mile stąd; powiedz, że niedźwiedź pewny wyleci za nim z ochotą. Temu zaś J. W. N. N. daj Wmć Pan sto czerwonych złotych bez karty, żeby pojechał do Łęczny na jarmark; ja będę cały dzień chorował.» Wszystko się stało według naszego ułożenia, zerwaliśmy komplet szczęśliwie, mój adwersarz nadzieję stracił, jam uszedł wieży i grzywien.
Przebywszy więc czwartkowe niebezpieczeństwo, upraszałem J. WW. sędziów, ażeby nagradzając dzień opuszczony, popędzili rejestr wojewódzki, w którym do mojej sprawy było jeszcze wpisów dwieście trzydzieści dwa. Jakoż w następujący piątek spadło sześćdziesiąt, w sobotę ośmdziesiąt, reszta w poniedziałek; i tegoż samego dnia wieczorem komparycya w mojej sprawie zapisana.
Gdym w nocy do siebie powrócił, powiada mi mój koniuszy, że ten deputat, który zemną na polowanie jeździł, pytał się go schodząc z ratusza, jeżelibyś mu Wmć Pan nie przedał tej kolaski, którąście jechali, gdyż mu się podobała z lekkiego noszenia; i obligował go, żeby mu dał rezolucyą nazajutrz, gdyż wysyła do domu po powóz, a tak obszedłby się bez tego kosztu, ile mocno wycieńczony expensami trybunalskiemi. Zmięszała mnie ta prośba, ile że już ten jeden powóz mi się został; ale posłałem do niego tegoż koniuszego, ofiarując kolaskę bez żadnej pretensyi, tylko żeby był na mnie łaskaw, a nie brał, uchowaj Boże, jakiej suppozycyi, że tą bagatelą tentuję sumnienie jego. Bardzo był kontent z podarunku, a jeszcze bardziej z komplementu, żem tego daru nie dawał na korrupcyą, i żem sumienie jego, tak bojaźliwie traktował.
Nazajutrz, gdy zasiedli J. WW. do kontynuacyi zaczętej mojej sprawy, strona przeciwa wniosła cztery akcesorya na wyprobowania, jak zwyczaj, duchów. Za każdym były ustępy, jedne mniej, drugie dłużej bawiące, wszystkie dla mnie pomyślne. Jak mi zaś potem jeden z deputatów powiadał, nad tem się osobliwiej zastanawiano, jakby przypilnować szlachcica, żeby się nie wyniósł z Lublina, gdy go grzywnami obłożą. Te tedy wszystkie akcesorya strona przegrała, i zapadła sentencja: inducant negotium.
Przeglądał mój adwersarz, że podobno sprawę przegra, i już zamyślał się wzdać; ale mu poszepnął jego patron odemnie zobligowany... że zapewne byłby wielkiemi grzywnami ukarany pro temerario recessu et extenuatione temporis. Nie umiejąc po łacinie, zląkł się tych brzmiących expressyj, i już rad nierad, jak w wilczym dole, trzymał się słupa.
Ja z tego rejestru będąc aktorem, z mojej więc strony zaczął induktę najcelniejszy, co do wymowy i głosu, mecenas; zawołał woźny: «ucisz ciesię!» on tak mówił: «Jeżeli przemoc majętnych zdaje się napozór zagłuszać prawa, mięszać spokojność obywatelską, i grozić równości krajowej, zważając pilniej jej wysilenie, przyzna każdy, że taż sama moc majętnych w natężeniu swojem zczasem słabieje, i na zmocnienie słabszych rozchodzi się. Jaśniej mówię, śmiałość, którą dostatki wznoszą, wątli się i niszczeje rozchodem tychże dostatków. Przeciwnie zaś doświadczamy, że uboższego obywatela zuchwałość łatwo się zapala, przykłady zysków zdarzone w innych dają mu ponętę do proby, ubóztwo nie przywiązuje go do dobra pospolitego, do porządku, sprawiedliwości i prawa; nadzieje zysków niegodziwych jedynie bierze przed oczy, nie zraża go strata, bo przywykł do niedostatku, nadstawia się na hazard, bo z życiem nie wiele traci, a nadwerężeniem zdrowia może przyjść do lepszego mienia.
