwiczył, żem wkrótce przeszedł tych, których mi przedtem naśladować kazano.
Jużem był przekonanym u siebie, że mi nic nie brakowało do wytworności; ale wywiódł mnie z błędu jeden poufały od dwóch dni po pierwszem poznaniu przyjaciel. Ten przyszedłszy do Warszawy w kubraku bez chłopca, jeździł już naówczas karetą angielską na resorach, a osi uginały się pod ciężarem sążnistych hajduków. Wziął do mnie serce, i zaprosiwszy na ostrygi, gdy się inni goście rozeszli, tak mówić począł.
« Rozumiem, iż nie będziesz mi miał za złe, że świeżo na to wielkie teatrum przybyłemu, dam rady niektóre, i takie reguły przepiszę, z których zachowania, widzisz Wmć Pan z mojej sytuacyi, jakem korzystał. Gdyby człowiek mógł dysponować urodzeniem swojem, byłbym zapewne obrał Wmć Pana sytuacyą, albo jeszcze lepszą: inaczej się ze mną stało. Urodziłem się, prawda, szlachcicem, ale tak ubogim, iż rodzice myśląc jedynie o wyżywieniu, nie mieli czasu myślić o mojej edukacyi. Skorom lat jedenastu doszedł, wyprawiony, a bardziej wypchnięty byłem z domu rodzicielskiego: oprócz błogosławieństwa, nic mi na drogę nie dali. Udałem się na służbę, i naturalna jakowaś raźność przymilała mnie w oczach tych, u których służyłem. Postrzegłem, iż ta raźność i dobra fantazya była instrumentem mojego szczęścia: ten dar natury, utrzymywałem i pielęgnowałem, ile możności; i takem go z czasem powiększył i wydoskonalił, iż stała się nieznacznie efronteryą. Trzeba, Mospanie, mieć czoło miedziane, kto chce co na świecie wskórać.
« Dla czegóż się, proszę, ludzie cnotliwi, zacni, przystojni, uczeni, na fortunę skarżą? Nie dla innej przyczyny cierpią, tylko, iż nie umieją swego towaru sprzedać. Mniemają, iż przy modestyi lepiej się cnota wydaje: fałszto wierutny. Minęły te czasy, albo ich może nie było, czemu ja najbardziej wierzę, żeby cnotę szukano: jej się za szczęściem ubiegać trzeba;
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/397
Ta strona została skorygowana.