«Stawa w tym poważnym Areopagu, Jaśnie Oświecony Trybunale, z uskarżeniem na zuchwałą napaść sąsiada WM. Pan Doświadczyński, własności swojej, od pięciu wieków sobie należącej, szukając w tym najwyższym sądzie twierdzy i umocnienia: victrix causa diis placuit, sed victa Catoni. Tak jest, J. W. Marszałku i Prezydencie, i wy prześwietne świata polskiego luminarze, ingens gloria Dardanidum; stawa śmiele, bo niewinny; stawa z upragnieniem, bo sitiens justitiam; stawa z rezygnacyą, impavidum ferient ruinae, etc.»
Pomijam dalszy wywód sprawy: gdy przyszło do explikowania sławnego owego przywileju nadania uroczyska od Xięcia Wasila, Zejmundowi Łopacie Jadźwingowi, tak starożytny dokument zadziwił Sędziów. Słyszałem, jak jeden pytał drugiego, który był w opinji wielkiej literatury, coby rozumiał przez tych Jadźwingów, czylito była familia jakowa starożytna, czyli naród? Odpowiedział mędrzec z powagą: Mościpanie, Jadźwingowie byli jedno, co Aryanie, albo Janseniści teraźniejsi, przeciw którym, gdy wypadły u nas konstytucye wygnania, wynieśli się z Polski, i już ich teraz, chwała Panu Bogu, ich nie mamy.
Dosłyszał tego J. W. Prezydent, i odezwał się: J. W. Mci Panie N. N. nie tak się rzecz ma: prowadzili oni wojny Polszcze, tojest rokosze, i potem następowały sojusze, według zdania Duńczewskiego: musiała tedy ty być znaczna jakaś familia nakształt Chmielnickiego. Oparł się zagadniony krytyce J. W. Prezydenta, i gdy coraz z większą zapalczywością zdania z obu stron popierali, nie mogąc znieść takowej zniewagi J. W. Prezydent, prosił na ustęp. Trwał ten więcej jak dwie godziny, sądy nazajutrz odwołano.
XIII. Gdyśmy się zrana nazajutrz do ratusza zgromadzili, rozeszła się wieść, iż mój antagonista pomiarkowawszy rzeczy, w nocy, nikomu się nie opowiedziawszy, z Lublina uciekł. Patrona na ratuszu od niego nie było: posłano do stancyi gospodarza, potwierdził tę wiadomość. Zmięszaliśmy się wszyscy nie pomału, ubolewali J. WW. nad szkodą skrzynki; stanął więc dekret in contumaciam, tryumfalny dla mnie; ja zaś przez wdzięczność, musiałem grzywny zastąpić salva repetitione.
Po szczęśliwie zakończonej sprawie, pytał się mnie mój plenipotent, co rozumiem o dowcipie i wymowie mecenasów? Jam go wzajemnie zagadł, skąd tek wymowy, nauki i wiadomości czerpają? gdzie są szkoły formujące sukcesorów Cycerona? gdyż słyszałem, że to ma być nauka osobna, pracowita i potrzebująca wielkiej aplikacyi.... Rozśmiał się, i rzekł: szkół żadnych dla patrona nie masz u nas, przez te stopnie każdy przechodził, co i ja, naprzykład: ojciec mój, po odebraniu mnie ze szkół, nie mając sposobności dać mię do dworu, oddał do kancellaryi grodzkiej. Tam kazano mi wypisywać z xiąg tranzakcye na extrakty, wpisywać manifesta, wizye, pozwy, kontrakty, i t. d. Przez trzy lata tam się bawiąc, dla zasycenia pamięci formularzami, zadał mi nakoniec susceptant, jak okupacyą szkolną, ażebym z podanych materyałów manifest skoncypował. Nie jednę pracę zdarł, nim przyszło do aprobaty. Ach! Mości Panie, nie ladato głowy
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/402
Ta strona została skorygowana.